Wszyscy się zachwycają, a tak na prawdę nie ma czym. To samo przerabialiśmy w przypadku Kac Vegas, American Pie i Avatara. Uprzedzająca ataki to nie - nie porównuję tych filmów, ale łączy je podobne zjawisko. Zachwyt ogółu nad czymś bez wartosci. Szkoda, bo Tarantino uwielbiam, ale tym razem, tak jak w przypadku Grindhouseu się nie popisał.
3/10
Nie oglądałam, bo bałam się, że ten film to (dokładnie tak jak napisałeś ) zachwyt nad niczym. Dodatkowo odstrasza czas trwania (od razu przyszedł mi do głowy wspomniany "Avatar"). Może kiedyś dojrzeję do "Django" ... póki co mam obawy, że stracę cenne 3 godziny z życia...
Obejrzeć zawsze warto, choćby po to by docenić naprawdę dobre filmy Tarantino, bo potrafi je kręcić. Niestety nie tym razem.
3/10 ? Serio ? I wymieniasz ten tytuł jednym tchem z Kac Vegas ?
I jakie to podobne zjawisko je łączy ? Bo chyba nie nadążam zdecydowanie.
Moim zdaniem doskonały film, bez przestojów, nawet nie zauważyłem kiedy minęły te prawie trzy godziny.
Jak dla mnie Tarantino znowu doskonale bawił się konwencją - w tym przypadku westernu. Osobiście bardzo mi się podobał.
również wymieniłabym Django obok Kac Vegas - jako zjawisko. odkąd poszła fama o tym, że taki film powstaje/jest/już w kinach/"ojej, mokro w majtach!" wszyscy się podniecali nie wiadomo jak. może właśnie to nagłośnienie Django spowodowało moje rozczarowanie filmem. jest mocno przereklamowany w moim odczuciu.
nie jest to złe kino, ale również nie powala niczym szczególnie odkrywczym. niemiłosiernie długi, przeciągany film. i Tarantino na salonach, nagle wielbiony przez dzieciaki, które ekscytują się falą brutalności w jego filmach. niczym więcej.
Christopher Waltz jest fajny, ale jego fajność polega na tym samym, na czym polegała w Bękartach wojny - z tym że tutaj reprezentuje dobro, nie zło.
Jamie Foxx obok Waltza traci charyzmę, chociaż też daje radę.
Leonardo DiCaprio - zdecydowanie jest go za mało; chociaż jego kariera zbudowana została na głupim Titanicu, to facet udowodnił, że jest świetnym aktorem, o wielu twarzach. tutaj stworzył genialną postać, ale kiedy znika z ekranu, Django (jako film) przestaje dla mnie istnieć i z niecierpliwością wyczekuję końca, do którego jeszcze daleko...
Zapewniam Cię, że gdyby nie było czym to nie zaszedłby tak daleko. Racja, są filmy, które niczym szarża konnicy wbijają się w armię publiczności, ponieważ wzięli porządny rozpęd poprzez reklamy. Jak np. ,,Hobbit", który jest świetnym filmem, ale nie, aż tak, żeby zajmować to swoje 50-któreś miejsce w rankingu. Ale wcześniej wspomniana szarża ma swoje granice, ponieważ większość inteligentnych ludzi, nie dających się zwieść reklamą i rozgłosem połapałaby się wreszcie, że film nie jest taki dobry i nie pozwoliłaby na dalszy podbój. Jednak widząc jednak grono ludzi, którzy pokochali Django nie można mieć wątpliwości co do tego, że film jest arcydziełem. Oczywiście nie dla każdego. ;]
Zgadzam się z Tobą w 100%, są ludzie i ludzie. Ja należę do ludzi którym się film zdecydowanie podobał.
