Jak zwykle polski dystrybutor stanął na wysokości zadania i już samym tytułem filmu wyprowadza widza na jałowe manowce. Można było spokojnie pozostać przy zacnym "Kolejarzu" (film by nic na tym nie stracił), ale widocznie nie brzmiał on dostatecznie poważnie, mądrze i marketingowo. Film nie jest o zapominaniu i wcale nie tędy ta droga, ale o trudnym przebaczaniu, i te sprawy są wyraźnie w filmie przeciwstawione w pięknym finale.
Film w sumie przyzwoity i bardzo dobrze zagrany (świetny duet Firth - Kidman; manierycznego Skarsgarda jest ostatnio na ekranie trochę za dużo, strach otworzyć lodówkę), ale niestety niewiele więcej przynosi. Fabuła (rozliczenia ofiary z katem) mocno zgrana, ale to jeszcze ujdzie. Razi nieznośny patos, który wyziera z niemal każdej sceny (zwłaszcza słabe sekwencje obozowe). Rozumiem, że film o sile przebaczenia musi odpowiednio wybrzmiewać, ale pompatyczne dźwięki podkręcane na każdym kroku każą podejrzewać, że twórcy wątpią w inteligencję widzów, którzy mogą nie wyczuć, że sprawy są ważkie i nietuzinkowe. Można było dużo prościej i skromniej, ale efekt byłby jeszcze lepszy.
Zgadzam się, że "Droga do zapomnienia" ma się nijak, a wręcz odwrotnie do przesłania filmu, ale "Kolejarz" też wcale nie jest adekwatny.
Co do samego filmu, to miałam zgoła inne odczucia. Nie uważam, by film był przesadnie patetyczny - no być może oprócz sceny, kiedy młody Lomax wyjaśnia kolegom o co chodzi z koleją i co ich czeka. Chociaż to raczej laurka ku czci brytyjskiego imperium niż patos - przy czym niekoniecznie pusta laurka, bo Brytyjczycy byli ze swojego imperium dumni.
Sceny z obozu określiłabym jako brutalnie szczere, a nie patetyczne. Żołnierze pojmani przez Japończyków w czasie II wojny doświadczali niewyobrażalnych tortur i okrucieństwa, co jest raczej mniej znaną kartą historii. Zobaczyliśmy na ekranie zaledwie namiastkę tego piekła, mniej niż się spodziewałam.
Co do gry aktorów - świetne występy wszystkich - przy czym zgodzę się, że Skarsgard niedługo wyskoczy z lodówki. Szczególne brawa wg mnie dla odtwórcy młodego Lomaxa - nie tylko dobrze zagrał rolę żołnierza i jeńca, ale też młodszą wersję Firtha.
Nie sądzę aby "Kolejarz" było właściwym tłumaczeniem. :)
Raczej dosłownie " Człowiek drogi kolejowej" lepiej oddaje angielski sens tytułu. Wbrew pozorom to nie to samo.
Owszem, tutuł "Droga przebaczenia" brzmiałby lepiej, ale wtedy nie byłoby sensu iśc do kina.
Być może kompromisowa byłaby "Droga cierpienia", ale bywała jeszcze gorsze tłumaczanie niż ta "Droga do zapomnienia".