widziałam trochę filmów, po których siedziałam z niewyraźną miną przed ekranem nie mogąc do końca zrozumieć intencji reżysera, albo zawiłych zwrotów i zapętleń fabuły, ten film jednak do takich nie należy.
Nie jest "przekombinowany", nie jest "za trudny", fabuła jest prosta i liniowa, a środki wyrazu są jednak dość oszczędne.
I to także stanowi o sile i wartości tego obrazu - to, że jest on zarazem przyswajalny dla przeciętnego widza (chyba każdy kiedyś w mniejszym bądź większym stopniu stawał przed podobnymi dylematami, co ci bohaterowie), jak i głęboki, dający różne, nieoczywiste możliwości interpretacji.
Plus oczywiście aktorzy (dla mnie każdy bohater był świetnie zagrany w tym filmie), nastrojowa, dobrze dobrana muzyka oraz perfekcyjnie rozpisane dialogi, które ani przez chwile nie brzmiały wtórnie lub jak wersety żywcem wyjęte z Paula C (a tego się trochę na początku obawiałam, pewnie przez ten polski tytuł;) -
to wszystko złożyło się na to, że jestem tym filmem po prostu zachwycona:)
Oby więcej takich.
Też chciałam podkreślić, że przesłanie filmu trudne do jasnego (jednoznacznego) zdefiniowania- chyba ilu widzów, tyle będzie tłumaczeń. Wg mnie film pokazuje niszczycielską siłę niezrealizowanych zamierzeń. Destrukcję, którą ze sobą niesie. Aż strach mieć marzenia… A może, z drugiej strony, film ma pokazać, że nie można się poddawać- dostosować się do życia, kiedy nie możemy go sami kształtować… albo też jest przestrogą, by łapać każdą okazję, która pozwoli urzeczywistnić nam plany w myśl zasady, że żałować można tylko tego, czego się nie zrobiło…
Film w miarę ciekawy, chyba zwłaszcza przez niejasność zw. z morałem, jakiego oczekuje się po seansie, ale zachwytu przedmówczyni nie podzielę. Wcześniejsze minuty filmu, pomimo, że nie jest on długi, sprawiają wrażenie jakby taki właśnie był.
Aktorzy bardziej przekonywujący niż odtwórca tytułowej roli z głównej konkurencji dla „Drogi do szczęścia”. I to się chwali.
Warta uwagi jest, wspomniana, bardzo ciekawa muzyka.