“Jeżdżę. W pracy jako kaskader, w czasie wolnym dla przyjemności, a w nocy można mnie wynająć bym cię bezpiecznie odwiózł do domu po tym, jak się włamiesz do jakiegoś magazynu lub lokalu” – tymi słowy mógłby powitać widza bezimienny bohater nowego filmu Refna: „Drive“. Mógłby dodać też: „Dlaczego robię takie rzeczy? Nie dowiesz się tego z filmu, chyba że wystarczy ci ogólnikowe: lubię jeździć. Ale i tak mnie polubisz”. O tak.
Zanim jednak na dobre zacznę opowiadać o tym filmie, chciałbym pogratulować dystrybutorom za sprowadzenie do Polski twórczości Refna. Ten duński reżyser tworzy już od ponad dekady, zdobył w pomniejszych kręgach status kultowego, więc tym większe było moje zdziwienie, że „Drive“ jest w praktyce pierwszym jego filmem, który doczekał się polskiej premiery kinowej! Teraz już pozostaje tylko wydać różne boxy z wcześniejszymi filmami Refna, dzięki czemu jego miłośnicy będą szczęśliwi, mogąc oglądać w domu trylogię „Pusher“, „Bronsona“ i najważniejsze: magnetyczne „Valhalla Rising“, będące moim ulubionym filmem tego pana. Tzn. do czasu, aż zobaczyłem „Drive“.
Żeby było jasne: porównuję te dwa filmy tylko na podłożu ich twórcy, nic więcej. „Valhalla..." to cisza oraz pierwotna kraina. „Drive“ składa się z ujęć zachodzącego słońca, którego światło odbija się od maski samochodu. Z neonów, których blask tworzy w niedokładnie umytych szybach dziwne wzory. Ze spojrzeń i dotyku dwóch rąk. Z krwi, pieniędzy oraz zemsty i sprawiedliwości. Z tych dziwnych zbiegów okoliczności, które pojawiają się, gdy w naszym życiu pojawia się ktoś ważny.
Chaotyczny i poetyczny misz-masz poskładany w spójną całość przez Refna w konwencji kina akcji jest doskonałym filmem. Ma dobre, stałe tempo wydarzeń, własny styl i klimat, zbudowany elektroniczną muzyką oraz doskonałym montażem (zwykła przejażdżka ma w sobie ten sam urok, którego człowiek doznaje podczas prawdziwej jazdy samochodem, dzięki różnym ujęciom fragmentów całości, np. kierownicy i przedniej szyby, deski rozdzielczej pokazanej pod kątem tak, by było widać drogę itp.). Gra na emocjach, powoli buduje fabułę oraz przedstawia głównego bohatera widzowi, wciąga. Dialogów jest mało, jednak większość trzyma poziom (wyjątkiem są dialogi z przekleństwami, które znowu u Refna są po prostu sztuczne). Relacje między bohaterami zbudowano skrótowo, najczęściej za pomocą kilku scen lub nawet kilku zdań - jednak to w zupełności wystarczyło! Uwierzyłem w przyjaźń Shannona z bohaterem, uwierzyłem w jego uczucie do Irene. Nie uwierzyłem za to w przemianę głównego bohatera, jak i kilka innych rzeczy*, które subiektywnie chętnie bym zmienił (na przykład postać Irene... ja wiem, mogłaby się uśmiechnąć więcej niż raz). Jednak to drobiazgi - bawiłem się na „Drive“ przednio, to zdecydowanie najlepsze kino akcji od czasu „Casino Royale“. Jest tu intrygujący bohater, ciekawa fabuła, sporo emocji oraz zakończenie z piosenką idealnie wyrażającą wszystko co czułem, oglądając je, a której pierwsze słowa posłużyły mi za tytuł niniejszej recenzji. Tak, bohater okazał się prawdziwym bohaterem i człowiekiem. Przekonajcie się, w jaki sposób, warto!
