Pierwsza część mimo wielu niezaprzeczalnych wad, typowych zresztą dla typowego slashera, miała jedną niewątpliwą zaletę: zdjęcia wspaniałych leśnych krajobrazów. Piękne ujęcia zieloniutkich, soczystych lasów pełnych wspaniałych drzew i krzaków, a wszystko ukazane w wspaniałym słoneczku. Aż po obejrzeniu filmu chciało się ruszyć w majowe popołudnie do lasu na spotkanie... podobnej przygody, a przynajmniej kontemplacji przyrody. W dwójce mamy jeszcze więcej wad, a dodatkowo brak takich ujęć. Las wygląda jak jakiś zapuszczony park za fabryką. Fabryka zresztą w filmie jest - co ona robi w filmie, którego podstawową cechą jest to, że rozgrywa się w lesie, nie wiem. Na ziemi brakujew tylko puszek po piwie, petów i zużytych kondomów. Gdzie te piękno lasu z jedynki. Trudno też przełknąć tą zrzynkę z pochodzeniem kanibali z "Wzgórza mają oczy". Czy już żadna mutacja nie może odbyć się naturalnie wszędzie muszą pchać te chemikalia, radioaktywne odpady, zużte baterie lub nieprane skarpety.