Jestem dosłownie porażona tym jak ten film jest oceniany, a czym jest w istocie. Nie wiem czy wy naprawdę stawiacie oceny za nazwę ? Przecież ten film jest o wiele słabszy od i tak bardzo słabej nowej Pamięci Absolutnej. Normalnie zaczęłam już zachodzić w głowę, czy to ze mną jest nie tak i może ten film ma jakiś przekaz podprogowy !!? Nie mniej, wow, dano się tak nie nudziłam w kinie, a jeszcze jak ktoś porównuje nowego sędziego do The Raid to chyba ostro ostatnio dostał w głowę, bo takie pojawiały się porównania. Film to jedna wielka papka, totalny odmóżdzacz, jak wychodzisz z kina to przez jeszcze 10 minut jesteś w szok, i nie nie takim jak po Mrocznym Rycerzu ;)
Ja jeszcze dodam, że argument o głupocie mas jest bezsensownym bełkotem. A przyczyna tego jest prosta. To film niszowy, na które masy do kina nie poszły, możnaby wręcz stwierdzić, że wybrała się na niego elita kinomanów, która interesuje się filmografią, sztuką nowel graficznych itd. Ocena którą mamy na filmwebie nie jest więc oceną tłuszczy. Po 5 dniach grania filmu 400 głosów to malutko, gdyby to był film dla debili dawno mielibyśmy ze 3 tysiące głosów, tak więc strzelasz sobie tutaj w stopy. Jeśli chodzi o wersję ze Stallone. To, że tam darł gębe nie znaczy, że lepiej grał. W tym filmie Dredd nie miał powodów do tego by mocno się denerwować, więc na nikogo nie krzyczał, zabijał wszystkich a po fakcie zdał raport jak, gdyby nigdy nic, że stawiano opór przy likwidacji meliny narkomanów. Dla niego to dzień w pracy jak co dzień. A oczy Stallona? Sorry, ale Dredd nie miał oczu, miał tylko szybę od kasku. Więc to, że Stallone wywraca oczami to niby jaka zaleta? To tylko błąd w montażu filmu bo powinny być we wszystkich scenach niewidoczne. Jak Stallone mówił? Stallone w każdym filmie mówi tak, że Amerykanie opowiadają kawały, że pod jego kwestiami w kinach powinno puszczać się napisy bo go nie rozumieją. Sepleni, pluje itd. Nowy Dredd mówi wyraźnie. Gdy Stallone krzyczy "I Am The Law!", jest to okrzyk rozpaczy dzieciaka, którego koledzy wyrzucili z piaskownicy. Kiedy Urban mówi "I Am The Law" jest to stwierdzenie. Właśnie, stwierdzenie. On w to nie wątpi. On oznajmia wszystkim, że zginą jeśli mu się przeciwstawią, a nie "ej, musicie mnie słuchać bo to ja mam rację! nie wyrzucajcie mnie z roboty!" Nie sądzę, że Dredd w komiksach podszedłby emocjonalnie do sytuacji, w której zwalniają go ze służby bo to jest po prostu człowiek bez uczuć (poza tymi o których mówi Anderson, czyli gniew władza i... trzecia której nie zdążyła wymienić. I w tej wersji chociaż Dredd jest pełny gniewu to go nie okazuje. Jest profesjonalistą a nie szczekaczem, robi co ma robić, nie okazuje słabości, jego gniew jest słuszny i kontrolowany, a nie wybuchowy, zamiast wybuchać i wrzeszczeć chodzi wściekły cały czas, stąd jego krzywa mina, wygląda jakby miał ochotę zjeść własne zęby, Stallone natomiast przez pół filmu wyglądał jakby miał się rozpłakać bo zabrali mu mundur) i zamiast krzyczeć stwierdziłby, że i tak prędzej czy później wymierzy sprawiedliwość, a później wszystkich by zabił. Ot cała prawda. A czy film jest o niczym? Porusza miliard wątków związanych z problemami społecznymi, prawnymi, politycznymi i etycznymi. Tylko, że tak jak prawdziwa sztuka, czyni to w niemy sposób. Pewne rzeczy nie wymagają w nim komentarza w postaci dialogów i dodatkowych scen, widz je po prostu widzi. I chociaż Urban w przeciwieństwie do wersji Sylwka ani razu nie mówi o swoich uczuciach, ani nawet o swoich myślach, to widz również doskonale je widzi. Tak jak np podczas zdania egzaminu, zalicza Anderson praktyki pomimo tego, że pozwoliła odebrać sobie broń i zgodnie z procedurami oblała egzamin. Mimo wszystkiego Dredd stosuje się do procedury za którą wcześniej pochwalił Anderson przy spotkaniu z kloszardem. Liczą się priorytety, ściganie mordercy jest ważniejsze niż aresztowanie żebraka i można udzielić mu pouczenia. Wymordowanie 50ciu bandytów i wszystkie inne dokonania są ważniejsze niż jeden z punktów regulaminu. Ostatecznie okazała się zarówno przydatna jak i samodzielna. Dredd pomyślał to wszystko chociaż owa scena zajęła zaledwie sekundę w której spojrzał na trzymaną przez siebie zerwaną odznakę Anderson i powiedział "Zdała". Cała fabuła tego filmu oparta jest na jednej wielkiej rozkmince. Na zasadności i konieczności dokonywania poszczególnych uczynków. Na walce między osobistymi ideami, a życiową koniecznością, wybieraniu spomiędzy decyzji, z których żadna nie jest właściwa itd. Moim zdaniem scenariusz to mocny punkt tego filmu bo doskonale oddaje sposób funkcjonowania władzy totalitarnej i tego jak odnajdują się ludzie, którzy jej chronią, jak i Ci, którzy żyją pod jej jażmem.
