Na początek nadmienię iż jestem fanatycznym wyznawcą całej serii książek napisanych przez Herberta więć moje spojrzenie na film może być nadmiernie wymagające, nawet pomimo tego że książki czytałem jeszcze jako nastolatek ponad 20 lat temu.Całe lata czekałem na godną ekranizację Diuny która nie zbeszczeciła by tych wybitnych dzieł (Lynch... spłoniesz w piekle), z czego pierwsza książka suma summarum oceniając całość, jest najsłabsza w mojej subiektywnej opinii. W książkach mamy bardzo dużo filozofii, intrygi, psychologii, polityki, rozważań nad religią i zależnościami między tymi rzeczami, co naturalnie nie jest do oddania w dziele kinowym z oczywistych względów. Villeneuve sprytnie w filmie pewne rzeczy pominął puszczając oko do widza z sugestią "jeśli nie rozumiesz, to przeczytaj książkę", albo podchodząc do tego na zasadzie że reszta jeszcze będzie wyjaśniona, dlatego takie rzeczy jak użycie "głosu" przez Lady Jessicę, albo Paula czy metody jego działania mogą być dla widzów który nie znają książek kompletnie nie zrozumiałe i pachnieć powtórką z Jedi, co oczywiście nie jest prawdą. Tak samo dlaczego walczą na bitwach mieczami (to jest częściowo pokazane/powiedziane), nie użyją broni atomowej, i nie ma Robotów/Cyborgów/Androidów. To wszystko ma swoje uzasadnienie historyczne w obrębie universum, jak i polityczne, więc kto się zastanawia odsyłam do źródła.Film jest jak zwykle u Villeneuve fantastyczny wizualnie, i z dbałością estetyczną bez niepotrzebnych udziwnień (zgodne z pierwowzorem), co jest na duży plus. Nie ma po co ulepszać czegoś co już jest świetne, i wynajdywać koła na nowo, bo można tylko niepotrzebnie dostać nim w łeb.Niestety to co jednych może zachęcać, innych może zniechęcać, i za dużo tajemnicy czy niedomówień może podziałać na widownię jako "dajcie więcej, jesteśmy głodni", a inni po prostu stwierdzą "idziemy jeść gdzie indziej, bo dostaniemy tam pełny tależ za te same pieniądze".Ja mam bardzo duży niedosyt po tym filmie, i mam poczucie że treści można było tam jednak zawrzeć więcej, przez co mam wrażenie że dostałem tylko przystawkę, albo obejrzałem pilot serialu. Bardzo piękny pilot, dopracowany pod względem wizualnym, muzycznym, klimatycznym, i w każdym calu wyważonym, ale jednak przystawkę.I tutaj pojawia się pytanie... czy warto?Tak, warto, ale... pod warunkiem że idziecie na seans bez oczekiwania nadmiaru fajerwerków, i przesytu. Idziecie z nastawieniem że danie główne dopiero przyjdzie, bo nie idziecie do fastfoodu.Miejmy tylko nadzieję na to że film odniesie sukces kasowy (a na razie idzie dobrze) i widzowie nie rozczarują się gdy po godzinie przyjdzie kelner powiedzieć im że szef kuchni właśnie dostał zawału, i musza zamykać. Jest to pierwszy film od bardzo, bardzo dawna, którego nie umiem ocenić. Bo gdybym musiał, to ocena byłaby między 5-10, w zależności co miało by być czynnikiem decydującym. Estetyka, klimat, gra aktorska czy scenariusz.A co do gry aktorskiej, to oczywiście nikt nie zawiódł, wręcz było bardzo dobrze, niestety mam wrażenie że pomimo bardzo dobrej obsady brakowało materiału do tego aby pełnię możliwości pokazać.