Pierwszy, z oglądanych przeze mnie filmów Yasujiro Ozu, z takim dynamizmem scen. W sekwencjach narciarskich, nie dość, że pojawiają się panoramy, to jeszcze efektowna jazda kamerowa za zjeżdżającymi ze stoku. Kompletnie to do Ozu niepodobne. Sam film nie robi takiego wrażenia jak "Co z tego, że się urodziłem" czy "Opowieść dryfujących trzcin", ale niewątpliwie warto zobaczyć ten formalny eksperyment Japończyka.