Dużo się spodziewałem po tym filmie, gdyż wiele osób go wychwalało, a wspaniałe trio z Titanica (oczywiści Winslet, DiCaprio i Bates) było wspaniałą reklamą filmu. Nie zawiodłem się. Skrajne pokazanie skutków monotonii życia. Skrajne, bo wiekszość ludzi godzi się z takim losem i mimo braku szczęścia tkwi w takiej pustce. Tu było inaczej. Pani Wheeler posunęła się do desperackiego kroku ratownania własnego życia, przypłacając je cudzym oraz swoim. Ostatnia scena wymownie pokazuje dwulicowość społeczeństwa i brak zrozumienia na cudze nieszczęście... Dobra przestroga dla mnie innych młodych, żeby nie zatracić się we własnych marzeniach, uczuciach i związkach...
Zgadzam się, dodałabym tylko jeszcze, że monotonię sprawiamy sobie sami i wcale nie tak trudno ją przerwać, niekoniecznie potrzebny do tego Paryż. A społeczeństwo nie tylko amerykańskie, ale, niestety, coraz częściej w sąsiedztwie spotykane. Jak to mawiał Cifer "ignorance is bless" ... but is it?