7/10
*serio za wszystkim musiał stać Nino? Bez jaj, wprowadzenie jeszcze jednej postaci (lub kilku) niezaszkodziłoby, a wtedy byłoby to bardziej wiarygodne. Jest coś sztucznego w tym, że góra lodowa całego spisku siedzi sobie w knajpie kilka metrów od twojego mieszkania, a cała sprawa rozpięta na dwie rodziny mafijne w której gra się o milion dolarów, zamyka się w zasadzie na udziale niewiele ponad 5 osób.
Dodałbym jeszcze, że muzyka wspaniale kiczowata. Myślę, że ten ostatni Twój akapit pokazuje też pewien element kiczowatości, w znaczeniu pozytywnym, tego filmu. Refn postanowił zrobić film z niczego. Wziął jakiś scenariusz (moje podejrzenia oczywiście) przeciętnego sensacyjniaka z lat 80-tych, lekko zmienił i postanowił zrobić z tego dobry film. Niczym artyści rzeźbiący w śmieciach dzieła sztuki:)
Ja rozumiem zachowanie bohatera. To typ introwertyka chowającego swoje emocje głęboko, niewiele mówiącego. Ale wewnątrz jest to dobry wrażliwy człowiek. I to w nim jakby przeważyło, bo jak sam powiedział "oni byli najlepszą rzeczą jaka go w życiu spotkała. I postanowił o to walczyć, bo w tym już był dobry:) Dziewczyna była dla mnie przecudownie urocza. Fajna chemia była między nimi, u niej bardzo widoczna w jej oczach i w tym półusmiechu.
Szkoda, że dałeś tylko 7. Mam wrażenie, że niektórzy (nie Ty) wstydzą się dać temu filmowi wyżej.
No ba. Wstydzę się. "Harry Potter" dostał 8, ale dla "Drive" 8 dać się wstydzę.;p
Jasne, to o bohaterze piszesz jasne rzeczy, ale moje pytanie jest takie: skąd on wiedział, jakk strzelać, jak się zachowywać, jak sobie radzić z takimi sytuacjami, na co patrzeć... Wystarczyło dać gdzieś info, że był w przeszłości komandosem lub czymś w tym stylu, i już byłoby w porządku. Ale taki rambo z niczego właściwie? Nie kupuję tego...
A muzyka nie była dla mnie kiczowata. Ale nie wiem, co to kiczowata muzyka.;p
Słuszne zarzuty, ale właśnie (powtórzę się:) ja to kupiłem jako element konwencji, tej kiczowatości, tego spagetti z westernów włoskich:P czy jak to nazwać. Fabuła jest chwilami śmieciowa i reżyser tego nie ukrywa, on się tym chwali:P Jest niczym MacGyver:)
Ale rozumiem, że kupiłeś to trochę mniej niż ja:)
Dokładnie. Mam takie same odczucia. Kicz tego filmu jest tak fenomenalny, że nie mogłem sobie odmówić dyskretnego uśmiechu podczas seansu. To, że nie wiemy nic o bohaterze, jest dla mnie jednym z najważniejszych i najbardziej intrygujących elementów tego filmu - pojawił się znikąd i zniknął w ciemności nocy, a po nim pozostała niezwykle kiczowata, ale równocześnie świetna piosenka "A real hero". Odnoszę wrażenie, że Refn z przymrużeniem oka stworzył cały film - coś na zasadzie: dajcie mi fajny scenariusz, ale nie przesadzajcie z czymś ambitnym. Chcę zrobić zajebisty film, z gangsterami, elektroniczną muzyką z lat 80-tych, Los Angeles, historią miłosną, milczącym jeźdźcem w złotej kurtce, a tytuł na plakacie ma być różowy. Basta!
