Film jest zdecydowanie za długi. powinien skończyć się najpóźniej po dwóch godzinach. potem sceny przemocy stają się już nieśmieszne i wręcz nużące...niestety trzeba też wskazać na zbyt duża powagę (jak na filmy tarantino) w ostatniej części filmu. zwykle te sceny przemocy nie napawały u tarantino niesmakiem, bo były zrobione "z jajem". Tu jest to "na poważnie" - budzi obrzydzenie, a potem wręcz nuży.
do plusów zaliczam wspaniałą grę "boskiego" di caprio. no i waltz... mam niestety wrażenie, że jego gra niewiele się różniła od tej z "benkartów". tam było to coś ekstra (jak i tutaj), ale tam było to coś nowego - a tu to jest już "tylko" powtórzeniem. ale i tak rola rewelacyjna. trochę niestety mam tez zastrzeżenia co do realizmu postaci granej przez waltza. początkowo wydaje się groźnym twardzielem, ale potem mięknie i zachowuje się w sposób całkowicie głupi - daje się zabić przewidując, że jego zachowanie skończy się jatką...