Szacun dla Gyllenhaala. Jake, czyli Billy Hope, podjął rękawice i udźwignął na barkach cały film. Po seansie zostajemy z siniakami, a bolą przede wszystkim ciosy, których głównemu bohaterowi nie szczędzi życie. "Do utraty sił" to nie tylko 12 starć na ringu, choć na rozwój wydarzeń patrzymy nieco podbitym okiem – ile to już razy widzieliśmy tak oklepaną (a może 'obitą') historię o odkupieniu win? Kunszt Gyllenhaala oraz świetny montaż sprawiają jednak, że ani przez rundę nie myślimy o rzuceniu ręcznikiem.
I tylko my, Polacy, możemy żałować, że od dziś Amerykanie mają nową "ostatnią nadzieję białych".
PS Swoje 3 grosze dorzucił też 50 Cent.