Ehhh jak niesłychanie marnie wyglądają te wszystkie żenujące strzelarki w Django na tle tej znakomitej sekwencji akcji z pierwszego Kill Billa.
Trudno się nie zgodzić. Dla mnie krwawa jatka z Kill Billa jest najlepszą sekwencją akcji/przemocy w historii kina i wszystkie inne wypadają przy niej blado. Strzelaniny w "Django unchained" dawały radę, ktoś na forum użył trafnego sformułowania "efekt Peckinpah razy 100".
Chyba sobie jaja robicie. Nie kumam kompletnie zachwytów nad Kill Billem - za to wiem, co Tarantino inspirowało i tak jak on polecam wam Old Boya, który kładzie tego całego śmiesznego Kill Billa na łopatki.
Mi dla odmiany strzelaniny w Django się podobały - dynamiczne, głośne, z jajami i mniej sztywne niż w typowym westernie (skok na plecy Moguy'a czy jak mu tam - cudeńko). Tylko dźwięki chlupiącej w slowmo krwi irytujące, reszta naprawdę wg. mnie świetna.
Nie robię sobie jaj. Sekwencja masakry z Kill Billa to czysta wirtuozeria. Tarantino jak w soczewce skupia w niej wszystkie swoje inspiracje. Mamy tu pracę kamery jak u De Palmy, flashbacki i muzykę ze "Śmierć jeździ konno", tomahawki z "Navajo Joe", walkę cieni z "Samurai fiction", starcie z obłędem 88 zaczyna się jak w klasycznym samurajskim filmie by przeistoczyć się w krwawą rzeź rodem z Hongkongu (zresztą jak sam piszesz wiesz co inspirowało Tarantino). Takiego nagromadzenia spektakularnych scen walki i ciekawych zabiegów formalnych (wprawdzie zerżniętych z innych filmów, ale mi to nie przeszkadza) ze świecą szukać gdzie indziej... a jeśli KB Cię śmieszy możesz obejrzeć go jako "pastisz głupkowatych filmów klasy B" :)
Dzięki za polecenie "Old boya" dużo o nim słyszałem.
Wracając do "Django " strzelaniny naprawdę dają radę i nawet ten chlupot krwi mi nie przeszkadzał. Przyznałem, że wypadły blado przy KB, ale same w sobie mi się podobały.