Witam!
Wczoraj obejrzałem ten film a moje subiektywne zdanie o nim wygląda następująco:
Bez wątpienia jest to film dobry. To nie ulega wątpliwościom. Jednak śmiem twierdzić, że nie stoi on na iście najwyższym poziomie.
Po prostu: Kawał dobrego kina, ale nic więcej. Bez wątpienia produkcja ta daje do myślenia. Jest to jeden z tych filmów po których obejrzeniu dyskutuje się nad jego sensem i znaczeniem. Pokazuje całą prawdę o życiu ludzkim i to jak będą je odbierać inni ludzie po tym gdy jedno z im znanych zgaśnie - bolesna prawda o życiu.
W filmie zaprezentowane to było w następujący sposób:
- z punktu widzenia sprzedawczyni domów - Na początku wielka przyjaciółeczka rodziny. Piękni, młodzi, inteligentni Wheelerowie ... Co się jednak okazało po śmierci April i wyprowadzce Franka? Od razu pojawiły się antonimy wcześniej wymienionych przymiotników.
Punkt widzenia ludzi pozornie znajomych.
- z punkt widzenia sąsiadów - Jak szybko pragnęli zapomnieć o tym co się wydarzył w rodzinie Whellerów. Trudno się Im jednak dziwić. Jednak patrząc przez ich pryzmat dochodziłem do nie ugiętego wniosku, że śmierć jest jak show. Na początku wszyscy są zainteresowani i o niej pamiętaj. Jednak po pewnym czasie popada w zapomnienie i na nikim nie robi już takiego wrażenia jak na początku - z wyjątkiem prowadzącego i uczestników. Smutne to wrażenie.
Film ten uczy odpowiedzialności. Osobiście z mojego punktu widzenia pomysł wyjazdu do Paryża z trójką dzieci 'w ciemno' od początku do końca wydawał mi się naiwny. Nie chodzi tu o to, że lepiej żyć bez smaku i w rutynie bo bez wątpienia nie jest to dobra sytuacja ale mając dzieci jesteśmy zobowiązani do poświęceń aby zapewnić im wszystko co możliwie najlepsze. Wyjazd do Paryża tego nie gwarantował.
To co zrobiła April, było czymś okrutnym i poniosła za ten czyn najwyższą karę - umarła. Poprzez śmierć - według mnie - autorzy filmu sprzeciwiają się aborcji, czyli pozbawiania życia nie winnych istot.
Ciekawym elementem w tym filmie były również wizyty chorego psychicznie Johna. Przypatrując się tym spotkaniom odnosiłem wrażenie, że ów psychol jest z tego towarzystwa najnormalniejszy.
Bardzo ciekawe odczucie i myślę, że ten zabieg został zastosowany celowo. Stawia przed nami pytanie: Czy większość z nas uważających się za normalnych jest chora psychicznie i tylko dlatego, że jest nas dużo dużo więcej nie jesteśmy zamknięci w zakładach? Czy chora jest rzeczywistość która nas otacza? Na te pytania, każdy ma inne odpowiedzi, więc nie chciałbym sugerować swojej.
Odnośnie warsztatu filmu:
Charakteryzacja na lata 50-60 nadaje temu filmowi ciekawego klimatu. Osobiście ta atmosferka przypadła mi do gustu ale każdy może ją odbierać inaczej. Bardzo dobra gra Kate Winslet. Nie pasował mi jednak do swojej roli DiCaprio. Za mało w nim było gniewu przy scenach awantur przez co nie wychodziły one naturalnie. Ogólnie akcja wciąga lecz bywają momenty, iż jest nużąca i wyrwana z kontekstu.
Muzyka nie powalała na kolana ale również nie była męcząca - standard.
Gra aktorska na wysokim poziomie. Nie licząc kilku słabych scen.
Moja ocena: 8+/10 a,że + na filmwebie nie istnieją daję 8. Na rewelację trochę za mało... :)
POZDRAWIAM!
< Za malo w nim było gniewu...
