Film zrobił na mnie tak przytłaczające wrażenie (podobnie jak książka) że z początku wyłączyłem jakieś głębsze krytyczne myślenie, przyczyniła się do tego niesamowita estetyzacja zrujnowanego świata oraz naprawdę klawo pokazani kanibale. Ale zastanawiając się nad filmem jakiś czas potem pomyślałem że obraz nie jest do końca realistyczny - być oczywiście nie musi broń boże - prawdopodobnie moje krytyczne spojrzenie zostało sprowokowane niezwykle dojmującym stanem psychicznego zmęczenia i bezdennym pesymizmem jaki bije z tego obrazu, który, ponieważ dałem mu się porwać przyprowadził mnie o niezłego doła.
Sceny najwcześniejsze chronologicznie są z momentu kiedy rodzina jest jeszcze w komplecie i teraźniejszość filmową poprzedzają o jakieś 8 - 12 lat bo tyle ma chłopiec który, możemy przyjąć, jest równolatkiem nadejścia katastrofy która pozbawiła go redtuba i możliwości korzystania z kart kredytowych rodziców.
Tak na marginesie, jako pierwowzór katastrofy obstawiałbym wybuch superwulkanu w Yellowstone - podobno zdmuchnie ze cztery stany albo i wywoła nowe zlodowacenie coś na kształt zimy nuklearnej.
Tak wiec małżeństwo na otrząśniecie się z traumy ma około 10 lat - i co? i nic! nadal woli bronić własnej prywatności w coraz bardziej niszczejącym domku, zamiast się organizować. Ktoś kto choć trochę zna społeczeństwo amerykańskie albo właściwie społeczność w ogóle czuje że coś tu jest nie halo bo społeczność w obliczu moru, ognia i wojny się organizuje prawdopodobnie w obliczu pier...nięcia wielkiej kosmicznej skały o ziemię i wybuchu wielkiego wulkanu też. Czemu ta, wykształcona przecież para nie szuka towarzystwa, pomijając oczywiście proste odpowiedzi że są głupi albo że McCarthy tak im kazał bo inaczej nie potrafi pisać? No tu znalazłem swój mały promyczek który pozwolił mi nieco się otrząsnąć z depresji jaką ten film we mnie wywołał początkowo. Myślę że historycznym odpowiednikiem świata jaki obserwujemy w "Drodze" były by wieki średnie kiedy generalnie nie było zbyt bezpiecznie i ogół ludności chętnie oddawała się pod protektorat ludzi zajmujących się tylko i wyłącznie obrona tych pierwszych z czasem tworząc stan rycerzy itp itd. W tym filmie organizowanie się ludzi w obliczu spraw daleko bardziej ważnych niż spór o to czy kłamie Kaczyński czy Tusk zostało całkowicie pominięte. Swoją drogą jest to ciekawe ponieważ właśnie takie mężne stawianie czoła wielkim lub mniejszym zagrożeniom jest kanwą większości amerykańskich produkcji filmowych. McCarthy postanowił więc odbić w drugą mańkę, polecieć w drugie ekstremum - pokazać całkowitą samotność ludzi - I ten zabieg robi piorunujące wrażenie i pozwala trzymać widza za twarz albo za organy występujące u chłopców nieco niżej jeszcze długo po seansie.
Pocieszenie jest takie że kiedy gaśnie światło w bloku pierwszą rzeczą jaka robimy jest sprawdzanie czy u sąsiada też ciemno a kiedy kryzys się przedłuża próbujemy zażegnać go wspólnie czego dobrym przykładem są chociażby powodzie. Tworzą się grupy ludzi które nawet jeżeli koniec jest smutny, giną razem.
Faktycznie, zasługiwało to na osobny temat. Jeśli pozwolisz wykorzystam niektóre z Twoich przemyśleń przy konstruowaniu prezentacji maturalnej.
ej no "redtube jako podstawa szczęścia i dobrostanu dzieci starszych płci męskiej" przecież to na doktorat się może nadać a nie maturę.
wszystko ok, ale nie bierzesz jednej bardzo istotnej kwestii pod uwagę- to jest sytuacja z jednym wyjściem- śmiercią. Bo nie ma raczej realnych szans na odrodzenie, odbudowanie czegokolwiek. Nie ma słońca, roślin, zwierząt... nie ma żadnej perspektywy. nie ma w imię czego sie organizować. Ani jak. Tzn. mężczyzna wierzy/ ma nadzieję/ udaje ze ma nadzieję, bo nie potrafi zabić własnego dziecka, że na południu będzie lepiej. może na południu słońce przebije się przez grubą warstwę pyłu i będzie cieplej. może na południu są dobrzy ludzie... zresztą on już chyba tak naprawdę nie wierzy w istnienie dobrych ludzi, boi sie dopuścić kogokolwiek do siebie. W sumie to syn ocala go swoją naiwnością/ niewinnością od utraty resztek tzw. człowieczeństwa.
to jest relacja ostatnich chwil ostatnich ludzi na ziemi. Myślę że może wcześniej ludzie sie organizowali, ale te społeczności albo sie rozpadły albo przeobraziły w takie bandy jak widzimy w domu na pustkowiu albo jak ojciec i syn spotykają w ciężarówce.... piszesz, że tak jak w wypadku np. powodzi ludzie sie organizują. Na jak długo takie przymusowe braterstwo jest w stanie przetrwać zanim każdy zacznie myśleć o sobie/ swoich najbliższych? w sytuacji gdy wiadomo, że zapasy jedzenia/ ubrań sie nieodwołalnie kończą? Życie bez celu, sensu jest chyba najgorszym jakie mozna sobie wyobrazić, a w świecie bez cywilizacji, gdy wszystkie 'cele' którymi zapychamy sobie codzienne zycie( praca, kariera, dostatek) padły, a świat został obnażony i obdarty z całej ułudy, tylko drugi człowiek ratuje przed totalnym zezwierzęceniem. Część/ większość ludzi, których spotykają jest już po tamtej stronie, byle przetrwać do następnego dnia, nie zważając ile taka egzystencja jest warta. Gdyby choć na chwilę sie zatrzymali i spojrzeli prawdzie w oczy, pewnie musieliby strzelić sobie w łeb.
dobra rozpisałam sie jak durna, ale ja z kolei jestem świeżo po lekturze, film oglądałam wcześniej. podsumowując- w świecie tak beznadziejnej i totalnej apokalipsy jak w Drodze, nie uważam żeby ludzie byli zdolni się konstruktywnie zorganizować. moze nasze odmienne spojrzenie na ten temat wynika z tego, że ja w tzw. ludzkość nie wierzę, nie uważam że ludzie są z natury dobrzy. :)
braterstwo tu nic nie dało. Ten film też jest dla mnie jak cios pięścią w mordę.
To akurat nie jest błąd. Co by zorganizowali ?
Doszło by do tego, że zaczęli by się bić o zapasy itd.
Pewnie to co widać to właśnie pozostałości tych grup.
No oczywiście że macie rację - to jest opowiadanie o końcu cywilizacji i prowadzone jest tak żeby nas do wizji całkowitej izolacji i zatracenia przekonać, a że Cormac jest pisarz nie w kij dmuchał to i można na niego liczyć i za twarz chwyta krzepko jak nie przymierzając Pudzian piłeczkę antystresową przed kolejnym wejściem do klatki.