Występuje tu pewnie zjawisko, ale trochę inne, niż ty je opisałeś- nie "zachwyt ogółu nad czymś bez wartosci", tylko "zachwyt ogółu nad czymś, co mi się nie podoba". Nie mówię że to coś złego czy dziwnego, mnie też American Pie niespecjalnie bawi (chociaż nie widzę, żeby się ktoś nim zachwycał), a takiego np. Drive, chwalonego przez krytyków, kompletnie nie rozumiem.
Nie zgadzam się kompletnie. Wystęuje dokładnie to zjawisko, które opisałem. A Drive, może arcydziełem nie jest, ale jest conajmniej rewelacyjny.
Pewnie że się nie zgadzasz. Przecież tobie się ten film nie podoba, więc dla ciebie jest bez wartości.
Co jest odwrotnie? Że jest bez wartości, dlatego ci się nie podoba? Wychodzi na to samo, bo i tak chodzi o to, co ty sądzisz o tym filmie, a nie, że tak jest ustalone i już.
Odnosząc się do pierwszej części Twojej wypowiedzi - nie wychodzi na to samo. Odnosząc się do drugiej - masz całkowitą rację, z resztą ja zawsze wypowiadam się w swoim imieniu, nigdy w czyimś. Nie jestem na tyle bezczelny by myśleć za wszystkich, więc tak - to co piszę jest całkowicie subiektywne. Pozdrawiam.
Porównanie "Kac Vegas" z "Django" to tak jak porównywać Volkswagena Golfa z Maserati GranTurismo, inne gatunki filmowe (klasy samochodów). No cóż takich znawców kina mamy na filmwebie :D
to jak porownywac gwiezdne wojny i dyktatora z 1940 roku. No bo przeciez to filmy i powinno sie je poddawac takim samym kryteria
oczywiście z uwzględnieniem epoki, w której powstały
K V- 2009 Django- 2013, na dodatek oba filmy to komedie, więc jeśli tych filmów nie można porównać, to w ogóle można coś porównywac??
każdy film jest inny, ale jakoś wszystkie porównujemy wystawiając oceny,
niektórzy twierdzą też, że zarówno Django jak i Kac Vegas jest kiczowatym filmem, ale jak dla mnie KV nie jest kiczem :)
django komedia? byly tak jakies watki humorystyczne, ale bez przesady zeby nazywac ten film komedia
troche kiczowata, ale jednak komedia
poza tym filmy można porównywać i porównuje się bez względu na gatunek, więc nie ma to żadnego znaczenia
akurat te 2 samochody można porównać, są to samochody osobowe, rozumiem, jakbyś napisał, że nie porównuje się ciężarówki z gokartem, ale ty po prostu napisałeś słabszy i lepszy samochód osobowy (porównanie) i twierdzisz, że nie można ich porównywać, buahahahah
a jeśli oglądałeś kac vegas i wystawiłeś ocenę (tak jak przy Django), to właśnie porównałeś te filmy, zastanów się co piszesz
na fw można oceniać gry, seriale, filmy, nie da się porównać gry do filmy (inne kryteria), ale KAŻDY film da się porównać do innego, możemy ew. uwzględnić różne czynniki przy kryteriach, ale ZAWSZE zdołamy porównać film z filmem, np. pod względem oczekiwań, realizacji itp.
Widac nie przeczytales pelnej wypowiedzi autora, albo poprostu twoj mozg nie przetworzyl tego o co mu chodzilo. Nie porownal Django do Kac Vegas, porownal hype wokol tych filmow, a to zupelnie co innego niz porownywanie filmow.
Pierwsze 50 min nie miałem zastrzeżeń lecz jak do "akcji" dołączył DiCaprio film stał się wręcz szmirą. Nie dotrwałem do końca! Pieniacze na temat tego "westernu" powinni obejrzeć klasykę. Odsyłam choćby na http://pl.wikipedia.org/wiki/Western
Właśnie dopiero jak on się pojawił, to film stał się ciekawszy. Te sceny Waltz-DiCaprio są po prostu świetne.
