To Landa, tylko,że z bródką i wąsikiem. Po Bekartach Wojny zacząłem wierzyć w jego talent aktorski, a teraz, nie wiem czy to wina scenariusza czy aktora, znowu zagrał DOKŁADNIE tak samo. Smuci mnie to bardzo bo spodziewałem się więcej bo superlatywach i pozytywnych opiniach o jego genialnej roli.
Głupotą przebiłeś wszystkich, a to duży wyczyn. Nie cieszyłbym się jednak z tego faktu, lecz zaczął się martwić i szukać lekarza.
Zapoznaj się z definicją tego słowa przygłupie. Zarówno w sensie filozoficznym jak i rozumieniu potocznym to co napisałem jest faktem. Zresztą nie zamierzam z Tobą dyskutować na temat językoznawstwa, bo nie po to tutaj jestem.
Poczytaj posty w tym temacie to będziesz wiedział, że można zagrać przeciwstawne charaktery w bardzo zbliżony pod względem środków aktorskich sposób.
No to najwyraźniej czytanie ze zrozumieniem dalej leży jak kłoda, ale w tym już nie pomogę; trenuj, trenuj i jeszcze raz trenuj.
Zaskakująco dużo "ignorantów, tumanów i prostaków" się tutaj zebrało. Jednak prawdziwy jest tylko jeden.
Jak to mawiają "nie walcz z idiotą bo zrówna Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem" więc żegnaj kretynie.
polecam kurs logiki, najlepiej akademicki, a do tego lekturę książek o rzemiośle filmowym, a w szczególności o grze aktorskiej. może kiedyś przestaniesz mieszać sposób interpretacji postaci i jej odgrywania od niej samej, a tym samym twoja wyobraźnia pójdzie o krok dalej i będzie w stanie wyobrazić sobie postać złą i postać dobrą zagraną podobnie. życzę ci tego z całego serca:)
Fajne kreacje w tym filmie to zagrali Samuel L Jackson i DiCaprio. Oni rzeczywiście byli inny niż w swoich wcześniejszych filmach. Waltz z drobnymi różnicami (dostrzegalnymi dla tych co znają się na rzeczy) faktycznie zagrał prawie tak samo. Chodzi o manierę, akcent, gesty, mimikę itp. Ponoć w Rzezi - Polańskiego jest inny, ale nie widziałem. Pozdro.
Mogę się tylko pod tym podpisać. Samuel i Leo to największe plusy tego filmu. Dla mnie to oni powinni znaleźć się w gronie nominowanych do Oscara. Rzeź była moim drugim filmem z Waltzem (po Bękartach), więc wtedy jeszcze nie zwracałem jakoś szczególnie uwagi na podobieństwa. Jednak w Wodzie dla słoni już niestety tak i byłem lekko zaskoczony żeby nie powiedzieć rozczarowany. Pozdrawiam również.
Zwróć uwagę, że Tarantino napisał mu identyczną rolę. W sumie trudnym zadaniem byłoby zagranie jej inaczej przez tego samego aktora.
a mi na odwrót jako doktorek Stephen bardziej się podobał, bardziej mnie ujął swoimi tekstami i swoją osobą niż Landa.
bardziej się podobał, bardziej mnie ujął swoimi tekstami i swoją osobą niż Landa.' - to nie ma nic wspolnego z gra
nie wiem czy rozrozniasz skoro piszesz ze charyzma mu pozwolila na ukazanie dwoch roznych bohaterow. pozwala na to wlasnie gra, umiejetnosci, technika. charyzma to jedna cecha, ktora predzej szufladkuje jak np eastwooda (charyzmatyczny twardziel itp)
nie ma czegos takiego jak charyzmatyczny twardziel, Eastwood po prostu gra jedna naburmuszona mina, ale ni o to tu chodzi. to Właśnie charyzma aktora pozwala mu na odegranie dwoch z grupntu roznych postaci , no i oczywiscie talent i warsztat takze, ale nawet mając warsztat a będąc bez tej ikry i bez polotu nie udaloby sie stworzyc kreacji komus godnej dlugiego zapamietania
oczywiscie ze jest., clint to najbardziej charyzmatyczny twradziej w historii. dzisiejsi to mieczaki. moze bardziej osobowosc, lub umiejetnosci kotre pozwalaja aktorowi na zwrocenie na sieie uwagi
jak wyżej, uwierz mi ja też czasem wyglądam jak "charyzmatyczny twardziel" jak mnie ktoś wkurza i robię naburmuszoną minę, co więcej pewne osoby mi powiedziały, że potrafię zabić wzrokiem
nie wiem czemu zabieralo literki... pewnie cos z netem.
heh clint to swoja droga siwetny aktor wiec nie wiem czy zartujesz czy nie. jezeli nie gra twardziela, to po prstu nim jest. po prostu nr 1 w tym temacie
nie zwracam na to uwagi
ja nie ujmuję nic z jego możliwości aktorskich, chodzi mi o to że niekoniecznie istnieje coś takiego jak charyzmatyczny twardziel lol
no tak w końcu masz przed sobą charyzmatyczną twardzielkę, która stoczyła wiele bitew słownych na fw, < bardzo skromna jestem>
postanowił rozpocząć filozoficzną dysputę z katedrą, na temat, który z badassów był najbardziej badassowaty w badassowatej formie analizując poszczególną złożoność interakcji między jednym badassem a drugim.
ps obie postacie są wyraziste i to bardzo, charyzma Waltza pozwoliła jednak na ukazanie dwóch z gruntu odmiennych bohaterów , a to, że się mi podobal bardziej jako Stephen i nie uważam aby było coś tutaj wtórnego ( także jesli chodzi o sposób gry) no to jest po prostu moja opinia do której mam prawo.