Ale sama piszesz co następuje , tobie samej ta wiara w ludzi z klawiatury się wylewa trochę - "tylko drugi człowiek ratuje przed totalnym zezwierzęceniem" i to jest prawda chociaż ja trochę mniej wzniośle powiedziałbym tyle że drugi człowiek po prostu broni pierwszego i vicek wersal. I grupy się nie rozpadają, giną wyżynane przez silniejsze grupy ale pozostają razem - razem giną i tak było przed wiekami i nic się nie zmieniło - i to jest właśnie ten słaby element całej fabuły który jednocześnie pozwala jej trwać i zmierzać ku pięknej katastrofie - ludzie jeżeli połączy ich zagrożenie nie rozchodzą się tak po prostu jeżeli zagrożenie nie ustaje tylko trwają razem i razem giną - to nasza stadna zwierzęca natura. No bo co mają powiedzieć
- Sorry Winnetou ale jest już tak źle że nie widzę możliwości na przetrwanie, to chyba rzeczywiście koniec świata jaki znaliśmy i lubiliśmy (internet się skończył), dlatego żegnam Państwa i oddale się wraz z synem bo wolę umierać w odosobnieniu proszę równocześnie się o mnie nie martwić
NO NIE ! to tak to raczej nie będzie wyglądało - Jak niema gdzie za bardzo pójść, to się lud kupi razem i się nie rozłazi.
No ale gdyby Cormac pozwolił powstać grupie ocalałych cierpiących razem niedolę, wtedy nie mogłaby zaistnieć taka ładna scena skończenia ze sobą Charlize Theron.
Trzeba powiedzieć że nawet McCarthy zgubił w zakończeniu jaja (chwała mu za to choć ckliwe to nieco) i dzieciak nie kończy w kotle ludożerców :)
ha! nie wiadomo czy w końcu jednak tam nie wylądował- grupka składająca sie z dwóch dorosłych( w tym kobiety) i trójki dzieci to łakomy kąsek..
masz racje , że człowiek to zwierzę stadne, ale zależy jak to stado sobie zdefiniujesz- dla bohaterów to była tylko rodzina. dla mnie to jest całkowicie racjonalne i akurat nie widzę w tym nic dziwnego, szczególnie że większość ocalałych grup to byli chyba kanibale, którzy nie zajmowali sie wychowywaniem dzieci, tylko pieczeniem ich na rożnie.
a pod pojęciem 'rozpad' miałam tez na myśli wyrżnięcie przez inna grupę/ choroby/ głód etc
pewnie gdyby McCarthy chciał opisałby jak grupa sobie radzi w takim świecie, ale wtedy to byłaby całkiem inna bajka
Wydaje mi się że stado to kompromis między ilością osób która zapewnia członkowi maksymalne możliwe bezpieczeństwo i jak najmniejszą liczbą powinności i obowiązków które musi ona świadczyć grupie... obecnie jest to rodzina atomowa tak jak mówisz i jest to obecnie rzeczywiście racjonalne, państwo zapewnia "mannę z nieba" i tak przyzwyczajeni jesteśmy do tego że nie wyobrażamy sobie że może być inaczej a jeszcze sto lat temu było inaczej i z tego brały się cechy , gildie, aranżowane małżeństwa, i rodzina wielopokoleniowa bez tego ciężko było po prostu przetrwać a i kanibalizm się trafiał...
W tych retrospektywach właśnie niewiele sugeruje żeby oni się organizowali i to dokładnie mnie mierzi, siedzą w domu i wychowują przez dziesięć lat dzieciaka! właśnie to staram się powiedzieć że Cormac pominą ten "SZCZEGÓŁ" żeby mu się opowiadanie złożyło. Tam nie ma nic o tym że walczyli, że kanibale ich rozbili i zjedli (lub że sami nie zdołali zjeść wystarczająco dużo złych kanibali), żeby wzmóc atmosferę grozy i beznadziei McCarthy świadomie jako razowy opowiadacz usunął i ukrył coś co byłoby bardziej niż pewne w zaistniałych okolicznościach a nie bardzo pasowało mu do całości. Nie zamierzam go bronić ani potępiać, ja, jak zaznaczyłem na wstępie, analizując kompozycje utworu bronie się przed totalnym dołem jaki z niego wycieka lub jak kolega z postu powyżej barwnie ujął - wali w mordę.
Co do zakończenia ... no cóż, w bajkach wszystko jest możliwe ale raczej nie w bajkach McCarthy'ego:)
zgadzam się z tym co napisałeś - też mnie to uderzyło i wydało się nieprawdopodobne, że oni w zasadzie od samego początku się poddali, nie walczyli, nie próbowali tylko siedzieli ileś lat w domku a potem dopiero wyruszyli... nie mieli planu i nadziei i nawet po znalezieniu schronu z zapasami ich nie wyjedli tylko poszli dalej...
w związku z powyższym obraz wydał się depresyjny i przytłaczający ale także - dla mnie - mało wiarygodny i przez to dałem dość niską ocenę... oczywiście taka historia mogłaby się wydarzyć (w razie apokalipsy) bo przecież na świecie pełno jest ludzi bez inteligencji czy woli przetrwania - jeden będzie walczył do końca, drugi zostanie kanibalem, trzeci pójdzie na plażę umrzeć itd ;) sęk w tym, że ja nie lubię oglądać filmów o ludziach kompletnie głupich dlatego właśnie "Droga" mi się nie spodobała - bo bohaterowie i ich zachowania były bezsensowne...
co do nadziei i szans na przetrwanie - zawsze jakieś są, przecież nawet w czasach szalejących zaraz zabijających setki tysięcy ludzi pewnie niektórym wydawało się, że to już koniec - a człowiek przetrwał :) bo jest inteligentny i ewoluuje - jak warunki na świecie się zmienią to zmieni się i człowiek - pewnie w razie takiej apokalipsy większość ludzi umrze ale część - ta najsilniejsza - przetrwa i przekaże swoje (dobre) geny potomstwu - i tak będą odbudowywać nową, silniejszą rasę... wszystko ostatecznie sprowadza się do tego, by było powietrze do oddychania i jakiekolwiek pożywienie (rośliny) - no i temperatura bliska choćby zera czy lekko na minusie - wtedy inteligentny człowiek potrafi już wytworzyć np. z wiatru czy wody energię i ogrzać się - pożywienie też inteligentny człowiek może sam wytworzyć, biochemia ma przed ludźmi coraz mniej tajemnic... mając kontrolę nad energią na poziomie obecnej cywilizacji oraz wiedzę dot. roślin można bez problemu żyć nawet pod ziemią - oczywiście mogą tak żyć jakieś małe populacje, nie wielomiliardowe...
tak więc nawet w przypadku wielkiej klęski jest nadzieja - mając kilka lat czasu i odpowiednio zgromadzone zasoby można wybudować całe podziemne miasta wykorzystujące energię odnawialną i wytwarzające jadalne rośliny - ba, mając rośliny można wytwarzać tlen! zaś mając energię można też oczyszczać wodę, powietrze itd - człowiek może "odciąć" się od matki Ziemi i stać się samowystarczalnym... wszystko kwestia odpowiedniej wiedzy, czasu i zasobów...
dlatego ja bym chętniej obejrzał film o tym, jak ludzie się organizują i próbują przetrwać bo sam należałbym do takiej grupy - niż obraz beznadziejnych, poddanych i z góry skazanych na porażkę ludzi, którzy nawet nie próbowali przetrwać tylko od razu rzucili rękawicę i w zasadzie położyli się do grobu... w przypadku "końca świata" pewnie takich ludzi będzie większość ale zawsze to mniejszość - ta najbardziej zdeterminowana, najinteligentniejsza - pcha świat do przodu :) i to o tej mniejszości warto robić filmy :)
dlatego właśnie "Droga" mnie rozczarowała bo pokazała tę kiepską stronę człowieka - słabą i pesymistyczną... choć zakończenie było dość otwarte - bo może syn okazał się "twardszy" od rodziców, podjął walkę o przetrwanie i wyrósł np. na lidera nowego świata?
