Tarantino mimo upływu lat dalej sie bawi.Tarantino wciąż niezawodny jako mistrz pastiszu i
specjalista od odrestaurowywania starych,troszke juz zapomnianych a takze niedocenianych
gatunków filmowych, wraca w pięknym stylu ze swoim nowym "dzieckiem" nazwanym przez
swojego tatusia Django.Ta prosta historia mogłaby być opowiadana przy wieczornym ognisku,
gdzieś na pustyni Dzikiego Zachodu,przez zarośnietego,przepoconego,starego
kowboja,pamiętającego czasy jeszcze sprzed wojny secesyjnej.Bowiem wtedy właśnie skuty w
łańcuchy czarny niewolnik imieniem Django,spotyka na swojej drodze byłego dentyste,a
obecnie łowce głów dr.Kinga Shulza.Facet jest ekscentrykiem i na owe czasy człekiem
postępowym,ponieważ brzydzi sie i gardzi niewolnictwem.Niebawem ta dziwna para łączy sily
we wspólnym interesie i przemierzając kraj, sieje ferment wsród
konserwatywnej,rasistowskiej społeczności plantatorow z Poludnia.Bezsensownym jest
streszczać fabule tego szalonego filmu;to po prostu trzeba zobaczyć i samemu indywidualnie
podziwiać.Nowe dzielo Qentina jest legendą amerykanskich pustyń i bezdroży bagnistego
ujścia Missisipi,to filmowa gawęda opowiedziana w duchu spaghetti westernu.Na naszych
oczach tworzy sie mit.Mamy tu rozmach realizatorski,mamy linearną, sugestywną
narrację,ktora tworzy niezapomniane wrażenie na nas widzach,ktorym pozostaje tylko się
delektować,bawić i patrzec z rodziawiąną buzią na to co sie wyprawia na ekranie.A dzieje się
naprawde dużo,akcja nabiera rozpędu,film jest niezwykle dynamiczny.Dialogi są
perfekcyjne,role rozpisane z prawdziwa brawurą, na jaka stac tylko naszego mistrza.Smiejemy
się,by za chwilę zostać trafionym prosto w serce sceną tak brutalną i wyrazistą,ze krew mrozi
sie w żyłach.
Tarantino spoważniał od Bękartów wojny,gdzie juz używał podobnych srodków.Już nie tylko
przejaskrawia,puszczając do nas ironicznie oczko,teraz również szokuje.Jakby zataczał pętle w
swojej twórczości przywodząc na myśl Wściekłe psy.Prawie czuje się fizyczny ból jaki
przeżywają bohaterowie.Niektore sekwencje filmu sa nad wyraz "realistyczne" w swej
wymowie.Czyżby powoli zmienial sie z genialnego chłopca w wytrawnego,dojrzałego tworce
szlifującego nieustannie swoj warsztat?..
Nie sposób nie wspomnieć o cudownej atmosferze tego filmu,podkreślanej umiejętnie
muzyką,która zniewala w kazdej wlaściwie scenie.Mamy tu romantyczne ballady,granie typowe
dla spaghetti westernów..kilka znakomicie dopasowanych utworów,ktore są znakiem
rozpoznawczym Qentina,ale co już naprawdę jest niesamowite, slychać nawet rap podczas
jednej z widowiskowych,krwawych na maxa strzelanin.Spodziewalibyście sie uslyszeć 2 Paca
w filmie osadzonym w czasach przed wojna Północ Południe? to tylko na Django panie i
panowie.Nic tutaj nie razi,wszystko jest na swoim miejscu.Wżywamy sie w losy
ludzi,przeżywając silne,momentami skrajne emocje by wreszcie doznać poczucia ulgi i
spełnienia w spektakularnym i spelniającym wszelkie oczekiwania finale.Po prostu
mistrzowstwo.
Film obfituje w smaczki,ktorę bedą bawić tych bardziej zapoznanych z twórczoscią
reżysera.Błyskotliwie wplecione,krótkie retrospekcje pozwalają głębiej zrozumieć intencje
bohaterów i jeszcze bardziej się z nimi zżyc.Tarantino mając pełną wolność tworzenia i zielone
światło na kazdy pomysł i zabieg artystyczny tworzy dzieło spojne i właściwie pozbawione
jakichkolwiek wad.Ja takowych nie zauważyłem i jestem przekonany ,ze jeszcze nie raz wróce
do tej historii.Tak to juz jest z filmiami Qentina,mozna sie nimi upajać bez końca,ciągle coś
odkrywać i podziwiać ich kunszt.Aktorstwo jest na poziomie,ktore wykracza poza normalne
pojmowanie.Reżyser prowadzi po swojemu swoje gwiazdy,umieszczając je na firmamencie
nieba wg własnego upodobania.Jamie Fox gra swoja role życia,Samuel tworzy postac
doprawdy nieznośna w odbiorze, a Leonardo jako Calvin Candy to prawdziwy diabel
wcielony.Coż ..to po prostu trzeba zobaczyc i poczuc na własnej skórze.Doskonały Christof
Waltz początkowo wydaje sie zbyt manieryczny w swojej grze i wdaje się, ze wyważa otwarte już
drzwi,ale nie dajcie sie zwieść..wszystko tu ma swój cel.Django to bohater czarnych.Rozprawia
sie z białymi rasistami,a historia osiąga wymiar socjologiczny.Film nawiązuje do jednego z
najbardziej wstydliwych dla Ameryki okresów, jakim było niewolnictwo,ukazując tym samym
poglądy samego twórcy na te tematy."Dobrze jest wiedziec,ze gdzieś tam jest jakis koleś,ktory
żyje za nas wszystkich grzeszników"-parafrazując słowa Sama Eliota z Big Lebowskiego,tak
samo tutaj wspaniale jest mieć swiadomość,ze kiedyś Qentin znowu uraczy świat efektem
swojego geniuszu i nieskrepowanej pasji, pozwalając wyrwać sie z szarej rzeczywistosci na
ponad 2 godziny.