Nie wiedział i wcale nie musiał być wcześniej komandosem. Po prostu improwizował. Nino szybko go zdemaskował - wyczuł w jego głosie drżenie i niepewność ("Nigdy tego nie robiłeś, prawda?"). Sekwencje mordów z udziałem Drivera nie są "klasyczne", widać w nich celowe przerysowanie (zabójstwo w windzie), nieautentyczność, chaos, przypadkowość. To nie są powtórki z teatrzyku Jasona Stathama. Szerzej piszę o tym tutaj: http://www.filmweb.pl/film/Drive-2011-399746/discussion/AMOK,1737153
Krysiron - dałbym chętnie 8, a za niektóre sekwencje nawet 9, ale film jest jednak nierówny - druga połowa jest wyraźnie słabsza od pierwszej; to zmasowane krwiolejstwo, które nagle następuje na ekranie, może jednak budzić ambiwalentne uczucia, o czym też piszę w temacie powyżej.
Przeczytałem. Trochę przesadzasz z tą krytyką przemocy. Zresztą pisałem wyżej jak to odbieram: konwencja spaghetti westernu.
No tym postem to pogrążyłeś swoją recenzję. Jakbyśmy dostali info, że był komandosem to film stałby się po prostu słaby. Siłą napędową tego filmu jest to, że bohaterem okazuje się zwykły człowiek, milczący, nieśmiały, skromny, który w sytuacji zagrożenia życia robi to co zwykły człowiek zrobić powinien - broni się. I broni się w pierwszy sposób, jaki przyjdzie mu na myśl. Nie jest karateką, nie stosuje wymyślnych ciosów, ale zrywa z okna rurkę i wbija ją przeciwnikowi w krtań. W windzie nie bawi się w skręcanie karku i tym podobne głupoty jak to komandos by postąpił, ale miażdży przeciwnikowi głowę butem i robi to tak długo, aż mózg i czaszka będą w kawałkach. Bo on ma dość zła i chce bronić bliskich. Chce się upewnić, że nikt nie przeżyje. Bo jest skrytym brutalem, człowiekiem niepasującym do świata, prawdziwym bohaterem.
spoilery!
"oni byli najlepszą rzeczą jaka go w życiu spotkała. I postanowił o to walczyć, bo w tym już był dobry:)" - dlatego właśnie zabił kolesia w tak brutalny sposób na jej oczach? dlatego zmiażdżył całkowicie kolesiowi czaszkę? ja rozumiem, że to miało być kiczowate itp., ale właśnie podczas tej sceny, budowany dotąd urok filmu zniknął:(( wcześniej piękny, niemal uświęcony pocałunek, potem bach! całkowite zbrukanie. I to zbrukanie podwójne, bo po pierwsze krew, okrucieństwo, a po drugie śmiech publiczności - dotąd zapatrzonej, skupionej, oczarowanej, a potem rozczarowanej, zdziwionej, rozbawionej.
No i właśnie tak o nią zawalczył, że laska do końca życia będzie miała przed oczami scenę, kiedy jej ukochany rozplaskuje mózg. Dziewczyna ma ewidentnego pecha do mężczyzn, w których się zakochuje:)). Jestem ciekawa czy tez rozbiłaby do niego takie mydlane oczka, gdyby od razu dowiedziała się, że pomaga przestępcom, że w każdej chwili może tak samo wylądować w więzieniu jak jej mąż? Wszystko, co tajemnicze (i małomówne:)) jest intrygujące, ale odkrycie tej tajemnicy niekoniecznie musi nam się spodobać:)
"Tak, bohater okazał się prawdziwym bohaterem i człowiekiem". "Ale wewnątrz jest to dobry wrażliwy człowiek". - też polubiłam tego bohatera, uwierzyłam mu, ale nie zapominajmy też, że koleś pomaga złodziejom i zabija, grozi, torturuje z zimną krwią, a kiedy trzeba, to nawet przywali kobiecie:) no i ogólnie nie jest w ciemię bity.
"Bo jest skrytym brutalem, człowiekiem niepasującym do świata, prawdziwym bohaterem" - eeee bardzo Cię proszę o definicję bohaterstwa:)
Poświęci swoje życie dla ludzi których kocha i zrobi wszystko by ich obronić. To jest prawdziwy bohater.
