Prawdę napisawszy ostatnie produkcje Denisa Villeneuve oceniam głównie z perspektywy czysto estetycznej, bowiem to ta w filmie Arrival i Blade Runner 2049 odegrała największą rolę. Niemniej jednak myślałem iż w Diunie genialny i totalny wymiar kadrów uda się Denisowi zestawić z wartką, spójną obrazowo i fabularnie historią... no i nie do końca się to udało.
Mamy tu naprawdę wiele scen, które mogłyby być obrazami przeniesionym na płótno. Harmonia, wyrachowana gra światłem, CGI dosłownie z kosmosu i jak to u Denisa - świetna paleta barw. Z atutów nie sposób nie wymienić również ścieżki muzycznej Zimmera, przy dobrym nagłośnieniu sali kinowej owa muzyka może wbić widza w fotel.
Aktorsko jest nieźle, ale chyba należy rzec - tylko nieźle. Obsadę mamy istnie gwiazdorską, mnóstwo talentu na ekranie. No i może w tym problem? Każdy zagrał na solidnym, dobrym poziomie i ogląda się te plejadę artystów naprawdę przyjemnie choć nieco zabrakło jakiejkolwiek wybijającej się kreacji.
Właśnie ten ostatni aspekt wprowadzić może widza w niemałe zakłopotanie. Charakterystyka postaci została potraktowana z lekka po macoszemu. Cała historia ma kilkia niedopowiedzeń. Brakuje wyraźnych akcentów ALE jest to spowodowane prawdopobnie faktem iż pierwowzór, tj. seria książek Herberta jest tak wieloaspektowym i totalnym dziełem (którego lektura dopiero przede mną) iż arcytrudnym zadaniem wydaje się zamknięcie tego w projekcie filmowym takim jak ten.
Sporo osób zarzuca Diunie iż nie jest zamknięta spójną klamrą, ale trzeba wziąć pod uwagę zapowiedzi dotyczące drugiej części oraz fakt iż koniec /bez spojlerów/ daje nadzieje, ot co, nadzieje.
W każdym razie polecam. Dla każdego kinomaniaka seans obowiązkowy w 2021 roku.Uczta dla oczu i uszu, choć jest to danie nieco chaotyczne miejscami, pozbawione spójności. Jednakże warto się skusić. Ocena punktowa między 7 a 8.