Ta ostatnia część nieoficjalnej trylogii nie ma żadnego powiązania z resztą, a szkoda.
Fulci tym razem idzie bardziej w stronę interesującej fabuły i naprawde mrocznego,
niepokojącego klimatu, pozostajac jednak przy groteskowej, absurdalnej stylistyce "Miasta żywej
śmierci" i "Hotelu siedmiu bram". Całą resztą jednak różni się od nich. Jak jednak podobał mi
się klimat, muzyka (ponownie świetna) tak wszelkie zwroty akcji są mocno naciągane.
Dziewczynę atakuje nietoperz i jej mąż pomaga jej dopiero jak ta zaczyna krzyczeć żeby jej
pomógł. Nietoperz gryzie go po ręce, a ten zamiast go po prostu zrzucić woli lecieć do kuchni i
zabić go nożem. Albo dziecko klinuje sobie rękę w drzwiach i szamota sięjak opętane zamiast...
po prostu wziąść stamtąd rękę. Tak samo jak w przypadku "Hotelku" końcówka jest durna i
pozbawiona sensu, co jest już naprawde przykre. Reżyser popełnia ten sam błąd trzeci raz. w
"Mieście..." to było całkiem z dupy, w "Hotelu.." to był wielki WTF!? a tutaj takie niewiadomo co.
Podsumowujac całą trylogię - są to filmy proste, kiczowate i durne i spodobają się pewnie tylko
zaciekłym fanom starych horrorów lub po prostu osobom lubiącym kicz. Trylogia Fulcigo daje też
niezwykle dobry obraz tego jak specyficzne są włoskie horrory, jak ich podejście różni się w
przeciwieństwie do Amerykanów chociażby. Jakkolwiek bym na te filmy nie narzekał, bawiłem
się dobrze i przez swoją groteskę zapadna mi w pamięćna długo.
Polecam. Obejrzyjcie, choćby po to aby samemu się przekonać czy włoskie kino grozy jest dla
was czy nie.