Po trailerze, częściowo po obsadzie i oczywiście po reżyserze świetnego Pushera spodziewałem się fantastycznego kina. Film jest jednak co najmniej mierny i nie pojmuję opinii, że to arcydzieło. Zastrzeżenia mam chyba do wszystkiego oprócz świetnego prologu i pierwszej piosenki z pomysłowymi różowymi napisami. Dalej klapa. Zaczynając od scenariusza - najprostsza i schematyczna, przewidywalna opowieść rodem z filmów akcji z Seagalem (tylko bez akcji). Nie znaczy to oczywiście, że jest to złe założenie. Tak samo jest z Taksówkarzem i Leonem zawodowcem, ale tam zadziałało. Więc może gra aktorska? Nic z tego. Bohatera nie znamy i nie poznajemy. Nie przywiążesz się do niego to masz w dupie jego los. Gosling ma mieć cały czas tą samo twarz (wracamy do Seagala), niezależnie czy kocha (ten krzywy uśmiech się nie liczy), czy zabija, czy w scenie pościgu (swoją drogą tandetna końcówka z tym wstecznym). Mówienie o doskonałej roli to herezja. Widziałem wszędzie jakieś bełkoty o rycerzu. W takim razie mamy go w co drugim filmie akcji, gdzie sytuacja zmusza człowieka do obrony rodziny, dziewczyny lub dziecka. Niech się panie wypowiedzą czy chciałyby rycerza co nie powie, że kocha i zawinie bez słowa. Aktorka, której tu nie wymienię bo nie chcę zapamiętać przez przypadek jej nazwiska też do niczego. Bryan Cranston i Albert Brooks ekstra, ale to tylko epizody. Więc może sposób kręcenia? Znowu nie. Cały czas statyczna kamera i dłużyzny, a sceny widziane z wnętrza samochodu wyeksploatowane już w Bulicie, Znikającym punkcie i nowszym Death Proofie. Dialogi? Jakie dialogi? Akcja w windzie? Bzdura. Młotek w burdelu? Panny siedzą niewzruszone. Scena w barze z widelcem? Po co? No i jeszcze po kiego chu.. ta maska?
Moim zdaniem należy omijać z daleka bo jest to zwyczajna strata czasu. Film o niczym, ale otwarty jestem na wszelkie opinie potwierdzające, że to arcydzieło i oceny 10 – pokażcie mi proszę w którym momencie.
Może szykuje Ci się kolejny. Nie nadużywasz trochę 10? Zarezerwuj je na naprawdę ekstremalne sytuacje. Moja opinia.
Ekstremalne sytuacje czyli takie jak Drive, bo to najlepszy film jaki oglądałem w życiu i w jego obliczu wszystkie inne wydają mi się... słabe.
Wiesz to w sumie twoja opinia, zmierzyłeś się z tym filmem i tak to zobaczyłeś. Ja jestem po drugiej stronie skali z moimi odczuciami - nie będę cie przekonywał do swojego zdania, bo to by znaczyło że zwyczajnie nie szanuję twojej odmiennej opinii.
Przyznam się natomiast, że w swoim życiu zdarzyło mi się również obejrzeć wiele arcydzieł nie tylko sztuki filmowej które nie spodobały mi się ;-)
Ale myślę sobie że choć jestem bystrym facetem, to nie najbystrzejszym. Że choć znam się na wielu rzeczach, to na wielu wciąż się nie wyznaję. Że choć widziałem wiele to jeszcze wiele zostało mi do zobaczenia.
I dlatego jeśli stoję na przeciwko odrażającej moim zdaniem z uzasadnionych powodów rzeźby, otoczony tłumem zachwyconych arcydziełem ludzi wypowiadających co chwila opinie pełne zachwytu to się nie odzywam.
I nawet nie tylko dlatego, że nie wszytko wiem, że nie wszystko widziałem, że nie jestem najbystrzejszy, ale dlatego przede wszystkim, żeby nie popsuć tej szczęśliwej chwili i dobrej zabawy tym wszystkim ludziom którzy stoją tam ze mną.