jak to sie poddali??- ojciec mimo że umierał wybrał walkę o syna( w filmie jego choroba była słabo wyeksponowana). Dlatego min opuścili schron- bo to było miejsce trudne do obrony dla dwóch osób, a pożądane przez wszystkich innych i łatwe do odkrycia, ojciec z jakichś powodów za cel obrał dotarcie na wybrzeże, a wiedział że czasu ma coraz mniej.
ciężko jest oceniać zachowania głównych bohaterów, bo nigdy nie byliśmy w równie beznadziejnej sytuacji. nie ma innego filmu, który przedstawiałby tak totalną apokalipsę- kiedy oprócz ludzi ginie cały ożywiony świat( tzn ja sobie nie przypominam). Żeby wytwarzać odnawialną energie trzeba mieć infrastrukturę- po końcu świata ciężko sobie wyobrazić zamówienie materiałów i wykonawców do budowy elektrowni wodnej czy wiatrowej, szczególnie że nawet one na rozruch potrzebują prądu z innego źródła. a co w razie awarii? podziemne miasta? nawet bez apokalipsy są to mrzonki i przedsięwzięcia o tak ogromnej skali, że ich organizacja, logistyka są jeszcze poza naszym zasięgiem. wziąłbyś łopatę i co, wykopał ziemiankę? sam piszesz że to kwestia' odpowiedniej wiedzy, czasu i zasobów'. Których nie ma. wyobraź sobie, ze siedzisz sobie w swoim domu na przedmieściach i nagle kończy się świat. Jak zbierzesz inżynierów wszelkich specjalności- od budowlańców po biotechnologów? maszyny? zasilanie? ekipy?
są takie sytuacje, które 'są większe od nas'. bez wyjścia. to takie nierealne, że ludzkość kiedyś wyginie? może mało sugestywnie ukazano, że to jest punkt, w którym pobyt ludzi na ziemi definitywnie dobiega końca, twórcy zarówno książki jak i filmu skupili się na ukazaniu prób zachowania człowieczeństwa,na tym w jaki sposób można się mierzyć z własną śmiertelnością, nie zaś uzasadnianiu dlaczego nie udało się ludziom sensownie zorganizować , co poszło nie tak. Ta apokalipsa to pretekst do pokazania jaki człowiek jest wyk_ urwiście mały wobec wszechświata. Dla mnie to podobna sytuacja jak w Melancholii, tylko rozłożona na raty. Potraktowałam go jak przypowieść, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
A może to tylko punkt widzenia ojca, który jest przekonany że jego syn należy do ostatniego pokolenia na ziemi, a w rzeczywistości to niemal mityczne południe zapewnia realną możliwość przetrwania? tego nie wiem/y. I- przynajmniej dla mnie- nie o tym jest ten film..
"jak to sie poddali??- ojciec mimo że umierał wybrał walkę o syna"
wybrał walkę o syna a co robił wcześniej? nic syna nie nauczył, ten chłopak wychowywał się całe życie w "nowym" świecie a był bezbronny jak pisklak... po co robić filmy o ludziach słabych, głupich i bez woli przetrwania? równie dobrze można wyjść z kamerą na ulice i kręcić umierających bezdomnych, też się w ten sposób ukarze słabość ludzkości i to jak wymiera (niby) - bo to, że jeden koleś był idiotą i sobie nie poradził, nie znaczy, że wszyscy tak samo skończą... jakby wszyscy ludzie byli tacy jak główny bohater i jego żona - to ludzkość wymarłaby już dawno temu - albo w ogóle nie wyszła z jaskiń :)
no ale fakt - jak już zawędrowali do tego schronu i ojciec wiedział, że umiera to może i lepiej było wyprowadzić syna na plażę - tak czy siak sam de facto uśmiercił syna nie przygotowując go do wyzwań świata - co jest obowiązkiem każdego rodzica...
"nie ma innego filmu, który przedstawiałby tak totalną apokalipsę- kiedy oprócz ludzi ginie cały ożywiony świat( tzn ja sobie nie przypominam)."
są takie filmy - choćby polskie Obi Oba Koniec Cywilizacji czy pewien stary amerykański o zagładzie atomowej - opowiadający dokładnie co się dzieje z ludźmi i światem dni bezpośrednio po ataku (tytułu niestety nie pamiętam)
takich filmów widziałem juz kilka bo powiedzmy interesuję się tematyką wojen atomowych - juz w dzieciństwie przeczytałem kilka książek (które zdecydowanie nie były dla dzieci choć znalazłem je w szkolnej bibilotece - dowód, że chyba nikt dorosły ich nie czytał przede mną ;p)
"Żeby wytwarzać odnawialną energie trzeba mieć infrastrukturę- po końcu świata ciężko sobie wyobrazić zamówienie materiałów i wykonawców do budowy elektrowni wodnej czy wiatrowej, szczególnie że nawet one na rozruch potrzebują prądu z innego źródła."
zamówienie materiałów ROTFL :) tak, w sklepie się nie kupi po wojnie atomowej... tylko te materiały i paliwa nie wyparowały sobie ot tak - pozostały, tak samo jak część ludzi i ziemia - kwestia organizacji a zapewniam CIę, że po początkowym, kilkudniowym chaosie ludzie by się szybko przegrupowali i zorganizowali... choćby wojskowi...
aha małą elektrownię mogę zbudować sobie sam - obecnie to raczej nie kwestia wiedzy tylko prawa (nie będę się zagłębiał choć bym mógł) oraz finansów/czasu/zapału - które jednak w obliczu walki o przetrwanie nie miałyby znaczenia - bo na co innego miałbym przeznaczać czas i zapał? na kupno nowego auta? :)
"podziemne miasta? nawet bez apokalipsy są to mrzonki i przedsięwzięcia o tak ogromnej skali, że ich organizacja, logistyka są jeszcze poza naszym zasięgiem."
ludzie kopią kilometrowe kopalnie pod ziemią, budują bazy kosmiczne i nie mogą zrobić bazy pod ziemią? aleś naiwny :) takie bazy, schrony już istnieją tylko nie są dostępne publicznie - myślisz gdzie np. rząd USA by siedział w trakcie ataku nuklearnego?
a pisanie o mrzonkach to nie ta droga - obecnie np. lot na Marsa czy dalej nie jest niemożliwy tylko po prostu nieopłacalny - bo nikt nie ma w tym interesu - tak samo jak w budowaniu samowystarczalnych baz podziemnych czy stacji kosmicznych... myślisz, że niewykonalne jest zbudowanie bazy na Księżycu? technologia na to pozwala ale - ale kto za to obecnie zapłaci? są inne cele, chociażby budowanie rakiet i czołgów -ale w obliczu katastrofy ludzkość się szybko dostosuje i zmieni priorytety... nawet chyba nie wiesz do czego są zdolni ludzie pod presja - popatrz na rozwój broni podczas II WŚ - w przeciagu kilku lat ludzie opanowali rakiety, energię atomową, lotnictwo odrzutowe itd itp
"wziąłbyś łopatę i co, wykopał ziemiankę? sam piszesz że to kwestia' odpowiedniej wiedzy, czasu i zasobów'. Których nie ma."
jak będę miał 10 lat to choćby łopatą wykopię ale po co? są koparki, maszyny górnicze, wykopane juz tunele górnicze - wszystko jest, kwestia adaptacji - o czym chyba nie masz zielonego pojecia... Ty rozumiem byś się popłakał i czekał na ratunek od bozi :) typowy socjalista - czeka aż rząd, państwo cos zrobi a jak zabraknie tych wyżej to już koniec, kaput :) tylko chyba nie zdajesz sobie sprawy, ze ludzie "u góry" są tacy sami jak my - po prostu byli bardziej zdeterminowani/mieli wiecej szczęścia/chęci/umiejętności by dostać się do władzy i tyle... a skoro zwykły człowiek może być prezydentem, drugi może budować rakiety to czemu ja nie mam sobie wybudować samowystarczalnego schronu?