No faktycznie, za mało. Ciekawa jestem, jak chciałbyś bardziej wyrazić gniew. Bo ja osobiście nie wyobrażam sobie większej rozpaczy. No właśnie, tu badziej o rozpacz chodziło.
Hmm... każdy pojmuje gniew inaczej.
Dla mnie za mało było w tych scenach naturalności. DiCaprio, który według wielu zasługuje na Oskara [według mnie również], zagrał zbyt czytelnie. Wręcz... popularnie. Nie oczekiwałem aktów przemocy czy wandalizmu. Brakowało mi w jego ruchach porywczości. Ruchy były zbyt dobrze skoordynowane jak na człowieka wpadającego w furię lub będącego w depresji. Ale jest to moja subiektywna opinia.
Masz prawo do innego zdania i innego wyobrażenia. ;)
I żeby było więcej takich ludzi jak ty! Jasno i prosto opisałeś co wg ciebie było nie tak jak chciałeś, spoko, no i przede wszystkim napisałeś, że każdy ma prawo do innego zdania. Cóż za ulga. Reszta takich typowych znawców od siedmiu boleści, co na mnie wiecznie naskakują, by teraz cie 'obrzuciła błotem' bo ich zdaniem to było fajne! Nie rozumieją, że każdemu podoba sie co innego, a wręcz nie zwracają na to uwagi, bo w końcu (ich zdaniem) tylko ich opinia jest dobra i tylko ona sie liczy. Im sie to podobało i koniec kropka! Nie moze sie nikomu nie podobac, bo zaraz do ciebie wyskocza, ze jestes durna nastolatka... Bla, bla, bla...
Ale się rozpisałam. :P
Dziękuję za miłe słowa. :)
Zawsze staram się pisać to co myślę a nie to co komu wygodne.
Również często jestem za to wręcz szykanowany acz nie robi już to na mnie wielkiego wrażenia. :)
Jeśli ktoś obrzuca Cię inwektywami to znaczy, że nie może znaleźć lepszego argumentu na potwierdzenie swoje zdania niż ten zaprezentowany przez Ciebie. 'Bluzganie' jest oznaką słabości. Tak więc jeśli ktoś stara się mnie obrzucić błotem to piszę, że jego słabość sprawia mi niesamowitą satysfakcję i nigdy nie wdaję się w pyskówkę z owymi typami. Uważam, że poziom rynsztoku jest mi obcy i nie zniżamy się do niego.
Tego samego życzę również Tobie.
Gorąco pozdrawiam i życzę udanego wieczoru!
Również nastolatek. ;)
"'Bluzganie' jest oznaką słabości. Tak więc jeśli ktoś stara się mnie obrzucić błotem to piszę, że jego słabość sprawia mi niesamowitą satysfakcję i nigdy nie wdaję się w pyskówkę z owymi typami. Uważam, że poziom rynsztoku jest mi obcy i nie zniżamy się do niego." (!?)
Zdumiewające. Czyżby dr Jekyll i Mister Hyde?
"Jeśli ktoś obrzuca Cię inwektywami to znaczy, że nie może znaleźć lepszego argumentu na potwierdzenie swoje zdania niż ten zaprezentowany przez Ciebie. 'Bluzganie' jest oznaką słabości. Tak więc jeśli ktoś stara się mnie obrzucić błotem to piszę, że jego słabość sprawia mi niesamowitą satysfakcję i nigdy nie wdaję się w pyskówkę z owymi typami. Uważam, że poziom rynsztoku jest mi obcy i nie zniżamy się do niego."
Nic dodać, nic ująć.
hauser a moze Ty o filmie bys cos napisal a nie zasmiecasz temat? ludzie sprawdzaja bo mysla ze tu cos wartosciowego i konkretnego, nowe opinie itp a tu jakies prywatne porachunki. wymiencie sie numerami gadu i bedzie z glowy
Nie korzystam z gadu-gadu, zaś o filmie pisałem już, tylko, że jakoś nie było chętnych do "wartościowych i konkretnych opinii".
