Historia przemocy po raz n-ty. Mizerny scenariusz opakowany niezłą muzyką, świetnymi zdjęciami, ogólną realizacją na najwyższym poziomie i charyzmą Ryana Goslinga. Z początku sprawność reżysera powodowała, że spokojny nastrój budował napięcie, które z biegiem czasu rozmyło się w kilku pokazach przemocy i fabularnej pustce. Złe wrażenie pustki fabularnej potęgowały długie ujęcia w zwolnionym tempie, tak jakby stanowiły "wypełniacze" czasu, którego nie potrafił wypełnić scenarzysta. Jest kilka scen, które z uwagi na swoją imponującą estetykę kadrów i specyficzne podejście do scen przemocy, potrafią na chwilę wstrzymać u widza oddech, ale za cholerę nie pomogło mi to zapomnieć, że oglądam ładnie sfilmowaną namiastkę, materiał na dobry film, a nie dobry film. Brak treści, brak fabuły, ale wysoka oglądalność, przynajmniej z początku, bo gdy dochodzi do rozwiązań, wyłazi na wierzch brak pomysłów i zwykły ładnie opakowany banał z klimatem. 5/10
"Złe wrażenie pustki fabularnej"
"Brak treści, brak fabuły"-Nie mogę się z tym zgodzić....
Teoretycznie w każdym filmie na świecie jest treść i fabuła. Kwestia tylko tego jaka fabuła i jaka treść.
Właśnie na tym polega siła "Drive" że pomimo pozornie banalnego scenariusza jest to wspaniały film z niepowtarzalnym klimatem który nie daje o sobie zapomnieć. Przemoc którą krytykujesz jest tylko dopełnieniem do pięknej historii miłosnej, właściwie najlepiej przedstawionej jaką miałem okazję zobaczyć na ekranie. Bez tej przemocy film nie byłby aż tak wymowny. Co do przedłużanych ujęć - specjalnie mi nie przeszkadzały.
Mi się w tym filmie NIC nie spodobało, począwszy od Goslinga, który twarz ma niczym z kamienia i jest tak twardy, że przez cały film utrzymuje taką samą minę, po nudę, którą można zbierać z podłogi wiadrami. Sytuacji nie ratuje nawet ciekawa muzyka - film tak okropnie mnie wynudził, że gdybym po seansie nie przełączył się na coś naprawdę dobrego, spałbym snem sprawiedliwego. Nie rozumiem, o jakim klimacie wszyscy mówią, moim zdaniem film został po prostu wymęczony - tak samo jak ja, niestety. Ale rozumiem, że każdy ma swoją banię, jednemu podobają się walki owiec, drugiemu chodzenie w stroju brokuła po mieście, i nic w tym złego, oczywiście.