Nie rozumiesz, czemu zmiażdżył głowę, bo nie jesteś mężczyzną:) Na chwilę zapomniał, ze ona tam jest. Uderzył raz, "To Ty chciałeś mi odebrać najlepsze co mi się w życiu trafiło", potem znów uderzył, potem się w tym zapamiętał, zapomniał o całym Bożym świecie i już nie myśląc wiele walił dalej. Dopiero kiedy ją zobaczył otrzeźwiał... i było już za późno, stracił ją, ale ważne, że ją ocalił. Mężczyźni mają w sobie taką zwierzęcą agresję, którą tłumią, wyżywać muszą się np w sporcie, na koncertach, w seksie itp Ona czasem niestety potrafi wyjść zbyt długo tłumiona w złym momencie. Poza tym ta scena była właśnie powodem, ze brak (SPOILER!!) zakończenia happy endu.
Nie kupujecie konwencji i tyle:P
"potem się w tym zapamiętał, zapomniał o całym Bożym świecie i już nie myśląc wiele walił dalej" - więc ona w tym momencie już nie była najważniejsza na świecie, tylko to "coś" czego nie zrozumiem "bo nie jestem mężczyzną".
"Mężczyźni mają w sobie taką zwierzęcą agresję, którą tłumią, wyżywać muszą się np w sporcie, na koncertach, w seksie it." - o LOL, co Ty nie powiesz?! całe szczęście, że kobiety ani nie uprawiają sportu, ani nie chodzą na koncerty i pogo, ani nie uprawiają seksu.....
"Nie kupujecie konwencji i tyle:P" - no właśnie, do konwencji tego filmu pasowały mi "sterylne" ujęcie scen zabijania - np. scena z wbiciem noża w brzuch a następnie skierowanie kamery na cienie walczących, to było świetne.
Widzisz, uczucie w tym filmie było budowane za pomocą spojrzeń, nieznacznych gestów, uśmiechów itp., dlaczego ta konwencja nie została podtrzymana?
No kobiety rzadziej uprawiają boks i inne agresywne dyscypliny, rzadziej wchodzą w pogo i rzadziej lubią zwierzęcy agresywny seks. Przynajmniej większość kobiet. Mnóstwo jest takich spokojnych i delikatnych. Chyba mi nie powiesz, że kobiety są równie agresywne jak faceci?
Ja tam lubię takie kontrasty. Uwielbiam "Labirynt fauna". Tam było podobnie zderzenie kobiecej wrażliwości i męska przemoc. Nie każdemu podoba się niestety ten film.
nie o to mi chodziło, ale mniejsza, po prostu nie lubię takiego tłumaczenia "nie rozumiesz, bo nie jesteś mężczyzną", albo "nie rozumiesz, bo nie jesteś kobietą", a jeszcze bardziej nie lubię podziału na "kino kobiece", "kino męskie", ale to tak już poza tematem ( i w ogóle co to znaczy "rzadziej lubią zwierzęcy agresywny seks" - robiłes jakieś badania, statystyki czy coś? "rzadziej wchodzą w pogo" - może dlatego, ze są w większości drobniejszej budowy? "rzadziej uprawiają boks i inne agresywne dyscypliny" - może dlatego, że zostało to kulturowo uwarunkowane przez Was, mężczyzn:))) dobra, ale to wszystko jest w nawiasie, bo nie jest ważne w dyskusji:)).
W każdym razie wyjaśniłam Ci, że według mnie te sceny właśnie zaburzyły nieco konwencję, co nie zmienia faktu, że film mimo wszystko uważam za wyjątkowy.