W tym konkretnym wątku wyraziłem tylko swoje delikatne zdziwienie, że osoba taka jak Yogi, która często i gęsto obrażała swoich dykutantów, stroi sie tutaj w piórka bojownika o wolność, demokrację i bon ton.
Film bardzo głęboki, daje do myślenia. Aktorzy nie zawiedli, jednak koncowka lekko rozczarowująca. Chyba powinni go zatytuować 'Droga do nieszczęścia'.
Ech... rozczarowująca czy smutna?
Dwa różne słowa.
Poza tym w filmie chodziło oto, iż główni bohaterowie chcieli być szczęśliwymi ludźmi (stąd tytuł) a fakt, że im się nie udało to zupełnie inna kwestia.
Poza tym tytuł zaproponowany przez Ciebie ujawnia zakończenie i produkcja staje się zdecydowanie bardziej przewidywalna a nie oto przecież chodzi... wręcz przeciwnie.
Na tytuł "Droga do szczęścia" nie ma co zwracać uwagi, gdyż jest on niefortunnym przekładem z "Revolutionary Road", który to jednak oddaje charakter filmu w sposób jaki chciał autor.
Wlasnie wrocilam z kina i jak zwykle nie moglam sie powstrzymac aby nie przeczytac recenzji. Yogi,zgadzam sie z Toba w 100% nic dodac nic ujac dobry film.
dobry? To byl pierwszy film ktorY mnie doslownie wbil w fotel! jest przerazajacy wrecz,ale G e n i a l n y !
Cieszę się, że film Ci się spodobał ale źle dobrałaś słowa. ;)
'jest przerazajacy wrecz,ale G e n i a l n y !'
Czemu 'ale'?
Czy film który jest przerażający nie może być genialny? :)
Te pojęcia się nie wykluczają... :)
Dzięki za Twoją opinię. Mi nie przeszkadzalo zdradzenie zakończenia Wręcz przeciwnie: uważaam że zakończenia należy omawiać i wyciągać z nich wnioski. Pod koniec tego filmu rzeczywiście wiele się dzialo, trudno bylo się polapać ku czemu prowadzi ta historia.
Film na pewno świetny, skłaniający do refleksji, smutny i prawdziwy.
Planowany wyjazd do Paryża był pięknym pomysłem, wcale nie naiwnym. Ilu z nas chciałoby po prostu rzucić to wszystko co nas otacza, zmienić otoczenia i wyjechać gdzieś daleko? Tylko żeby coś takiego zrobić to trzeba mieć jaja - jak to powiedział John.
"To co zrobiła April, było czymś okrutnym i poniosła za ten czyn najwyższą karę - umarła. Poprzez śmierć - według mnie - autorzy filmu sprzeciwiają się aborcji, czyli pozbawiania życia nie winnych istot."
Może rzeczywiście taki był zamiar autorów filmu chociaż ja nie odniosłem takiego wrażenia. Równie dobrze mozna na tej podstawie wysnuć wniosek, że autorzy filmu chcieli pokazać jakim złem jest brak legalnej aborcji. Gdyby mogła po prostu pójść do lekarza i usunąć niechcianą ciąże przeżyłaby. Z drugiej strony uważam, że nie należy sprowadzać tej sceny do kwestii tego czy scenarzyści w ten sposób chcieli opowiedzieć się za czy przeciw. Sprawa była o wiele bardziej skomplikowana, dotyczyła psychiki April, jej braku woli dalszego życia. Na początku wydawało mi się, że ona chce po prostu popełnić samobójstwo.
I słowo do krzykaczy ws spoilerów
Jakbym obejrzał film 2 lata po premierze to też mam wam oznaczać, że będą spoilery? Czy wy na głowę upadliście. Ja mam na tyle rozumu, że jak nie obejrzałem filmu to nie wchodzę na forum gdzie toczy się dyskusja o jego treści. Poczytaj sobie ogólną opinię, obejrzyj trailer a nie piszczysz jeden z drugim, że na spoiler się na działeś. Trochę logiki i zdrowego rozsądku proponuje, będzie wam łatwiej w życiu.
