Ten film ma naprawdę całkiem spore plusy. Po pierwsze to dwaj aktorzy. Jake Gyllenhaal i Forest Whitaker naprawdę zagrali świetnie. To właściwie główny bohater ciągnie ten film! Jake zagrał kapitalnie i do tego po prostu widać, że się dobrze czuł w roli boksera. Zdecydowanie nie można mu nic złego zarzucić Drugim plusem są walki, które są ukazane naprawdę dobrze. Muzyka jest dobrze dobrana i świetnie pompuje adrenalinę.

Niestety największą wadą tego filmu jest jego schematyczność. Mamy tu typową opowiastkę o człowieku, który stoczył się na dno po czym się z niego wydostał. Jest też obowiązkowy motyw z trenerem. Wszystko kończy się happy endem od którego mogą zaboleć zęby. Zakończenie jest tak "słodkie" i szczęśliwe. Do tego często dławiłem się tą powagą. Brak tu było czegoś na rozładowanie napięcia. Czasami też scenarzysta próbował nas na siłę wzruszyć. Chodzi mi szczególnie o śmierć tego dzieciaka z siłowni. Nie oszukujmy się, ta postać była w tym filmie tylko po to, by wzruszyć widza gdy umrze. Postacie też napisane są dość jednowymiarowo. Przeciwnik z którym na koncu mierzy się główny bohater jest oczywiście zakochanym w sobie i pewnym swoich umiejętności pajacem, który musi się popisywać. Nie ma w nim właściwie nic dobrego. Tak samo postać grana przez 50 centa. Od początku można się domyślić jak się zachowa.

Podsumowując z jednej strony nie bawiłem się jakoś źle, ale ilość schematycznych rozwiązań niestety zdecydowanie obniża ocenę tego filmu. Gdyby nie fenomenalny Gyllenhaal byłoby bardzo kiepsko.