Kwestia gustu, dla mnie osobiście są jeszcze gorsze, ale to żadne usprawiedliwienie dla "Django unchained"
A wiesz co to jest pastisz? Z czego czerpał Tarantino tworząc 'Django Unchained'? Po niskiej ocenie sądzę że nie. Poza tym nie podałeś ani jednego konkretnego argumentu, który wyjaśniał by niską ocene.
P.S. Dla mnie Django i Bękarty nokautują 'Pulpe Nudy' i 'Wściekłe psy', dożywotnio.
Jestem pewien że czerpał z filmu "Django" z 1966 i z wielu innych popularnych westernów.
Akurat z Django 1966 (słabego naśladownictwa "Za garść dolarów", które było z kolei spaghetti westernową wersją "Straży Przybocznej") Quentin zaczerpnął imię bohatera i motyw muzyczny. Nic więcej.
Co to jest "przypadek filmu"? Jak definiujesz termin "Czemu"?
Masz zamiar rozpocząć rozprawę filozoficzną? Nie użyłem słów niezrozumialych dla przeciętnego człowieka, więc jeśli się ze mną nie zgadzasz zwyczajnie to napisza zamiast zaczynać podchody. Pozdrawiam.
Tygrum chciał zapewne się dowiedzieć, co jest dla Ciebie (podkreślam dla Ciebie) przejawem wartości w filmie? Jeśli już się dowiemy, co różni te wartościowe filmy od bezwartościowych, to będzie można dyskutować dalej. Bo wymiana opinii typu "zgadzam się", "nie zgadzam się", z konstruktywną rozmową nie ma za wiele wspólnego.
A teraz dodam coś od siebie:
"Wszyscy się zachwycają, a tak na prawdę nie ma czym."
Jest czym, gra aktorska, ścieżka dźwiękowa, zdjęcia, scenariusz, wszystko to (pomimo pewnych niedociągnięć) jest wykonane na wysokim poziomie.
"To samo przerabialiśmy w przypadku Kac Vegas, American Pie i Avatara. Uprzedzająca ataki to nie - nie porównuję tych filmów, ale łączy je podobne zjawisko."
Skoro piszesz o nich w kontekście podobnego zjawiska, to znaczy, że je porównujesz.
"Zachwyt ogółu nad czymś bez wartosci"
O tym pisałem powyżej.
"Szkoda, bo Tarantino uwielbiam, ale tym razem, tak jak w przypadku Grindhouseu się nie popisał. "
Mi się Death Proof podobał, charakterystyczne dla Tarantino nawiązanie... w tym przypadku do "kina drogi".
I po co te wypociny? Nic co napisałeś nie jest prawdą więc po co to w ogóle pisałeś? Fałszywe argumenty i fałszywe wnioski. Dawno nie czytalem takich bzdur.
No, właściwie użyłeś.
Napisałeś że film jest bez wartości, uzasadniając to tylko tym że Ci się nie podoba, ale nie napisałeś np dlaczego.
Zrozumiałe więc, że chciałbym uzyskać nieco więcej informacji.
Nie jestem profesorem, ale wiem, że "co najmniej" piszemy oddzielnie. Różnica między nami polega również na tym, że Ty piszesz iż uwielbiasz Tarantino, ale twierdzisz że "Django" to badziew. Natomiast ja nie przepadam za filmami pana Tarantino, ale doceniam "Django". Weźmy jedną scenę, w której Schultz namawia Murzyna do zastrzelenia farmera, orzącego ziemię, farmerowi przy pracy towarzyszy małoletni syn. O indoktrynacji zrobiono kilka całych filmów (np. "Fala"), natomiast tu jest pokazane jak działa indoktrynacja w kilkuminutowej scenie. Schultz po prostu wmawia Django, że farmer to tak naprawdę nie farmer, tylko bandyta napadający na dyliżanse i dodatkowo kusi go kasą. Tylko dla tej sceny można powiedzieć, że "Django" to mistrzostwo.