"Planowany wyjazd do Paryża był pięknym pomysłem, wcale nie naiwnym. Ilu z nas chciałoby po prostu rzucić to wszystko co nas otacza, zmienić otoczenia i wyjechać gdzieś daleko?"
Śmiem się z Tobą nie zgodzić. Może i był to pomysł 'piękny' tak jak napisałeś ale bez wątpienia brakowało w nim zdrowego rozsądku.
Kobieta w ciąży utrzymująca dwójkę dzieci i męża w nieznanym im mieście, nie mówiąc już o tym, iż nie miała pewności, że dostanie dobrze płatnę pracę - Czy Tobie nie wydaje się, że ów wyjazd do Paryża jest nie odpowiedzialny?
"autorzy filmu chcieli pokazać jakim złem jest brak legalnej aborcji."
Oczywiście masz prawo do takiego odczucia jednak uważam, że poparcie legalnej aborcji nie było w zamyśle autorów.
Weź pod uwagę, że przez pewien okres czasu April była zdecydowana na urodzenie tego dziecka. To jej nie zdecydowanie i zwłoka stały się tak tragiczne w skutkach.
Legalna aborcja, moim zdaniem, przyczyniłaby się tylko do wzrostu ilości takich tragedii i śmierci nie winnych istot.
Byłaby przyzwoleniem do tego co zrobiła April.
Takie jest moje osobiste odczucie.
Masz prawo do innego zdania. :)
Właśnie kwestia tego co jest zdrowym rozsądkiem i kto go ma a kto nie, jest w tym filmie problematyczna;) Zgodzę się, że taki wyjazd trzeba przemyśleć, przygotować wszystko, obliczyć szanse nowej pracy.
Chodziło mi o ludzi, którzy czują się podobnie jak Frank (przynajmniej na początku filmu) - czyli poczucie beznadziejnej pustki i wykonywania nielubianej pracy. Wtedy zaczyna się myśleć żeby zmienić wszystko, wyjechać gdzieś daleko. Sprzyja jeszcze temu poczucie, które mają główni bohaterowie, iż powinno się znaczyć więcej. Fakt, że jest to często myslenie idealistyczne bo przecież nie ma żadnej gwarancji, że tam będzie lepiej. Ale i na to April miała odpowiedz, wg mnie słuszną - wcale nie musi się udać ale przynajmniej trzeba spróbować, żeby doznać chociażby porażki...
Odnośnie aborcji - wersja może być też taka, że autorzy chcieli utrzymać względny realizm sytuacji - bo dokonanie na własną rękę aborcji i to zdaję się w 13 tygodniu w latach 50. XX wieku raczej nie mogło zakończyć się sukcesem/odratowaniem takiej kobiety.
Pozdrawiam
Hmm... Nie można jednak zapominać o odpowiedzialności. W poszukiwaniu samorealizacji nie można popaść w egoizm. Według mnie April i Frank w swych odważnych planach nie liczyli się z uczuciami własnych dzieci.
W drodze do własnego szczęścia nie można zapomnieć o szczęściu innych.
"Odnośnie aborcji - wersja może być też taka, że autorzy chcieli utrzymać względny realizm sytuacji - bo dokonanie na własną rękę aborcji i to zdaję się w 13 tygodniu w latach 50. XX wieku raczej nie mogło zakończyć się sukcesem/odratowaniem takiej kobiety."
Zgadza się. Ale prócz bezwzględnego realizmu staram doszukać się głębszej myśli. :)
Jedno jest jednak pewne: realizm nie wyklucza innej możliwości, innej wersji.
Wow, świetnie się czytało Twoje własne przemyślenia!!! W kilkunastu zdaniach opisałeś co jest pięknego w tym filmie. I zgadzam się szczególnie ze słowami, że na rewelację trochę za mało...Film bardzo ok, dający do myślenia:)
Twój styl pisania jest typowo... Ty nie masz stylu.
