Muszę przyznać, że średnia ocen mnie zaskoczyła. Rozumiem, film jako film
nieskończenie zły nie jest. Ot, raptem tragiczny. Ale jako ekranizacja (ta,
jasne, ekranizacja... for the win, 'na motywach', a nie ekranizacja) jest
po prostu katastrofą godną obejrzenia Titanica po akhmersku z arabskimi
napisami. Od tyłu. I co trzecią scenę. Z animacją poklatkową, zszarzałymi
kolorami i muzyką wygrywaną na mikrofalówce.