"wyobraź sobie, ze siedzisz sobie w swoim domu na przedmieściach i nagle kończy się świat. Jak zbierzesz inżynierów wszelkich specjalności- od budowlańców po biotechnologów? maszyny? zasilanie? ekipy?"
jak? POWOLI :)
"są takie sytuacje, które 'są większe od nas'. bez wyjścia."
może są ale ta przedstawiona w filmie mi na taką nie wygląda - przeżyli 10 czy tam 12 lat i jakoś nie umarli od promieniowania ani z głodu... wiesz ile to jest 10 lat? amerykanie w 10 lat polecieli na Księżyc zaczynając w zasadzie od zera, bez obecnej technologii i bez wiedzy - a co dopiero zrobić sobie piękny bunkier z podziemną szklarnią i elektrownią mając obecne wynalazki? na pewno nie będzie to łatwe w pojedynkę ale po to właśnie ludzie łączą się w grupy - projektu Apollo też nie prowadziła 1 osoba :]
"to takie nierealne, że ludzkość kiedyś wyginie?"
tak - szczególnie uwzgledniając rozwój ludzkości ;) jedyna realna dla mnie opcja to że ludzkość wyginie gdyż wyewoluuje w lepszy gatunek/byt i wówczas człowiek jako relikt faktycznie wyginie... inna opcja to jakaś totalna i nagła katastrofa nie dająca czasu na reakcję - wtedy OK ale prawdopodobieństwo jest bardzo małe... OK roku 2050-2080 będziemy juz mieli tak rozwinietą technologię, że prawdopodobnie w razie zagrożenie będzie można się ewakuować w kosmos - i taki film wolałbym już oberzec, gdzie ludzie uciekli w kosmos ale nie mają nadziei znalezienia Nowej Planety i co wtedy? to by było ciekawsze niż oglądanie jakiegoś nędznika bez woli przetrwania, który pełza w konwulsjach bo przez 10 lat siedział w domu i nic nie robił by przetrwać :)
" może mało sugestywnie ukazano, że to jest punkt, w którym pobyt ludzi na ziemi definitywnie dobiega końca, twórcy zarówno książki jak i filmu skupili się na ukazaniu prób zachowania człowieczeństwa,na tym w jaki sposób można się mierzyć z własną śmiertelnością, nie zaś uzasadnianiu dlaczego nie udało się ludziom sensownie zorganizować , co poszło nie tak. Ta apokalipsa to pretekst do pokazania jaki człowiek jest wyk_ urwiście mały wobec wszechświata."
no fajnie, ale czemu ukazano akurat tak nędznego bohatera? OK był typowy - czyli tacy jak wielu, którzy w takich przypadkach zginą - i to jest jakiś tam fajny punkt widzenia :) co nie oznacza, że na tej podstawie mamy wyciągać wnioski, że wszyscy by tak skończyli... przypomina mi się film "Into the Wild" - świetny obraz ale główny bohater irytujący i beznadziejny - (spoiler) to, że on wybrał sobie taką drogę życia (której ostatecznie żałował) nie oznacza, że wszyscy są takimi idiotami jak on i są skazani na taki los... tak samo w "Drodze" widzimy po prostu jakiegoś faceta, który nie wiedział co robić i po prostu lazł - i umarł i zostawił syna na pastwę losu - zamiast go wyszkolić czy zbudować mu jakieś sensowne schronienie... cóż, socjalistyczne podejście w jego przypadku się nie sprawdziło - bo rząd o niego nie zadbał więc on sam już sobie nie umiał poradzić z przeciwnościami losu - choć pod koniec faktycznie próbował przynajmniej i za to należą mu się brawa :) pytanie tylko co robił wcześniej przez 10 lat? w obliczu końca świata leżał na kanapie i czytał gazety? wot, bohater, o którym warto kręcić filmy :)
wow przeraziło mnie twoje podejście do innych ludzi:
wiesz- to ze ktos jest bezdomny albo w inny sposób sobie nie radzi z rzeczywistością nie znaczy że jest głupi. Moim zdaniem głupotą i butą jest zakładanie, że na wszystko mamy wpływ i wszystko zależy od nas. Bo tak nie jest. I nie nie jestem socjalistką ale zakładam , że umysł ludzki jest zbyt niedoskonały żeby rozwiązać większość tajemnic wszechświata( jakkolwiek to pompatycznie zabrzmiało).
nie wiem czemu mieliby umrzeć od promieniowania skoro ani w książce ani w filmie nie jest wyjaśnione w jaki sposób doszło do katastrofy.. teorie Lisandera z pierwszego posta są równie prawdopodobne jak wszystko inne( osobiście podoba mi się ta z superwulkanem z Yellowstone).
o zamawianiu materiałów/ ekip itepe to było sarkastycznie ( chyba nie zauważyłeś więc wyjaśniam)...
mnie tez irytowała naiwność syna- momentami nie do zniesienia. Ale taki był wybór głównego bohatera żeby wychować dziecko na wcielenie niewinności- nie do końca rozsądny w zaistniałych okolicznościach. może to była jego ochrona przed własnym zezwierzęceniem, a może planował zabić go, ale nie dał rady? a tak poza tym nie bardzo wiem czego miałby go ( konkretnie) nauczyć?
ty pewnie byś wychował małego dzielnego zwycięzce łamane przez Bear'a Grylls'a postapokalipsy?:)
a to że to są mrzonki- brałam pod uwagę wszystkie aspekty- ja nie mówię, że technologicznie są to nierealne przedsięwzięcia( choć w wypadku apokalipsy i totalnej rozpierduchy wszystkich instytucji/organizacji/ firm to również z technologia byłby kłopot)ale logistyczny. w normalnych warunkach( załóżmy że teraz jest w miarę normalnie) są to też niezwykłe przedsięwzięcia, na ogromna skalę. A min. o adaptacji szybów górniczych na habitaty jednak myślę że mogę mieć jakie- takie pojęcie, bo jestem z tematyką budowlaną zawodowo związana...i nie ani od państwa ani od bozi nie oczekuję pomocy, bo w ani jedno ani w drugie nie wierzę...
dobra- możemy tak się przerzucać argumentami, ale to nic nie wnosi.. miejmy nadzieję, że zycie nie zweryfikuje mojej niewiary a twojej wiary w możliwości człowieka.
a dlaczego ukazano tak 'nędznego' bohatera?- to jest everyman. pewnie dlatego nie ma nawet imienia. powtórzę: ta apokalipsa jest po to żeby pokazać samotność i miałkość homo sapiens wobec obojętności wszechświata. Myślę że zamiarem było ukazanie bohatera w sytuacji bez wyjścia, a to że dla ciebie ta sytuacja dalej miała tysiące możliwości, to chyba nieumiejętność/ niedokładność twórców albo różnice we wrażliwości i odbiorze rzeczywistości. ( pewnie wobec katastrofy z Melancholii wyszedłbyś z pomysłem ucieczki wahadłowcem?:)
I gdyby filmy były tylko o niezwykle dynamicznych, dziarskich jednostkach z instynktem przetrwania 10 w skali 5 to ja dziękuję. Mogłabym wtedy równie dobrze włączyć national geographic.
ps. nieprzypadkowo używam formy żeńskiej...
