Potwierdzam. siedziałem zauroczony w kinie. Świetne dialogi, wiele scen "niepotrzebnie" dodanych i przedłużonych - to znaczy reżyser pięknie bawi się scenariuszem i 3h w kinie są całkowicie sycące (w przeciwieństwie do np. Hobbita - choć jestem fanem fantasy i Tolkiena). Piękny western i nie-western. Muzyka świetna, tu również się Quentin bawi - nagle gangsta rap na dzikim zachodzie - świetny pastisz. Sikająca krew pięknie podbarwia obraz i człowiek naraz ogląda niby brutalny film ale jednak ciągle się śmieje. Jak dla mnie parę oskarów - obie role pierszoplanowe oraz scenariusz. POLECAM. Acha no i firmówka Quentina - tzn. występuje w swoim filmie w epizodycznej roli a jego bohater jak zawsze szybko ginie :D