Wychodzi więc na to, że Ci co twierdzą, że książki to nie wiadomo jakie cudo zwyczajnie bajdurzą - ot taka sobie space-opera o kolejnym mesjaszu.
Nie zamierzam czytać, bo między Lynchem a Villeneuvem fabularnie nie widzę prawie żadnej różnicy a Lynch sfilmował całość - w drugiej części młody Atryda obejmie przywództwo nad Fremenami, nauczy się ujeżdżać czerwie i rozpiździ Harkonenów (będzie więcej nawalanek na scyzoryki). THE END.
Dużo tracisz, ale oczywiście twój wybór. Jednak zachęcam - książka to nie tylko akcja, ale przesłanie.