Kurde skasowałem sobie jakimś cudem całego posta i nie mam go w pamięci (zawsze robię Ctrl+c) :(
nie chce mi się produkować jeszcze raz tego od nowa więc teraz skrótowo w punktach :)
1) Sorry, ze się nie zorientowałem z formą żeńską ale jakoś nie było wcześniej tego widać :)
2) Nie twierdzę, że wszyscy bezdomni są głupi - po prostu są słabi i nie chcą poprawić swojej sytuacji... Wiem bo czasem pomagam takim ludziom, rozmawiam na ulicy, opowiadają swoje historie - znam choćby 2 bezdomnych/alkoholików, którzy są inżynierami, jeden pracował nawet w Paryżu ale potem sprawy źle się potoczyły... Różne są historie ale to nie znaczy, że mamy film o takim "słabym" człowieku lub nawet nie "słabym" ale takim, który wybrał sobie taką drogę życia - nazywać filmem o "ludzkości" - bo nie wszyscy tacy są, a nawet inaczej - większość ludzi takimi nie jest... Większość walczy tak lub inaczej :)
3) Nie zgadzam się z tym, że taki bohater to Everyman bo właśnie ludzie ogółem są inni - wobec katastrofy będą łączyć się w grupy i próbować dostosować do nowej rzeczywistości... Główny bohater "Drogi" od razu na początku się poddał zamykając w domu i licząc na co? Że sam obroni rodzinę? Już było tutaj pisane wcześniej - ludzie to gatunek stadny i łączy się w większe grupy gdy sytuacja tego wymaga - na każdym kroku mamy mniejsze lub większe "stada" koleżeńskie, pracownicze, szkolne - bo taka jest nasza natura... I oczywiście w każdej grupie są indywiduua, pustelnicy - ale robienie filmu o takim "pustelniku" jako o reprezentancie ludzkości i potem wyciąganie wniosków "pustelnik sobie nie poradził sam, znaczy ludzkość nie przetrwa" jest co najmniej nadużyciem :)
4) Kontynuując myśl z pkt 2 i 3 - taki bohater z mentalnością bezdomnego jak go scharakteryzowałem doskonale nadaje się jako bohater dramatu o konkretnej jednostce jako symbolu konkretnej grupy społecznej - dobrze się sprawdził w filmie "Edi" - ale już jako bohater uniwersalny jak dla mnie niezbyt... Bo kto by postąpił tak jak główny bohater w filmie "Droga"? Mało kto - przede wszystkim wobec katastrofy ludzie próbowaliby zebrać się w liczniejszej grupie, z rodzina, przyjaciółmi czy choćby sąsiadami - ludźmi, których znają i mogą im zaufać (no chyba, że małżeństwo przeprowadziło się na 2gi koniec świata i po 3 dniach nastąpił kataklizm - ale to znowu mało reprezentatywny przypadek) - dla mnie po prostu taki bohater i jego działania są mało wiarygodne i przez to nie tylko film nie robi na mnie wrażenia i nie wciąga - ale wręcz wydaje się płytki i infantylny... Co mogę opisać przykładem w pkt 5:
5) Równie dobrze można by było zrobić film o grubasku, który w wyniku światowego kryzysu stracił pracę więc cały film (czyli powiedzmy 10 lat życia) leży w łóżku i się obżera (pieniądze ma z zasiłku i duże zapasy jedzenia itd)- tyje niemiłosiernie aż w końcu ważąc 300kg pod koniec żywota i czując nadchodzący koniec - próbuje wstać, przewraca się i umiera... Film oczywiście skupia się na tej dramatycznej "końcówce" jak grubasek walczy ze sobą, z grawitacją i z tuszą i umiera... Analogia jest prosta do głównego bohatera "Drogi" - poddał się na samym początku, potem spróbował coś zrobić ale gdy było już wiadomo, że nic nie wskóra bo co? Ludzie, którzy mieli się zorganizować pewnie zrobili to w przeciągu 10 lat i już się ich nie spotka, resztę czeka marny los... Grubasek tak samo - podjął walkę jak już było za późno... Czy zatem jest bohaterem? Jest "Everymanem"? Jest symbolem upadku ludzkości? Wszak sporo ludzi ma nadwagę i mogłoby tak skończyć gdyby wyrzucili ich z pracy etc etc :) Nie - to nie będzie film uniwersalny o ludziach, to będzie film o konkretnej grupie i tylko tak można to odbierać - i ja tak odbieram "Drogę" - jako dramat sci-fi o nieudaczniku, który umarł... A filmy o nieudacznikach nie wzruszają mnie - wolę już pójść i pogadać z bezdomnymi, większy realizm bo historie (na ogół) prawdziwe i prawdziwi ludzie :)
6) Jeżeli chodzi o filmy katastroficzne sci-fi to jak mówiłem chocby O-bi-O-ba dużo ciekawiej podchodzi do tematu beznadziei postapokaliptycznej... Nie oglądałem jeszcze pozostałych dzieł Szulkina ale zdecydowanie wolę takie kino katastroficzne niż przewidywalną i nudną "Drogę" gdzie owszem jest beznadzieja ale też niestety irytacja - widza...
http://www.filmweb.pl/film/O-bi%2C+o-ba+Koniec+cywilizacji-1984-8239
7) Też jestem związany z tematyką budowlaną i wiem, że budowa choćby schronu to nie jest błahostka ale nie mówię tez o budowaniu 100-tysiecznych aglomeracji... Z drugiej strony tematykę życia właśnie w schronie podejmuje "O-bi O-ba" i też można podważyć w ten sposób sens budowania schronu - natomiast mogę wyobrazić sobie życie w takim schronie, w zależności oczywiście od zaistniałej sytuacji na Ziemi - jeżeli byłaby to erupcja superwulkanu to prawdopodobnie po pewnym czasie (latach) pył by opadł tak jak i promieniowanie po wojnie atomowej - wiec szansa nawet jezeli nie dla mnie ale mojego potomstwa by istniała... A człowiek za priorytet swojego istnienia ma przede wszystkim przedłużenie gatunku więc jestem pewien, że część ludzi udałoby się jednak zbudować schrony czy nawet schrony-miasta jak w O-bi O-ba i tam egzystować bezpiecznie (niekoniecznie bezproblemowo) - i taki obraz zdecydowanie wolę obejrzeć niz faceta, który przez 10 lat po katastrofie nie zrobił kompletnie nic, nie poznał żadnego sprzymierzeńca, nie zgromadził zasobów, nie przystosował syna do życia... Tragiczny ojciec, tragiczny człowiek - prawdziwy antybohater...