Więc myśl sobie, że jesteś fajny. Rzeczywistość jest już inna.
Również pozdrawiam.
uuu jaki obrażalski. to nie miał być pojazd dla Twojej informacji. i nie myślę, że jestem fajna - ja to wiem. a Twoje zdanie na mój temat akurat nie ma dla mnie żadnego znaczenia, bo mnie nie znasz. Ty zapewne sądzisz, że jesteś najmądrzejszy, ale to jedynie w tym przypadku rzeczywistość jest zupełnie inna (no ale tak to jest jak się jest narcyzem). Pozdrawiam bardzo, ale to bardzo serdecznie, Twoja wierna czytelniczka heh
Film niewątpliwie inny, niepowtarzalny, ale i dziwny zarazem...Dlaczego ona poddała się w końcu tej aborcji? Czemu miała służyć ta szopka, którą odstawiła przed mężem zanim to zrobiła?jak dla mnie momentami troszkę to było przerysowane, a mazgający się Leo...brak słów...eh, obejrzałam film raz, wystarczy...
Byłem na tym filmie w kinie i żałuje strata pieniędzy.Nie podobał mi sie ani mojej drugiej połówce.Był nudny i kręcony bez polotu . Kate Winslet w porównani do ,,Lektora'' zagrała bardzo słabo,.
April miała dość takiego życia, życia w obłudzie i pozornym szczęściu. Moim zdaniem film był bardzo dobry, a jeżeli chodzi o głównych bohaterów to Leo może nie dorównywał Kate Winslet, ale uważem, że pokazał prawdziwe emocje, a oto chyba w tym fachu chodzi...
"Dlaczego ona poddała się w końcu tej aborcji? Czemu miała służyć ta szopka, którą odstawiła przed mężem zanim to zrobiła?"
Ponieważ, była osobą nieszczęśliwa. Dokonując aborcji myślała, iż zrobi na złość mężowi. Szopka miała zatrzeć jakiekolwiek podejrzenia i była to tak zwana cisza przed burzą.
W konsekwencji zabrała życie i dziecku i sobie.
a ja mysle ze przez tą "szopke" chciala sie pozegnac. przy sniadaniu mowi: "Powinieneś cenić to, co robisz. Jestes w tym dobry." i ogolnie taki klimat troche pozegnania, tego co sie mowi na koncu, na pogrzebach, to byl dobry czlowiek i tego typu farmazony. ona zachowuje sie tak samo. mowi ze wcale go nie nienawidzi, ze jest dobry w tym co robi, zeby cenil to co ma. nie chciala tylko popelnic aborcji. chciala umrzec.
film swietny! muzyka tez idealna choc ktos tu zarzucal ze to nieudana kopia 'american beauty'. nie zgadzam sie, muzyka stworzyla swietny klimat.
chyba dam 9 choc faktycznie 9,5 byloby najlepsze :)
spłyciłeś potwornie, aborcja nie była formą zrobienia na złość mężowi, była formą samobójstwa, April wiedziała, że po 12 tygodniu usuwanie ciąży jest niebezpiecznie, a całe to śniadanie, telefoniczna rozmowa dotycząca dzieci, to wszystko było pożegnaniem. problem legalności aborcji, czy jej braku to nie istotne w tym filmie
Witam,
Może to przeoczyłem czy też jak kto woli przegapiłem, ale w żadnym komentarzu nie znalazłem informacji o tym, że tak naprawdę jest to adaptacja książki o tym samym tytule. Wydaje mi się, że jest to jedna z ważniejszych rzeczy przy odbiorze filmu.
W kilku wpisach ktoś wspomina o stylizacji na lata 50., 60. Ciężko mówić o stylizacji, jeśli książka na podstawie której powstał film została wydana właśnie w tym okresie.
Sprawa druga. Kilka osób rozwodzi się na temat stosunku autorów do aborcji, a tymczasem nie to jest w tym filmie najważniejsze. Powiem nawet więcej, jest to tylko epizod.
