trochę mnie rozczarowała jej postać, nie tyle jej gra bo w sumie nie miała nic do grania, w świecie Quentina zawsze mieliśmy do czynienia z silnymi babkami, wystarczy wspomnieć Pannę Młodą, laski z Grindhouse czy Jackie Brown a tym razem stworzył taką typową spagwestową damę w opresji...
też to zauważyliście?
Czyli gdyby podrzynala gardla, strzelala miedzy oczy roznym takim albo znala wschodnie sztuki walki to bylaby git?
zgadzam się z "DziurawaMarysia", Washington nic nie miała do zaprezentowana poza ładną buźką i zgrabnym ciałkiem, czy też za każdym razem irytującym piskiem w jej wykonaniu. Znając Quentina, główna postać kobieca powinna pokazać pazur i walczyć ze stereotypem kobiety-sierotki która niczym zapłakana królewna uwięzione (w tym przypadku) w 'niewolniczej wieży', czekają na rycerzyka, który robiąc krwawą drakę czy niwelując białe pionki krok po kroku pnie się, ratując ją z opresji. Może mam teraz wąty do scenariusza, ale grę Kerry to nie usprawiedliwi, brakowało mi w tym filmie 'zdecydowanej, silnej babki'... No cóż ;)
To już są aspekty osobowościowe, i takie przypadki na pewno bywały ;) Tarantino łamie konwenanse, w tym również tkwi jego kunszt, więc dlaczego nie ;)
Może w tym przypadku łamie stereotyp "typowej postaci kobiecej z filmów Tarantino".
No i od czasu PF to pierwszy film QT w którym nie ma zbliżenia/motywu o kobiecych stopach.
Doskonale powiedziane! Pozatym tutaj Broomhilda nie odgrywała niewiadomo jak znaczącej roli, bo fabuła skupiała się raczej na samym Django.