8) Co do Gryllsa - mozesz sobie kpić ale posiadając 10% jego umiejętnosci ten mały przetrwałby nawet sam - a tak zostawiony przez ojca na pastwę losu zapewne zostanie zjedzony w przeciągu miesiąca... A nawet jak pożyje dłużej to co z niego wyrośnie? No chyba, że sam zmężnieje - i tutaj może odłączenie się od ojca wyjdzie mu na dobre :)
9) "ta apokalipsa jest po to żeby pokazać samotność i miałkość homo sapiens wobec obojętności wszechświata"
Taaa i przez tysiące lat samotność i miałość homo sapiens spowodowała, że głównie dzięki pracy drużynowej (tacy byli samotni) z ludzi prymitywnych wyrośliśmy na całkiem mądrą i obrotną rasę... I jak mówiłem niewykluczone, ze w przeciągu 100 lat opanujemy technologie już zupełnie robiące z nas ludzi wszechmocnych - choćby technologia syntezy da nam niesamowite możliwości wytwarzania energii a energia to wszystko - mając władanie nad energią będziemy bardzo solidnym graczem w swoim zakątku wszechświata... I to nadal będąc rasą słabą, chimeryczną itd - moim zdaniem punkt, w którym ludzkość była zagrożona wyginięciem już minął... Zresztą nawet "Droga" jakoś nie mówi o końcu świata i ludzkości bo widzimy jakiś fragment tylko i jakiegoś przegranego człowieczka a nie wiemy czy pod ziemią nie żyje sobie wygodnie rasa "superpanów" którzy przez te 10 lat (albo i przed katastrofą) przygotowali się i nic im nie grozi...
10) "miejmy nadzieję, że zycie nie zweryfikuje mojej niewiary a twojej wiary w możliwości człowieka."
Życie weryfikuje to codziennie, tylko po prostu tego nie widzisz chyba :) Świat pcha do przodu właśnie te powiedzmy 5% ludzi, którzy właśnie mają inną niż Ty i twórcy filmu percepcję na rzeczywistość - oni działają podczas gdy reszta płacze ;) Wiem jak działają ludzie np. kiedyś pomagałem na ulicy chłopakowi potrąconemu przez auto - gapiów było może i z 200 osób, niektórzy bardzo blisko i dopiero gdy ja podbiegłem (a stałem daleko) to potem podszedł ktoś jeszcze - reszta właśnie należy do tych, co nie mają odwagi i idą przez życie byle tylko przejść... Sam nie mam często odwagi czy pozytywnego podejścia do życia na tyle, by łamać schematy, zakładać biznesy i zmieniać świat - choć ciągle wierzę, że jeszcze swoją cegiełkę do świata dołożę :) Inspirują mnie ludzie tacy jak S.Jobs a nie bohater filmu "Droga" :> Choć zdaję sobie sprawę z beznadziei świata, irytuje mnie to co widzę na co dzień w polityce i na ulicy itd ale jednak wierzę w ludzkość i to, że będzie lepiej ;) a już szczególnie w razie kryzysu ludzie się zjednoczą i przetrwają bo po prostu mają w genach umiejętność przetrwania :)
też zawsze robię ctr+c :) a jeśli to jest wersja skrócona wiadomości to gratuluje weny :) pełen szacun:)
ad1- looz, zdarza się często
ad2, 3, 4 dla mnie jest everymanem bo obojętnie jak się przejdzie przez życie- koniec jest póki co- dla wszystkich taki sam.
Niemal cały etap przed wyruszeniem w drogę pozostaje w sferze domysłów. Nie wiemy dokładnie co sie działo( oprócz śmierci matki). Może coś organizował tylko nie wyszło? Musiał miec kontakt z innymi, bo chociażby wiedział o komunach i o tym co robią z ludźmi( obcięte palce).
Apokalipsa w tym filmie to dla mnie tylko sztafaż, scenografia( niezwykle malownicza i wyrazista) do dramatycznych wyborów i pytań egzystencjalnych.
ad 5. jeśli potraktować grubasa symbolicznie- może to byc dramat ogólnie o ludziach ,innych', z jakichś powodów marginalizowanych i nieszczęśliwych:). ( bardzo fajna twoja analogia, ale zawsze można na temat z innej strony spojrzeć:))
ad6 muszę obejrzeć, chociaż za rodzimymi produkcjami nie przepadam.
ad 7. ja myślę że dodatkowym problemem oprócz zorganizowania się może być czas- na początku chyba raczej nikt nie przypuszcza, że to koniec świata, jakie rozmiary ma katastrofa, zapasy się wyczerpują( nikt nie produkuje ani jedzenia, ani energii, zwierzęta i rośliny umierają) a potem jest za późno... zresztą co później- jeśli jakimś cudem ktoś przetrwa , to co -chów wsobny? poza tym jak pisał Lisander- wybuch superwulkanu może spowodować nadejście kolejnej epoki lodowcowej.
zarzucasz też ze nie zgromadził zapasów- pytam sie jak? Bezpośrednio od samej katastrofy nikt nie zginął, a więc i zapotrzebowanie na żywność/ leki/ sprzęty nie spadła, bo i ludzi było tyle co przedtem. Konsumpcja na stałym poziomie+ całkowity brak podaży- zapasy kurczą sie w zastraszającym tempie( jesli dodać grabieże, akty wandalizmu- to ten proces jeszcze przyspiesza. a jak ludzie zachowują się w kryzysowych sytuacjach mieliśmy możliwość obserwować ostatnio w UK). Gdyby był takim idiotą to długo zanim wyruszyli w drogę, nie żyłby on ani jego syn( wspominany okres walk, gwałtów, przemocy)...zgromadził ile mógł( fakt że chociażby syn buty miał).
ad 8 nie byłabym taka pewna bo on głównie jakieś robale wyjadał,pił mocz słonia albo robił sobie kubraczki z fok czy tam reniferów, a te wyginęły:)
ad 9 tu muszę stanowczo zaprotestować- rasa obrotna- ok, ale mądra?? inteligentna owszem ale nie mądra... Gdyby człowiek był mądry to świat by tak nie wyglądał. poza tym w razie nadejścia końca świata np. jutro- raczej czeka nas regres niż nowe odkrycia naukowe.
ad 10 nadmierny optymizm da się leczyć:)
wszystko można robić w życiu nie wierząc w ludzkość i mając świadomość nieuchronnego końca. Czego niezbitym dowodem jest fakt, że twórcy filmu i książki jednak więcej do tego świata dołożyli niż np ty( bez obrazy oczywiście, poza tym sprawa jest rozwojowa, że sie tak wyrażę).
Jobs jest dla mnie słabym przykładem- kradł pomysły, tyranizował ludzi. No i umarł przedwcześnie podobnie jak bohater Drogi. To że 'swoimi" pomysłami zmienił świat jakoś nie czyni go bardziej żywym.
A dowody na moją niewiarę w ludzkość znajduję codziennie- ten świat raczej nie jest rajem na ziemi( wystarczy trochę poczytać, posłuchać i pomyśleć). Co nie wpływa na fakt, że na tyle ile mogę , staram sie go poprawiać. Ale przekonania że jesteśmy głupią i złą rasą, jakoś nie zmienię.
i pytanie zasadnicze- czy sens istnienia sprowadzasz do przekazywania genów?
