W dziwnym kierunku idzie sci-fi. Wielkie lewitujące pojazdy bez żadnych silników, nie wywołujące hałasu ani wiatru (no może lekka bryza przy szybkim poruszaniu się). Nie pokazywane są tu ekrany, pulpity, konsolety, ani żadna mechanika sterująca statkami. W tym filmie pokazano jedynie tylko bransolety chroniące i pobieżnie wyjaśniono metodę ich działania, no i jeszcze ważko-koptery.
To bardziej jest film fantasy niż sci-fi, bo wątków fantasy jest tutaj aż nadto - przepowiednie, proroctwa, wizje, mesjanizm, wieszcze, matrony, prastare rody, mity, itd. Samej technologii jest tutaj jak na lekarstwo.
Podobał mi się film. Pomimo tego całego pompatyzmu i epickości, które były wokół niego budowane, i przez które ciężko było mi się do niego zabrać, nie żałuję że poświęciłem na to czas. Film okazał się znacznie bardziej minimalistyczny i lekki niż sądziłem - no może poza muzyką, bo Hans Zimmer odwalił taki głośny soundtrack, że nawet jak słuchasz cicho, to on jest głośno. Ale pasował do filmu.
Kadry estetyczne, minimalistyczne i nieprzytłaczające, można nawet powiedzieć, że bardzo instagramowe. Nawet sceny wychuchów były estetycznie zrobione. Jedynie trochę za mało technologii jak na film sci-fi. Również sam motyw przyprawy wygląda trochę absurdalnie w filmie. Cywilizacje które potrafią odwracać grawitację, sprawiając że ich statki unoszą się jak balon z helem, odsiewają pustynię w poszukiwaniu psychotropu który zamienia ich pilotów w jasnowidzącą miarkę i kompas w jednym. Jakoś nie kupuję tego motywu, bo brzmi to absurdalnie. xd Może w książce zostało to lepiej uzasadnione i opisane.
Warto jeszcze dodać, że widać tu olbrzymi wpływ Gry o Tron jeśli chodzi o oświetlenie, wygląd pomieszczeń, a nawet stroje. Wielkie przestrzenie, trochę zanurzone w półmroku, o nieregularnych kanciastych kształtach przywodzących na myśl jakąś kubistyczną jaskinię. Są także masywne drzwi jak do jakichś klasztorów czy grobowców, stoje z długimi trenami, wysokimi czapkami czy całunami, również bardzo w klimacie fantasy, szczególnie Gry o Tron.