Czekałam na Django z niecierpliwością, gdyż jestem wielką fanką twórczości pana T., a poza tym interesuję się tematyką historii amerykańskiego południa i niewolnictwa.
Film mnie nie zawiódł! Przede wszystkim ŚWIETNE aktorstwo, ja najbardziej zwróciłam uwagę na rolę DiCaprio, który udowadnia swój mistrzowski warsztat w kolejnym filmie. Demoniczny, karykaturalny, zabawny i momentami nawet trochę żałosny Monsieur Candy na długo zapadnie w pamięć. Waltz jak zwykle wyjątkowy, przezabawny i charakterystyczny, jedyne zastrzeżenie mogę mieć takie, że gra podobnie jak w Bękartach (tej roli chyba nic nie przebije), jednak podoba mi się jego sposób budowania postaci, więc nawet jeśli jest trochę kalki, to nic nie szkodzi. Można to zauważyć, ale nie ujmuje to w odbiorze roli.
Dalej: zabawne dialogi (scena z workami na głowach i to "I count 6 bullets nigga. I count 2 guns, nigga" takie westernowe, pojedynkowe, cudowne :) )
Muzyka rewelacja, scenografia, i ta charakterystyczna dla T. jatka :) Sam Tarantino powiedział "violence is fun to watch" i to jest dokładnie to! nikt nie rozlewa krwi z takim wdziękiem jak on.
Podobały mi się też smaczki charakterystyczne dla kultury amerykańskiej, jeśli ktos się interesuje (SPOILER: Django i dr Schultz w barze, najpierw przybiega szeryf stanowy, pif-paf, a pozniej dopiero federalny rozwiazuje sprawe;) KONIEC SPOILERA) lub to jak Schultz powoluje sie co chwile na swoje prawa :D
Nie wiem co w tym filmie moze sie nie podobac, ja na pewno jeszcze do niego wroce
Widziałaś wszystkie filmy Quentina? Na której pozycji umieściłabyś ten, spośród wszystkich wyreżyserowanych przez niego? Z czystej ciekawości pytam, lubię porównywać swój gust z innymi. : )
nie mam pojęcia na której :) muszę obejrzeć chyba jeszcze raz i rankingiem zająć się jak opadną emocje;) narazie chyba najbardziej podobał mi się Death proof