Diuna

Dune
2021
7,6 200 tys. ocen
7,6 10 1 199757
7,4 82 krytyków
Diuna
powrót do forum filmu Diuna

Kanadyjczyk staje na wysokości zadania i realizuje film nieprzeciętny, pozbawiony kliszy, schematów. Denis Villeneuve robi rzecz na pozór niemożliwą, bo udaje mu się w harmonijny i nie stereotypowy sposób nakręcic adaptację książki, która jest prawdziwym uchem igielnym nawet dla najbardziej sprawnego i zdolnego reżysera. Reżyser podszedł do problemu w przewrotny sposób, majać świadomość z niezwykle karkołomnego zadania i trudów oddania treści prozy Herberta, rozwiązał to w inny sposób. Udaje się tutaj niemal z maestrią stworzyć film który oparty jest głównie na sensualizmie, doznaniach estetycznych. Historię tak naprawdę poznajemy poprzez zmysłowe wrażenia, kwestia fabularnej treści nie tyle schodzi na drugi plan co zostaje zamknięta w minimalistycznej konwencji. Podobnie zresztą wysublimowany obraz audiowizualny poddany jest identycznym zabiegom. Treść i forma jest w idealnych proporcjach, obraz zapiera dech w piersiach. Całość tworzy obłędną misterną aurę, posępną a jednocześnie zachwycającą, i magiczną w ten film trzeba wejść pełnymi zmysłami, a fabularność pozostawić książce. Niestety duża cześć uważa że to nawet nie tyle najsłabszy aspekt filmu co wręcz błąd wynikający z nieudolność reżyserskiej, identyfikują całą ideę reżyserską, jako nieudolność lub filmową porażkę, nic bardziej błędnego !. To jest wręcz kuriozalne stwierdzenie, reżyserzy takiego pokroju jak Denis Villeneuve, nie robią podobnych zabiegów przypadkiem, lub w wyniku porażki, to wszystko właśnie jest wynikiem reżyserskiego kunsztu i profesjonalizmu, i co najważniejsze również odwagi. Zrobić blockbuster za 160 mln zielonych poniekąd w konwencji kina artystycznego dla pełnego spektrum gawiedzi graniczy wręcz z ryzykanctwem. Wielkie brawa Panie Villeneuve, w końcu jakaś fantastyczna odtrutka, od marvelowkiego lunaparku.

egzik01

No właśnie. Idealnie przekazano fabułę, tak trudną do zekranizowania. Tu nawet krótki kadr ma znaczenie (np: spalona dłoń ukazana przez sekundę ). Każdy bohater dostał tu swój czas. To film, a nie serial, więc wybrano najbardziej kultowe kwestie. Przepiękna praca kamery. Ogromne przestrzenie wyglądają tu bajecznie. Jest tak monumentalnie jak to sobie wyobrażałem czytając książkę. A już muzyka Zimmera to po prostu majstersztyk. Dawno tak dobrej roboty nie wykonał.

ocenił(a) film na 6
egzik01

Spore oczekiwania wobec tego filmu, może zbyt wygórowane, sprowokowała osoba reżysera filmu. Kanadyjczyk zrealizował wcześniej spełnionego "Łowcę androidów 2049" i chyba wpadł w samo-zachwyt, bo właśnie z tą narracyjną strategią podszedł do "Diuny". Wszystko kontempluje.
Koronnym dowodem na to są wszystkie spotkania poszczególnych bohaterów z osławionymi czerwiami. Czerwie te nie budzą żadnego lęku, żadnej trwogi. Ale… nie mogą. Dla reżysera filmu są… piękne. Zamiast przed nimi przestrzegać, zachwyca się nimi, podziwia, kontempluje ich urodę. Jak artefakt w muzealnej gablocie. I w ten oto sposób przegrywa.
Zapominając o tym, czym jest „Diuna”.
To baśń.
To opowieść o księciu, który traci swoje królestwo, przyłącza się do rebeliantów, by walczyć u ich boku z tym samym wrogiem i po drodze zdobyć serce pięknej buntowniczki, z którą doczeka się zapewne pięknego potomstwa.
Tylko tyle i aż tyle.
Banał jakich mało?
Baja dla dzieci?
Jedno i drugie.

Nie jest to jakiś tragiczny film, nie nudzi ani przez chwilę, ale jest, z racji powyższych, tak niesłychanie płytki, wszystko jest tu tak ociosane, podział na dobro i zło tak ostro zarysowany, bez niuansów, bez wątpliwości (król Atrydów jest dobry, bo jest dobry, jego żona jw., Imperator z kolei jest zły, bo jest imperatorem. Harkonennowie są źli, bo okupują i łupią Arrakis. Atrydzi dobrzy, bo … tak,
i tak dalej i tak dalej…
Ten film nie udziela wielu odpowiedzi na nasuwające się podczas seansu pytania. A nie udziela ich, bo nie zadaje pytań. Wszystko trzeba przyjmować na wiarę. To baśń.
A skoro tak, warto było postawić na widowisko. Na spektakl. Tymczasem dzieje się tu niewiele. Reżyser przez blisko 1,5h rozstawia figury szachowe, by potem doprowadzić do w gruncie rzeczy prostego rozwiązania fabularnego (zresztą, może ta książka jest taka - płaska jak diuny).
Reżyser kontempluje wszystkie sceny, jakby kręcił jakąś głęboko uduchowioną opowieść. Tymczasem jest ona bardzo (sic!) przyziemna. Chodzi o Przyprawę. Substancję. Chodzi o pieniądze. O stan posiadania. O materializm.
Z tej jałowej kontemplacji reżysera nad pustką duchową własnego przedsięwzięcia (może ten film jest taki pusty, bo książka jest taka i mimowolnie obnaża to?), wynika jeszcze jedno - brak katharsis.
Nie ma szans na oczyszczenie, bo nie ma skąd się ono wziąć.
Kontemplacja, pejzaże, widoczki, statki, przestrzenie - to pusta ekspozycja, za którą nie kryje się nic.

Poza bajką o księciu, walce o utracony tron i poszukiwaniu księżniczki.

Po seansie pozostaje duchowa pustka.