Tarantino po raz kolejny pokazał klasę. Tym razem zabrał się za western. Na początku byłem trochę sceptycznie nastawiony do tego filmu, gdyż jakieś 2-3 lata temu pojawił się japoński pierwowzór tego filmu za który w jakiejś części odpowiadał Tarantino, który zwał się "Sukiyaki Western Django". Film okazał się spagetti westernem doprawionym dużą dawką kupy, ale nie o nim mam zamiar pisać. Najnowszy Django jest kwintesencją westernu jest mnóstwo strzelanin, hektolitry krwi, wątek romantyczny i dramatyczny, a dodatkowo jak to Tarantino dorzucił od siebie mnóstwo zwariowanego i inteligentnego humoru, świetnej muzyki, swojej wiedzy o współczesnej kinematografii a nawet dawki antysemityzmu którego dopatrzyli się spoceni i śmierdzący gogusie z Hollywood. Gwiazdorska obsada jeszcze dodaje smaczku, chociaż Christopher Waltz wybija się spośród nich znacząco. Zapewne zostanie ulubionym pupilkiem Tarantino, jakim jest Depp dla Bartona. Polecam ten film gorąco, a jeśli wam się nie spodoba to wracajcie do oglądania żenujących polskich komedii romantycznych nowego pokolenia.