Film postanowiłem obejrzeć głównie dlatego, że jestem fanem Eastwooda. Clint z dobrze wszystkim znanym wyrazem twarzy kreuje tutaj tradycyjnie postać gbura, momentami nawet chama, który za nic ma zdanie innych. Podobnie jak we Władzy absolutnej, Za wszelką cenę czy Gran Torino. Nie radzi sobie w relacjach z otoczeniem. W ostatecznym rozrachunku potrafi jednak wydobyć z siebie choć odrobinę czułości, życzliwości, stanąć w obronie bliskich w razie potrzeby.
Gdyby nie postać Eastwooda oceniłbym film na 5/6.
Jeśli chodzi o grę Timberlake'a - nie przeszkadzał mi wcale. Mimo, że nie jestem fanem jego muzyki, nie mogę nic zarzucić jego grze. Nie stworzył wspaniałej, wybitnej roli, ale też nie grał tragicznie.