"W każdym razie wyjaśniłam Ci, że według mnie te sceny właśnie zaburzyły nieco konwencję, co nie zmienia faktu, że film mimo wszystko uważam za wyjątkowy. "
Szanuję, że tak to odbierasz:)
Rzadziej boks i pogo czemu? Bo mniej testosteronu: i mniej " złego" chromosomu Y :P Faceci co mają więcej testosteronu są bardziej agresywni przecież. Ale wiadomo, że róznie bywa i jest mnóstwo wyjątków i stereotypy wiadomo robią swoje. Ale już cię nei prowokuję:)
Cholera, czyli ja też nie jestem mężczyzną. Po raz kolejny Internet zabił mój testosteron. Damn you, mister Web! Muszę się teraz zrelaksować przy muzyce Jamesa Blunta...
Przepraszam, że tak wam się wciąłem w dyskusję.
Chodziło o to , że jeśli ktoś kocha ten film to zazwyczaj jest to facet. Ale nie znaczy to, że jeśli jesteś facetem to musisz kochac "Drive". Implikacja w drugą stronę:p
Ale juz milczę, bo jeszcze mnie o seksistę czy coś posądzą:D
Emotikonki to zło uwsteczniające człowieka i szkodzące na mózg, co widać doskonale na przykładzie tego tu, MĘŻCZYZNY.
Haha:D Ale muszę Cię zmartwić... Mój mózg jest obecnie mocno uszkodzony, ale głównie przez muzę eleckro house z "drive.a":P:P:P:P:P
Uf, a jednak nie przesadziłem. Tak się obawiałem, że się obrazisz, że teraz muszę podpaskę zmienić.
Ja z soundtracka tylko tego słuchałem po seansie:
http://www.youtube.com/watch?v=-DSVDcw6iW8
Przesłuchałem, bardzo się spodobało. Choć do słuchania bardziej nadaje się to moje, pierwsze...
Z całego soundracku najlepsze 1,2,3,5 utwór...(pamiętaj o:05 The Chromatics Tick of the Clock)
"Chodziło o to , że jeśli ktoś kocha ten film to zazwyczaj jest to facet" - a ten znowu swoje...:) nie rozumiem Twojego toku rozumowania, ten film wcale nie był tak "męski", jak Ci się wydaje i naprawdę nie trzeba być mężczyzną, żeby ogarnąć temat:))) Przecież ten koleś bardziej przypomina współczesną wersję rycerza w lśniącej zbroi (w końcu oni też zabijali wrogów-smoki ratując ksieżniczki, obcinali łby, wypruwali żołądki itp:)) czy bajki tego typu są rozumiane i lubiane tylko przez chłopców?
i w ogóle skąd to "zazwyczaj"?! - znowu jakieś statystyki?
Garret a wcinaj się! zapraszam do dyskusji:)
Ja też nie wszystko co mówię to całkiem serio:P Zresztą chodziło mi głównie o akceptację tej przemocy.
Jestem matematykiem, podyplomówkę a analizy statystycznej niedługo zacznę, wiec lubię statystyki:P
Ale z tymi księżniczkami to trafna uwaga i słuszne przysranie mi:)
Nie, bo znowu powiem coś mądrego i nikt tego nie zrozumie, bo nie jest Garretem.
Ale przecież są filmy, w których przykładowo Schwarzeneger czy Chuck Norris ratują rodzinę czy ukochaną (Arnie pamiętam ratował raz małą córkę) mordując przy okazji setki ludzi, mięcho się leje z ciał i w postaci przekleństw. Na podobnej zasadzie takie filmy tez można interpretować jako bajki o księciu ratującym swoją królewnę. A target twórców tych filmów był, moim zdaniem, płci męskiej w większości.
Bzdury Waćpan pleciesz:) przecież wyczuwasz tę "subtelną" różnicę między bohaterami typu Chuck, a Driverem....
Na dworze taka burza piękna a wy tu siedzicie... Na balkon i kakao pić, rozkoszując się atmosferą!;3
Ten film zasługuje na 10, a nie na 7 co sugeruje, że to pierwszy lepszy film puszczany w tv w godzinach wieczornych.