ona po prostu byla niestabilna psychicznie...miala problemy powinna sie leczyc....a tylko taki stan rzeczy poglebial jej zle samopoczucie i bezsens otaczajacego jej swiata...depresja... ale film ogolem calkiem dobry..
To nie są nieleczone problemy psychiczne. Film traktuje o czasach, w których większość kobiet nie wytrzymywało roli jaka została im przypisana. Leciały na prochach, bo wmawiano im, że muszą to znosić, a jak miały to znosić bez prochów? Więc większość z nich grzecznie chodziła do psychiatrów, łykała barbiturany (które nazywano wtedy "małym pomocnikiem mamusi"), zagryzała zęby, żegnała się z własnymi marzeniami i ambicjami i pełniła rolę uroczej pani domu. Codzienna, niezmienna rzeczywistość. Znajdź mi osobę, która zniosłaby to na dłuższą metę bez psychotropów.
--[ ewentualny spoiler]---
Bohaterka filmu zostaje w paskudny sposób zdradzona przez męża - człowieka, któremu bezgranicznie zaufała i który wprost ją nabrał na to, że mogą inaczej żyć - że mogą w ogóle _zacząć_ naprawdę żyć. Rozbudził w niej nadzieję. I co następnie zrobił? Zapłodnił ją (kiedy ona ze strachu mówiła, żeby jednak nie kończył w niej - niesamowicie przejmująca scena, kiedy widać, że nawet w takiej chwili w przeciwieństwie do niej on kompletnie nie myśli o konsekwencjach) i poszedł na łatwiznę sądząc, że ona może zostać z kolejnym dzieckiem w domu i wychowywać je tak jak poprzednie - bez żadnej szansy na zrobienie czegoś dla siebie. A widząc, że ona nie wytrzymuje co robi? Sugeruje pójście do psychiatry, bo przecież od tego jest "mały pomocnik mamusi" w pigułce, żeby nauczyła się żyć wbrew sobie. Zdrada w najgorszym wydaniu.
Zwróćcie uwagę na sąsiadkę głównej bohaterki. Ona jest w takiej samej sytuacji i nie chce by tamta wyjeżdżała przede wszystkim dlatego, że podważyłoby to jej przekonanie, w które nie wierzy, ale bardzo chce wierzyć, że jest tylko jedna możliwa droga dla kobiety - siedzieć w domu, rodzić dzieci, gotować i sprzątać. Gdyby jej najlepsza przyjaciółka wyjechała i dowiodła, że można żyć inaczej ta sąsiadka nie wiedziałaby co począć. Jest dokładnie w takim samym stanie psychicznym i takiej samej sytuacji, tyle, że ona nie wierzy, że ma prawo się buntować czy w ogóle chcieć czegoś od życia. Ci ludzie żyją jak zombie.
I mimo, że film dotyczy innych czasów, to jednak jest niesamowicie ponadczasowy dotycząc relacji międzyludzkich, trudnej drogi rewolucjonistów każdego rodzaju oraz właśnie tej zdrady najgorszego sortu - morderstwa bez rozlewu krwi - przez zabicie człowieka od wewnątrz - odebranie mu prawa do szczęścia i wszelkiej nadziei, skazanie na wegetację aż do śmierci.
świetny komentarz :) tylko dodam, że dziś też łatwo spotkać kobiety matki po albo w trakcie depresji, jadą sobie na prozakach i innych proszkach, wychowują dzieci. Dla mnie to jest dopiero egoizm - rodzić dzieci w świecie, w którym same są nieszczęśliwe jak cholera i bez sztucznego upiększania rzeczywistości przy pomocy medycyny nie są w stanie żyć (tak a propos wątku obok)