Całą atrakcją i siłą napędową tego filmu jest staruszek Clint - jak zwykle cyniczny, gburowaty i niesympatyczny , ale niezawodny :) Wyobraźcie sobie, że w tym filmie go nie ma - co by zostało ? - ot prosta, przewidywalna historyjka na niedzielne popołudnie. On nadaje temu filmowi trochę charakteru, ale jednak sam Clint to za mało, dlatego oceniam film na 6. Wątek miłosny beznadziejny jak dla mnie, wprowadzony jakby na siłę.Sama historia może by była i ciekawa, gdyby nie tak rozwleczona. Krótko mówiąc - jesli ogladać to tylko dla Clinta ( notabene niech żyje 100 lat ).
Tak jakby nie mogli się zdecydować , czy pokazać bejsbol czy kulisy gdzie wybiera się zawodników. W końcu nie pokazali ani tego ani tamtego w wystarczający sposób. Film byłby lepszy gdyby pokazano więcej klubów i innych zawodników. Wieki szum i całe to zamieszanie z draftem jakie obecnie co roku panuje świetnie by kontrastowało ze starym Clintem i jego nawykami z czasów młodości ukazując jaki sport jest obecnie .
No yo. To film familijny był a nie sportowy, bardziej chodziło o kontakty ojciec-córka a nie drafty i miszczostwa. To nie Moneyball.