Mam wrażenie że łączenie zła i głupoty z podstawą biologiczną człowieczeństwa to ślepa uliczka i może skrót myślowy z twojej strony - myślę że nie jesteśmy ani źli ani głupi a tym bardziej dobrzy tylko tacy jak nam się bardziej kalkuluje żeby wydać potomstwo a że kooperacja jest niezłą alternatywą dla istot myślących ( i nie tylko) to kooperujemy. Problem w tym że jako istoty żyjące dosyć krótko w stosunku do cywilizacji jakie tworzymy to nasze myślenie również jest dosyć krótkowzroczne - dobry przykład to szczyt w Durbanie ale to oczywiście tylko w przypadku jeżeli ocieplenie klimatu nie jest żydowsko-masoński spisek tylko.
a jak nazwiesz krótkowzroczność? nie głupotą? ja jednak tak:)
nie ma raczej przykładów kooperacji idealnej- bo człowiek jest do tego niezdolny. U podstaw biologii ( naszej i tego świata) leży zło. Bo MUSIMY walczyć o przetrwanie, dokonywać wyborów, które zazwyczaj w jakiś sposób kogoś krzywdzą, zjadać innych( dosłownie i w przenośni) by samemu nie zostać zjedzonym. To wszystko samo w sobie jest złe.. a jeśli dodać do tego wspomnianą wcześniej krótkowzroczność to otrzymujemy złą i głupią rasę( nie mylić z mało inteligentną czy też o małej wiedzy).
Ale nie nazwałabyś głupim kogoś kto miał za krótkie nogi żeby uciec przed ... no powiedzmy białym królikiem - zębatym zabójcą żeby było bardziej filmowo. Nie jest głupi - po prostu ma za krótkie nogi. A co to znaczy kooperacja idealna - kooperacja się zawiązuje doraźnie a kiedy przestaje być potrzebna zanika - wobec kataklizmu mimo wszytko wydaje mi się wskazana dlatego w obliczu doła jaki mnie naszedł (już mi lepiej) starałem się jej brak zasygnalizować w tym filmie ale rozumiem ten brak.
Tak więc kooperujemy od czasu do czasu trafi się szlachetność od wielkiego dzwonu nawet heroizm i poświecenie oraz wiara w dobro ogółu (nie mylić z wściekłym bolszewizmem) dodać do tego samoświadomość własnych wad i ograniczeń jako gatunku co w poście powyżej udowadniasz a otrzymujemy rasę rokującą pewne nadzieje :)))
fakt, że ma krótkie nogi nie znaczy też, że nie jest głupi:) ale chyba nie muszę tego pisać.. rokujemy nadzieje- ale chyba jak w 'cząstkach elementarnych'- ktoś wymyśli sposób na naszą sublimację w inną formę życia:)
cząstki elementarne ?!? nigdy! zaś bede miał doła :) A propos przemiany to myślę że jesteśmy niedaleko znacznego przedłużenia życia (genetyka, komórki macierzyste immunologia itp, choć może gadam bzdury, ale to że umrzemy w dającym się przewidzieć i podobnym , nie zależnie od zainwestowanych środków czasie jest takim mocnym elementem który czyni ludzi równymi a jeżeli go zabraknie to faktycznie bogaci mogą uciec nieco dziwny, dla przeciętnego ŚMIERTELNIKA ;) wymiar a ja nie chcę sobie wyobrażać wiecznie żyjącego Berluskoniego.
Puki co onkolodzy są przekonani że żyjemy po to aby umrzeć na raka i to jest pocieszające na sfui sposób:)
ehh taka zmiana to żadna zmiana- już i tak znacznie przedłużyliśmy sobie życie np w porównaniu ze średniowieczem, natomiast niewiele zmądrzeliśmy( nie chodzi mi o rozwój nauki, wiedzy o świecie)ale o nasze prymitywne odruchy, popędy, brak działania w imię tzw dobra wspólnego etc. dalej jakoś większość żyje tak jakby Ziemia była z gumy a nie wszyscy jechali na jednym wózku( tzn małej planecie)
filmu nie widziałam, a książka jest w większej części pornograficzna.. ale masz rację- pornosy są smutne i przygnębiające...
Swoją drogą nie można odbierać prawa człowiekowi złemu do bycia bardziej inteligentnym od dobrego, w związku z tym jestem sobie w stanie wyobrazić "twoje" podziemne miasta w których radośni kanibale hodują sobie w najlepsze stada swoich ziomków wydajnie karmiąc nimi siebie jak i własne pociechy - kto powiedział że kanibal nie może stworzyć podstawowej komórki społecznej a nawet kilku komórek ... nawet może te kilka komórek kochać jak mi się zdaje:) Można sobie wyobrazić warunki w których jedzenie innych ludzi jest jedyną formą przetrwania i jako takie stanie się czynnością powszechnie akceptowane i nie odbiegające od normy. Cofając się w niedawna przeszłość - troche ponad 200 lat mamy niewolnictwo w USA - aby nie popadać w nadmierną dylematy i nie dzielić włosa na czworo starano się wypierać niewygodny fakt ze niewolnicy to też ludzie - powstawały nawet na ten temat teorie naukowe :)) Bardziej lajtowy przykład - cudzołóstwo, praktyka raczej powszechnie mało akceptowana przynajmniej przez płać bez dziurki miedzy nogami - są jednak opisane liczne przypadki żyjących w odosobnieniu społeczności które chętnie użyczały podróżnym swoich żon na noc - prosty powód - nie nie gościnność - odświeżenie puli genów i zabezpieczenie przed chorobami z tym związanych u potomstwa. Dlatego pewnie i kanibalizm przyjąłby się i miał dobrze w podziemnych miastach jeżeli kalarepka by się nie przyjęła :))
Ludzie organizują się w konfrontacji z wojną? Ta historia pokazuje, co dzieję się z ludźmi kiedy nie ma już czego organizować. Sytuację, kiedy nie ma systemu. Jest samowola i dzicz. I film o tyle robi na mnie wrażenie, że tacy są wg mnie w sporej liczbie ludzie obecnie, a nie w średniowieczu. Gdyby zdjąć z ludzi ograniczenia w postaci policji, prawa, państwa to ujawniają się najgorsze i najprymitywniejsze instynkty jakie można zobaczyć i w tym filmie. I smutne jest to co powiem, ale ja już od dawna patrzę i oceniam na własny użytek ludzi poprzez pryzmat tego, jak zachowują się w sytuacjach ekstremalnych. Czy idą bardziej w egoistyczne, samozachowawcze instynkty, czy myślą szerzej i starają się też dostrzegać człowieka stojącego obok. Niestety nawet w codziennych sytuacjach, banalne wyjście do sklepu i sytuacje których doświadczam, a co za tym idzie wnioski, które się nasuwają są nie tyle smutne, co przygniatające jak i ten film. Dlatego pisanie na forum tego filmu jakoby "świetnym filmie postapokaliptycznym", czy "słabym historii bez akcji" pokazuje, że wielu ludzi podchodzi a co gorsza odbiera go tylko jako rozrywkę. Jako filmidło. Dla mnie to po prostu przykład pokazania jak jest naprawdę, tyle że bez tej całej konsumpcyjnej zasłony wiecznego święta oraz pochwały życia w społeczeństwie i państwa, które sprzedaje się w reklamach, wiadomościach i supermarketach.
