Osobom, które nigdy nie oglądały anime (DB) chciałbym uświadomić, że fabuła filmu pokrywa się mniej więcej w 5% z oryginałem. Ale to może nie być powód do narzekanie dla osoby, która nigdy nie oglądała dzieła Toriyamy. Komuś mogły się podobać efekty specjalne (żałosne!), gra aktorska (ujdzie w tłumie) i fabuła (brak słów jak idiotyczna). Ok, jeśli ktoś uważa, że kupa łajna ładnie pachnie i wygląda estetycznie to jego sprawa.
Nie to jest według mnie najgorsze. Najbardziej w całym tej marnej produkcji nie spodobał mi się główny bohater. Nie chodzi o wygląd, bo można zrozumieć, że trudno było znaleźć aktora podobnego do animowanego odpowiednika, ale o to, że Songo ma zupełnie inne cechy charakteru, niż ten w anime.
W oryginale Songo był bardzo dobrym i uczynnym dzieckiem. Nigdy nie narzekał i zawsze najwięcej wymagał od samego siebie. Liczyła się dla niego tylko i wyłącznie walka, to było jego sensem życia (jak i jedzenie). I tutaj właśnie pojawia się przekaz serii DB. Tylko będąc dobrym, uczciwym człowiekiem, wymagającym najwięcej od siebie, mając czyste intencje można zostać prawdziwym mistrzem. Nie chodzi tylko o sztuki walki, ale o różne sfery życia. Songo w anime Toriyamy nigdy nikogo nie oszukał, nigdy nie skłamał ani nie zrobił złego uczynku. Dlatego jest najlepszy. Nawet Vegecie (rywal Songa),który zawsze chciał być lepszy od niego nigdy nie udało się przewyższyć go siłą (poza kilkoma fragmentami anime). Właśnie dlatego, bo nie miał czystych intencji. Dla Songa tak naprawdę walka liczy się bardziej niż życie rodzinne. Ożenił się tylko dlatego, bo myślał, że małżeństwo to coś do jedzenia ;). Na dodatek podczas pobytu w Zaświatach nie chciał, by przywrócono go do życia. Dziwne prawda? Komuś kto ma żonę i syna byłoby trudno ich opuścić na wiele długich lat... Do czego zmierzam?
Ano do tego, że gdy zobaczyłem Songa proszącego swojego dziadka o poradę jak zachowywać się przy dziewczynach, trafił mnie szlag. Filmowy Songo to ktoś zupełnie inny. To zwykły obraz wyidealizowanego nastolatka, którym każdy pryszczaty Amerykanin bez dziewczyny i samochodu chciałby zostać (patrz Transformers). Dragon Ball:Evolution nie niesie ze sobą ŻADNYCH wartości. Nawet na siłę nie potrafię znaleźć jednego argumentu, który miałby kogoś zachęcić do obejrzenia tego filmu (chyba że ktoś lubi azjatki).
Podsumowując, Dragon Ball:Evolution to największy zawód filmowy mojego życia. Pamiętam jak jeszcze dawno temu (z 8-9 lat) marzyliśmy sobie z kumplami, jak fajnie by to było gdyby nakręcili film "Dragon Ball". Teraz już wiem, że lepiej gdyby ten gniot nigdy powstał.
1!/10 pała z wykrzyknikiem!
no w koncu ktos dobrze napisal :)
Jebac to gowno!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
a teraz cos specjalnie dla moich fanow na forum w tym doktura woonga :)
http://pierdupierdu.friko.pl/img/gowno.jpg
o to co wnosi do swiata filmu to dzielo :)
nie chce tego wspominac... po obejrzeniu tego filmu, straszne zatwardzenie mialem, zle to sie skonczylo..dupe mi rozwalilo na nastepny kawalek. to co wyszlo widzisz sam...ja bym to nazwal statuetka z brazu na jaki zasluguje ten film. 3maj sie!@
ave!
"dupe mi rozwalilo na nastepny kawalek"
O.o moglbys a nie przepraszam czy moglbym sam sobie to przetlumaczyc bo nie mam pojecia co to znaczy xD