No cóż, za pierwszą część filmu a w szczególności scenę z prekursorami KKK należy się Oskar. Natomiast za część drugą (poczynając od spotkania z Calvinem) złota malina. Nuda wyzierała z ekranu, tylko sceny ze świetnym Jacksonem powodowały, że chciało się to oglądać dalej. Czyżby Tarantino już zaczął odcinak kupony i po zemście Żydów oraz Murzynów przyjdzie czas na wendetę Indian, cyklistów tudzież impotentów?
to chyba prowokacja z tym Oscarem ;) dla mnie scena z KKK to był jeden z słabszych momentów tego filmu (poczucie humoru w tej scenie za bardzo odbiegało od typowego Tarantino, a podążało w stronę taniej amerykańskiej komedii - zupełnie mnie to nie przekonało). z kolei w części drugiej, choćby sceny kolacji w Candyland były mistrzowsko zrobione. takiego napięcia nie było nawet w scenie w piwnicy w Bękartach Wojny. jedyne co mógłbym zarzucić to sztuczne wydłużanie końcówki - wszystko mogło skończyć się 30 minut szybciej a różnicy wielkiej by nie było.
co do ostatniego pytania - czekajmy teraz na film o skośnookich gejach, którzy będą walczyć z najeźdźcami z kosmosu (wszakże u Tarantino wszystko bylo, poza sci-fi)
Co do napięcia przy scenie kolacji to się nie zgodzę - piwniczna scena z Bękartów jest niedościgniona i myślę, że długo taka pozostanie.
Co do sci-fi w wykonaniu Tarantino - brzmi bardzo intrygująco. Mam nadzieję, że Quentin czyta komentarze pod swoimi filmami na filmwebie :)
Jedyny moment w którym wyczuwałem jakiekolwiek napięcie to ten kiedy dr Schultz poznaje Django. To była jedyna chwila kiedy pozwoliłem porwać się magii Tarantino. Kolacja była świetna tylko z powodu obecności Stephena.
Scena z KKK jest w mojej opinii właśnie bardzo Quentinowska. Przecież czarny humor to jego domena.
PS wątpię aby Tarantino wziął się za sf, on ma jakąś awersję do komputerowo generowanych efektów specjalnych.
faktycznie, taki starożytny Rzym w wersji Tarantino mógłby być interesujący. niestety po Django widać, że Tarantino się już wypala, więc szczerze to wszystko co wyjdzie spod jego rąk i będzie w miarę przywzoite jak ten film, da mi sporą radość.
Zdecydowanie widać tu, że film jest tak zrobiony, że "kibicujesz" czarnym, no chyba że nie Samuelowi L. Jacksonowi :P. Ja jednak nie mam zastrzeżeń do filmu, ponieważ obie rasy mają dobrych i złych przedstawicieli, nie ma tu żadnej propagandy na niczyją korzyść, co jest dużym plusem. Film Tarantino o starożytności byłby pewnie zemstą Galów na Rzymianach ;)