Od czasu 'Między słowami' nic tak do mnie nie przemówiło. Kilka filmów po drodze zrobiło wrażenie, ale Revolutionary Road w mojej ocenie to wybitny film. Znowu przyjdzie czekać mi kilka lat na jakieś wybitne dzieło, nie daj Bóg kilkanaście :)
W moim odczuciu film mówi o tym, że człowiek kiedy odpowie sobie na pytanie o sens tego całego bajzlu (czyli życia) i swoją w tym bajzlu rolę, to nie ma drogi odwrotu. Film też ostrzega przed stawianiem sobie takich pytań. Jeżeli człowiek jednak się zgodzi, to tak samo jakby opuścił Egipt i wyruszył do Kanaanu. Może wystraszyć się pierwszego lepszego Egipcjanina i wrócić do niewoli (czyli do bajzlu). I jeszcze - zdaje się - film sugeruje, że nawet jeżeli czlowiek zdecyduje się odpowiedziec sobie na pytanie o bajzel i swoją w nim rolę i postanowi dokonać rewolty, to droga, którą przyjdzie mu pokonać jest właściwie nie do przejścia. W tym sensie film jest bardzo i wulgarnie prawdziwy i nie dający nadziei. Lepiej już powtarzać o pustce niż mieć odwagę nazwać bajzel beznadziejną pustką.