Waltz jest w tym filmie zwyczajnie przeeksploatowany, do tego stopnia że robi się wręcz męczący- wina reżysera.
Nie wiem czy ktoś z was oglądał film pt. "Rzeź" Polańskiego. Tam Waltz grał zupełnie inaczej niż w filmach przez was wspomnianych. Myślę, że podobieństwo Schultza do Landy wynika z zamysłu Tarantino, który chciał pokazać, że zarówno dobrego i złego można zagrać w ten sam sposób. Jak dla mnie Waltz to genialny aktor, ale to jest moja subiektywna opinia, która może się potwierdzić gdy dostanie po raz drugi Oscara.
Oglądałam "Rzeź" - faktycznie - Waltz z "Rzezi" to zupełnie inny aktor, co tylko potwierdza jego klasę i talent. I wcale nie uważam, żeby postaci z Django i Bękartów grane przez Waltza były podobne.. to chyba bardziej wynika z vis comiki tegoż aktora niż z właściwych podobieństw... Życzę mu tego Oscara z całej siły i mocno trzymam kciuki.W/g mnie zasłużył choćby dlatego, że po raz kolejny "ukradł" film będąc postacią nota bene drugoplanową. O ile mi wiadomo udało się to dwukrotnie tylko i wyłącznie jemu. Może to zasługa Tarantino ale jakoś nie jestem przekonana do tej opcji..
Przecież w "Rzezi" grał zupełnie tak samo. Taka sama, wiecznie uśmiechnięta, cyniczno-ironiczna postać mówiąca wszystko tonem uprzejmej lekkiej konwersacji na proszonej herbatce u cioci.
Za mało ról Waltza widziałem, Ty również nie widziałeś, jak się domyślam, większości niemieckich i austriackich produkcji w których zagrał, więc zagalopowałeś się ze stwierdzeniem jakoby to był genialny aktor. Jedna, dwie, trzy role nie świadczą o geniuszu. Jego zawędrowanie na listę TOP10 po jednej roli u Tarantino mnie delikatnie mówiąc zdenerwowało. W Django dostał rolę identycznie napisaną jak tą w Bękartach, więc trudno szukać w tym jakiegokolwiek potwierdzenia dla jego geniuszu. W Bękartach był szarmanckim, uprzejmym i inteligentnym gentlemanem i identyczny jest w Django, różnicą jest tylko finał jego działań - tam okazywał się złym tu dobry - to już zależało od scenariusza, a nie od jego rzekomego kunsztu. Jak ma się taki Waltz do DiCaprio... ????!!!!
dokłądnie zgadzam się z Hasan89, obejrzyjcie Rzeź, zacznijcie dyskredytować Waltza. (nawet w słabej "Wodzie dla słoni" Waltz zdaje się podobny Landzie choć całkowicie różny)
to raczej zamysł samego Tarantino jak i Waltza. W wywiadach podkreślał fakt, iż postać Schultza była pisana z myślą o tym, że zagra ją właśnie Waltz. Nawet podczas pracy nad skryptem konsultował się wielokrotnie z nim.
Masz zupełną rację.
Już w przypadku Bękartów wojny byłem sceptyczny wobec talentu tego pana. W "Rzezi" i we fragmentach jakiegoś europejskiego filmu z jego udziałem, które widziałem kiedyś w kablówce mogłem się jednak przekonać, że potrafi być interesującym aktorem.
Oglądając jednak "Django" można łatwo zauważyć, że jego środki aktorskie są bardzo dyskusyjne i balansują na granicy narcystycznego popisu nie powściągniętego reżyserską dyscypliną kabotyna. Waltz nadekspresyjnie rusza głową, siecze dłońmi jakby grał w teatrze i był zainteresowany tym żeby dotrzeć również do widzów w ostatnich rzędach, zupełnie w ten sposób przerysowując źle napisaną, niespojną z resztą postaci rolę. Waltz zagrał to rolę na jednym patencie i taki jest przez cały film, poza sceną kiedy Calvin przynosi do stołu czaszkę i młotek kiedy widać na jego twarzy inny rodzaj emocji. Jaki to patent? Jego Schultz to podobnie jak niegdyś Landa, postać większa niż życie. Jego cechą charakterystyczna jest absolutna pewność siebie, którą Waltz kreuje za pomocą specyficznej artykulacji słów, znacząco z pewną arogancją raczej, niż godnością gestu podniesionej głowy. Jest przy tym dosyć wtórny wobec wcześniejszego występu u tego reżysera. ponadto mnie osobiście ten koncept postaci burzył możliwość odczuwania napięcia ze śledzenia fabuły bo szalenie szeleścił papierem. Bo jak już wspomniałem jest to "postać większa niż życie"; no więc dokonuje wręcz cudów brawury typu strzelania do szeryfa w jego miasteczku pomiędzy jednym łykiem wódki a drugim. To oczywiście nie jest film realistyczny, ale jak każdy cechuje się pewnym własnym realizmem wynikłym z założonej konwencji. Tymczasem postać doktora jest niespójna z tą konwencją bo Tarantino obdarza go cechami superbohatera (oczywiście nie dosłownie).
Cóż. Sukces tego aktora w Hollywood jak wiele innych podobnych karier wynika raczej bardziej z dobrego planu marketingowego niż z pieczołowitej, starannej pracy nad rolą.