Bo są tam ze mną,więc są podobni do mnie, przynajmniej pod względem zainteresowań, bo wielu z nich znam, może nie z nazwiska czy z imienia ale z pokoju obok w którym podziwialiśmy inne arcydzieło, to które zachwycało i mnie. I pamiętam jak ważne było
dla mnie to, że mogłem z nimi dzielić to szczęście. Wiem jak ważne dla nich jest to teraz. Pozwalam się cieszyć i raduję się ich radością - przecież będą inne arcydzieła, któreś znów mi się spodoba i będziemy mogli podziwiać je wspólnie :-)
"I dlatego jeśli stoję na przeciwko odrażającej moim zdaniem z uzasadnionych powodów rzeźby, otoczony tłumem zachwyconych arcydziełem ludzi wypowiadających co chwila opinie pełne zachwytu to się nie odzywam."
Moim zdaniem błąd. Zawsze zależało mi na opinii innych. To element edukacji, a nie obraza. Nawet jeżeli się z nią nie zgadzam chcę rozpatrzeć inny punkt widzenia. Może będzie to punkt z którego nigdy bym nie spojrzał z powodu własnych ograniczeń. Stąd też nie będę czuł się urażony jeżeli wyrazisz swoją opinię. Wręcz o nią proszę.
W stronę Driva popłynęła już masa pięknych epitetów i na forach, i w recenzjach. O ile dobre opinie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, to nazywanie go arcydziełem jest niestety, z wielu powodów, przesadą.
Pięknie się czyta takie wypowiedzi. Pozdrawiam
Ale film jednak płyciutki czy też mało widowiskowy.
Moim zdaniem ten film nie jest arcydziełem, ale na pewno ma w sobie coś, co sprawia, że mimo monotonnych momentów, nie można przestać go oglądać. Gosling zagrał postać tajemniczą, złożoną i nieprzewidywalną. Z jednej strony główny bohater był spokojny, czuły i troskliwy, a po chwili zamieniał się w bezwzględnego mordercę. Scena w windzie jest doskonałym potwierdzeniem moich słów. Poznajemy jego osobowość, chociaż niewiele mówi, a jego twarz nie zdradza emocji. Akcja w filmie też rozwija się stopniowo, zaczynając go oglądać, nie spodziewałam się takich brutalnych scen. Zgadzam się z tym, iż fabuła jest oklepana, ale nie płaska, możemy się doszukać w niej głębi, nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zachowa się bohater. Jedyną rzeczą jaka mi przeszkadzała była ta aktorka, blondynka, nie przekonała mnie, ona chyba akurat miała zagrać jakieś emocje, ale niestety nie popisała się.
Dzięki za ten post makaronie. Ja po seansie nie miałem ochoty na komentowanie tego ponad godzinnego teledysku a ty zawarłeś tu dokładnie to co przychodziło mi do głowy już w jego trakcie.
Moim zdaniem wystylizowany do bólu w niemal każdej scenie, a przez to niewiarygodny, ale to pół biedy bo nade wszystko pozbawiony soczystych emocji, wręcz nieludzki. Dialogi? Ludzie chwalący Drive'a widzą ich tu całe tuziny. Ja owszem też wytężałem słuch w trakcie seansu ale poza zdawkową wymianą zdań nie było tam błyskotliwych gadek, inteligentnych żartów czy dramatycznych zwierzeń. Gadanie do kotleta. Po prostu wysokiej jakości komercja, która wypadłaby dużo lepiej jako krótki metraż z podobną muzyką i całą resztą. A tak sporo straconego czasu na coś, z czego nie wynika w zasadzie nic. Po zakończonym seansie nie było we mnie żadnych wyraźnych emocji, czy to jak po dobrym rozrywkowym czy głębszym dramatycznym filmie. Bez echa.
Plusy - muzyka, Gosling (mimo wszystko) i pierwsza scena. Minusy - standardowe zdjęcia (dziś tak prezentują się nawet reklamy w telewizji) i brak przekazu, który pozostawiałby widza jeśli nie z jakimiś myślami to chociaż wywierał niezapomniane zmysłowe wrażenie.
Ale to tylko moje zdanie
Pozdrawiam