Tytuł. "Droga do szczęścia" bynajmniej nie jest najtrafniejszym określniem "Revolutionary road", chociaż bynajmnie nie pozbawionym racji. O tym później.
Film opowiada o nietafionej idei przedmieść, o marzeniach, ich niespełnieniu i biorącej się stąd frustracji. Opowiadana historia dzieje się 50 lat temu, świat wyglądał nieco inaczej. Model rodziny przedstawiony w filmie nieco się zdeaktualizował. W tej chwili rzadziej widzimy kobiety w domu, częściej w pracy. Stąd brała się ta frustracja i niespełnione marzenia. Dlatego też ludzie musieli w końcu wstąpić na tę drogę rewolucji i ten model zmienić. Jak pokazało życie zmiana modelu rodziny na ten w którym oboje rodzice pracują nieczęsto prowadzi do szczęścia.
Film w całości nie jest ponadczasowy. Opowiada o ludziach żyjących w konkretnym okresie utkwionych w konkretnym modelu. Fakt, że ich relacje, kreacja bohaterów, rozmowy, psychika - to jest ponadczasowe, nigdy nie straci na wartości. Powiem nawet więcej, że wszystkie te przejaskrawione postacie (tak! one są przerysowane, w pewien sposób nawet komiczne!) spotkamy i dzisiaj.
Film jest świetny, gorąco polecam książkę nawet po jego obejrzeniu. Lektura, tak jak i film, naprawdę wartościowa
Pozdrawiam
Cóż nie byłbym sobą gdybym z tego filmu nie wyciągnął czegoś innego niż
wszyscy, czegoś dla siebie ;)
Otóż według mnie (i z tego co widzę to chyba tylko i wyłącznie według
mnie) zakończenie tego filmu wcale nie jest takie pesymistyczne. Ba! Ono
nawet ma swój optymistyczny wydźwięk tylko trzeba go chcieć i umieć
znaleźć ;)
Owszem mamy tu do czynienia z tragedią ludzką, w końcu April ginie, a
Frank też już raczej nigdy nie odnajdzie swojej 'drogi do szczęścia'.
Ale samo zakończenie, które ukazuje Shepa, który nagle zdaje sobie
sprawę, że to tak na prawdę on jest szczęściarzem, a nie April i Frank,
którym zawsze zazdrościł. Podobnie jak i ojciec Johna, który też już
swoje szczęście znalazł. Oni już mają to czego przez całe swe życie
szukali April i Frank.
Przez całe swe życie poszukiwali szczęścia podczas gdy wystarczyło na
nie spokojnie poczekać. Bo szukając można nic nie znaleźć, co więcej
można znaleźć coś całkiem innego, nie porządanego...
Jeżeli ktoś po przeczytaniu tego nic nie zrozumie niech się nie
przejmuję ja też zbyt wiele z tego nie zrozumiałem :P Na swoje
usprawiedliwienie dodam tylko, że na kacu gigancie jestem :P
A ja film odebrałam jako bardzo feministyczny. April jest zniewolona przez czasy, w których żyje. Jedyną drogą dla niej wydaje się posiadanie męża, dzieci. W końcu postanawia się zbuntować, to ona chce pracować itd.[stąd też między innymi tytuł filmu]. April nie lekceważy męża, podważając jego męskość. Swoją drogą to ciekawe, że podważenie męskości wciąż niektórzy odbierają jako zniewagę. Nie chce mieć kolejnego dziecka, więc postanawia usunąć ciążę - i właśnie w tym momencie pojawia się głos opresyjnego społeczeństwa pod postacią słów wypowiedzianych przez jej męża. Wreszcie April wykonuje aborcję za późno [metoda od początku nie należała do bezpiecznych] i w efekcie umiera. Pocieszeniem wydaje się fakt, że dziś żyjemy w innych czasach, gdzie od aborcji kobiety na szczęście nie umierają.