Szanuję twoje zdanie ,ale się z nim nie zgadzam!!!!Dredd, nie miał oczu ????hehehe dobre. Patrzył pośladkami!! http://cabonauts.com/wp-content/uploads/2010/02/judge_dredd.jpg
Jeśli ktoś daje filmowi temu filmowi 1 to znaczy ze albo niema pojecie jaki film zasługuje na 1 albo na jego opinii nie mozna polegać. Gra aktorska, praca kamery muzyka, to tez sie liczy a nie tylko odczucia z akcji itp. Tak na oko 4-5 to absolutne minimum.
Btw polecam obejrzeć doomsday 2012 albo birdemic aby zdać sobie sprawe czym jest 1
Porównanie do fabuły The Raid jest jak najbardziej trafne,zły na górze kontrolujący swój plac zabaw którym jest kilku-nasto piętrowy budynek,ci dobrzy którzy muszą się przerąbać przez armię pachołków,no i finał na szczycie,(a obejrzałem na razie tylko zwiastun),bardzo trudno jest nakręcić taki remake,dobrym przykładem jest remake ,,The Thing'',film dobry do momentu kiedy pojawił się samo thing,ciężko odtworzyć ten klimat z ,,oryginału'',jak większość ludzi podchodzisz do takich odświeżanych wersji od razu z pewnym: nieeee,to nie to samo,pewnie że nie,bo już jest innym film,chociaż stylizowany na ten który tak ci się podobał,czasy się zmieniają,ludzie się zmieniają,to i kino musi się zmieniać,nie zawsze na lepsze,ale nie tylko na gorsze,więcej obiektywności w ocenach,nie doszukujmy się filozofii życia tam gdzie jej nie ma,film akcji to film akcji,ma być rozpierducha,bicie po mordach,dobry fight,czasem jakieś cycki migną przed oczami,na takim filmie masz siedzieć i krzyczeć: w mordę go dred!!,czasem utożsamić się z bohaterem i jego wyborami,masz myśleć ale przede wszystkim chłonąć akcję,chętnie obejrzę ten film bo nie zawierzam opiniom innych,i się nimi nie sugeruję,na koniec zdanie które wypowiedział Tarantino:Czasem trzeba nakręcić ,,dobry kicz'',taki którym wepchnie ci twarz w cycki,da spluwę do ręki,i sprawi że uratujesz świat,bez takich filmów,kino nie ma sensu.
Zgadzam się w 100% .Długo czekałam na Dredda, niestety po seansie ,odrazu włączyłam Judge Dredd 1995 ze Sylvester Stallone,żeby przełknąć niesmak, po tej słabiźnie :((
Tron był gniotem. Audiowizualnie też ssał bo miał gorszą grafę i design modeli obiektów oraz pojazdów, wrogów i npców niż pierwsza lepsza gra komputerowa. Efektami nie różnił się od starego trona, nie licząc tego, że zwiększyli rozdzielczość ekraunu. Grafika w nim była ośmiobitowa, lol. A przekazu nie miał żadnego, nie licząc odcinania kuponów od części pierwszej i udebilniania fabuły, która była w niej zawarta, w przeciwieństwie do Dredda, który odnosi się do problemów poważniejszych niż ludzie przeniesieni do świata Mario Bross, problemów życiowych.
Krótko mówiąć ,nie uszczęśliwił mnie ten obraz Dredda,wolę starego.Po pierwsze :jest śmiertelnie poważny,po drugie:ograniczona fabuła bez sensu,po trzecie:wymuszone efekty wizualne ,są nie w tych momentach ,w których być powinny,po czwarte:ścieżka dżwiękowa nie powala na kolana ,niczym konkretnym.
i po piąte:w moim wyobrażeniu sama postać Judge Dredd, wygląda inaczej: ostre , kanciaste rysy twarzy,mocno wysunięta szczęka ,po prostu paskudny typ.Jak na razie znam tylko jednego znakomitego aktora,który pasuje mi do tego opisu ,jest nim rewelacyjny" Willem Dafoe"którego możliwości aktorskie ,wybiegają dużo dalej, niż pana pięknisia Karla Urbana,który przechadzał się po miejscu zbrodni, jak model po wybiegu ,a prawdziwego Dredda, myślę że powinniśmy zobaczyć z ciężkim, zuchwałym chodem ,budzącym respekt.Wobec powyższego czekam, na naprawdę dobrą ekranizację :)
Koleżanka jest gimbusiarą lecącą na komerchę i filmy dla niepełnosprawnych. Wolę ambitną antyutopię od filmu o jeżdżeniu na motorze i rozkminiającym nad tym czy mario z pegazusa jest istotą żywą czy nie.