Droga do szczęścia ukazuje, jak potoczyłyby się losy pary, gdyby Titanic szczęśliwie zawinął do portu.Przygnębiające życie, pełne zniweczonych marzeń, beznadziejnie pusta egzystencja bez wyższego celu. Największym dramatem tego filmu, były przedwczesne wytryski w każdej scenie "miłosnej", które w konsekwencji zniweczyły dalekie plany niepoprawnej marzycielki. Kate Winslet była naprawdę przekonująca w tej roli. Leo natomiast, choć dwoił się i troił, by ukazać studium męża uwikłanego w kłopoty rodzinne, to jednak odniosłam wrażenie, iż lepszy byłby w roli poddanego elektrowstrząsom, neurotycznego matematyka, który symbolizował nieprzystającą do tamtych czasów prawdę. Zresztą DiCaprio z tym stadium nadbudowy na twarzy, mógłby spokojnie zagrać główną rolę w "Zapaśniku" w zastępstwie Mickey Rourke'a. Nie polecam tego filmu - młodym małżeństwom w szczególności - nie zachęca do zakładania rodziny, miłości, zaangażowania, a tym bardziej seksu - w każdym znaczeniu tego słowa. Nie pozostawia złudzeń, że życie to pozory i pretensjonalna gra, której można się poddać lub zginąć.
Jakże się mam nie zgodzić? Prawda i tylko prawda.
Film na mnie wpłynął fatalnie. Nie wiem czego w nim brakowało, ale wiem, że na pewno brakowało (muzyka? ruch? tempo? - może wszystkiego na raz i jeszcze tego "czegoś"). Połowa filmu tak koszmarnie mdła, że film przelatywał gdzieś obok mnie. Nic nie przykuwało moich zmysłów. Podgłośniłam dźwięk, co by zagłuszył wszechogarniającą nudę. Czy pomogło? Raczej uświadomiłam sobie, iż jestem bardzo cierpliwą osobą skoro wytrwałam (wbrew powszechnej, w tym własnej, opinii). Dopiero ta ciąża (o dziwo!) przykuła moją, powiedzmy, uwagę...
Sztuczne, bez życia dialogi mnie dobijały. Powiem tak na marginesie, że gdybym usłyszała taką mowę o "szkodliwości" aborcji od własnego męża, to sama usunęłabym to dziecko (a jestm w gruncie rzeczy za prokreacją - sama mam wesołą trójeczkę ;)), a następnie uciekłabym gdzie pieprz rośnie (do Paryża? - choć tam ponoć pieprz nie rośnie). Film dołujący, sztuczny. Na korzyść przemawia jednak (jak dla mnie) gra aktorska Pani Kate Winslet. Poradziła sobie z przekazem. Smutna, niespełniona kobieta z egoistycznym mężem, stojącym nad nią niczym kat nad grzeszną duszą.
Film, wdług mnie, zasługuje tylko na 4/10, no, powiedzmy 4 z plusem dla Pani Winslet. Był naprawdę poniżej moich oczekiwań.
Ps. Ta wypowiedź jest iście subiektywna. Zamiast krytykować mnie, postarajcie się, drodzy przeciwnicy zareklamować dobrze film, o ile uważacie, że zasługuje on na reklamę. Ja nie polecam