Moim zdaniem jeżeli zdejmiemy z człowieka , jak to ująłeś, ograniczenia w postaci, policji, prawa, państwa, przestaniemy być ludźmi - jako gatunek funkcjonujemy w stadach a stada potrzebują reguł aby mogły funkcjonować, reguły są łamane przez jednostki ze skłonnościami do ryzyka (bo to się czasem opłaca, o ile nie łamią reguł wszyscy członkowie grupy) wiec potrzebna jest policja aby pomagać w przestrzeganiu reguł a państwo jest tylko konsekwencją w wysoko zorganizowanych stadach jakie tworzymy. O ile mogę się zgodzić że w pewnych okolicznościach mogą dochodzić do głosy prymitywne instynkty, jak mówisz, nie nazwałbym ich najgorszymi - może są one najbardziej doraźne i obliczone na doraźne korzyści (a zjem maluszka bo jestem głodny) ale w sytuacji ekstremalnej horyzont czasowy się dramatycznie zawęża a moralność chwilowo zawieszona i często przegrywa z chęcią zaspokojenia podstawowych funkcji życiowych. I dlatego uważam że wcale nie należy oceniać ludzi przez pryzmat ich zachowań w sytuacjach ekstremalnych tylko usilnie myśleć jak prawdopodobieństwo zaistnienia takich sytuacji zminimalizować :) Jak tego dokonać to już inna para gumiaków oczywiście :)
Aha jeszcze jedno ale (albo dwa) coś takiego jak film nigdy nie pokazuje tego jak jest naprawdę, no wiesz jakby to ujęli platończycy jest to odbicie odbicia a może nawet odbicie odbicia dobicia :)) a poważnie to nie powiesz chyba że coś co powstało w świętym lesie może być czymś innym niż towar z supermarketu;)
Ja nie wierzę w państwo narodowe, w system ani w policję. To dla mnie przeszkoda. Więc się nie zgadzam. Człowiek jest, czy ma być, przede wszystkim sobą i polegać na sobie. I z tego punktu ma wyjść. Jego społeczność, stadność w takim wymiarze w jakim ujmuje to współczesna socjologia i politologia oraz ekonomia, a i wspomniany Platon (demagog) to wg mnie fikcja. Ja w każdym razie tego nie potrzebuję w takim wymiarze, do jakiego przekonują ludzi od tysięcy lat dzierżący władzę. Nie pisz proszę, że policja "pomaga", bo w pewnym wieku już nie wypada : ) No chyba, że masz na myśli pomoc niesioną władzy w jeszcze większym odseparowaniu jej przywilejów od społeczeństwa. Dziwi mnie, że Polak piszę o pomaganiu policji.
"Reguły są łamane przez jednostki ze skłonnościami do ryzyka" ? A co takiego ryzykują takie jednostki?
No jakto? jak złodziej wpadnie to idzie do ciupy no nie? Wyciągnie ręki po cudzą rzecz to łamanie reguły "nie kradnij" tak? a jak ktoś próbuje kraść to znaczy że ryzykuje złapanie i konsekwencje w postaci ciupy a więc ryzykuje?
A jak ktoś pracuje uczciwie ale nie jest w stanie utrzymać siebie lub rodziny, bo finanse państwa. w którym żyje są trwonione, panuje korupcja, kolesiostwo, nepotyzm i permanentny wyzysk obywatela przez państwo? Jakie są wtedy reguły? Siedzieć dalej cicho i słuchać policji, państwa? Bardziej pasuje mi reguła - moja wolna wola ale by tak nie szkodzić innym, ale też nie dać skrzywdzić siebie. Reszta to fikcja ułożona na potrzeby ludzi z przerostem ambicji i władzy.
przecież ja nie mówię o patologiach systemu - Dwa przykłady - pierwszy przykład odnośnie tego co napisałeś o policji. - Idziesz do domu a tam twoja/twój (tu wstaw jakąś drogą ci osobę ) leży w kałuży krwi z głową rozwaloną gazrurką /łomem - A) nie dzwonisz na policję bo nie uważasz że ona pomaga i dalej z tobą nie gadam bo jesteś wariat. B) dzwonisz na policję jesteś normalny i nie pierniczysz dalej głodnych kawałków. Przykład drugi odnośnie tego że finanse gdzieś są trwonione to ja się wypisuje - bilety autobusowe - w cholerę ludzi nie kupuje biletów argumentując to tym że komunikacja miejska jest zła a autobusy brudne i autobusy staja się brudne a komunikacja zła.
Aha co ma uczciwość pracy do możliwości utrzymania rodziny? Przecież wiadomo że są zawody lepiej i gorzej opłacane i w pewnych zawodach niezależnie od tego ile się pracuje to się człowiek z trudem utrzymuje. I co do tego mają na dokładkę finanse państwa? Czy państwo jest twoim pracodawcą? Czy Państwo płaci ci pensję? Przecież jeżeli już tak schodzimy na Polskie podwórko to finanse nie są złe z tego powodu (a przynajmniej nie przede wszystkim z tego powodu) że jeden z drugim poseł mają po dwa mercedesy tylko dlatego że system emerytalny pada a wydatki stałe są ogromne - odprawy kruzy sruzy i inne. To że człowiek nie może wyżyć z uczciwej pracy to jest wielki problem macdonaldyzacji pracy, globalizacji i pewnie wielu innych spraw że głową mała a państwo to akurat jest mały piesek tutaj.
chyba schodzimy w głęboki offtop
Jesteś chyba mocno wierzącym patriotą i bardzo dobrze. Wierzącym w kraj, społeczeństwo i nade wszystko w uczciwość systemu. A przynajmniej w jego zasadność. Ja nie wierzę w te rzeczy, bo to abstrakty, które jak każda ideologia odbierają mi swobodę wcześniej czy później. A w takim miejscu jak Polska jest to szczególnie widoczne. Wierzę w jednostkę i w to, że ma sama siebie wyżywić, obronić i sama wymierzać sprawiedliwość zgodnie ze swoim sumieniem. Więc...raczej nie dogadamy się.
Wracając więc do filmu i historii w nim przedstawionej, mimo że to tylko kino, to przemyca treści mocno, realistycznie oddające naturę ludzką. Tę pozastystemową, sfałszowaną postawami narodowymi, a tu po prostu zwierzęcą, instynktowną, naturalną. Autentyczną.
Płacenie podatków, kupowanie biletów autobusowych i nie reagowanie pawłowowskie na słowo "Policja" skrótem "HWDP" to jeszcze nie patriotyzm - Ej ale taki podział na mieszczucha ( skrót myślowy) i "prawdziwego człowieka " oddartego z kulturalnych naleciałości to jakiś Jean-Jacques Rousseau jakiś "szlachetny dzikus" to kurde jakieś romantyczne idee - jak udowodnisz że najbardziej zakłamany korporacyjny szczur albo najbardziej skołowana przez Toruń mocherzyca są mniej ludzcy niż... no właśnie kto?
człowiek postawiony w sytuacji ekstremalnej? Jakiś wariat-pustelnik uciekający przed systemem? no kogo tam postawisz na drugim biegunie? Syndyko - anarchista żyjący w komunie bez konta w banku i komórki? kogokolwiek byś tam nie postawił i tak jeżeli większość jest normą to człowiek uwikłany przez struktury, kultury, ujemuje dzikie węże jest bardziej normą niż ten zagadkowy ktoś - człowiek po prostu jest zanurzony w kulturze ze wszystkimi plusami i minusami tego stanu. a ty mi jeszcze nie odpowiedziałeś co robisz w sprawie drogiej ci osoby która właśnie stygnie po mocnym uderzeniu w ciemię (dajmy na to w ciemię :)
To trudne pytanie i dylemat. Szukam na własny rachunek i mszczę bliską mi osobę. Ale nie wiem czy byłym w stanie ograniczyć się tylko do okaleczenia mordercy czy może wręcz zabicia go. Nie byłem w takiej sytuacji i nie wiem do jakiego stopnia byłym w stanie powstrzymać emocje.
trudne pytanie, trudne pytanie, ja nie mówię o paru psycholach w mundurze którzy wyzłośliwiają się w stosunku do jakiegoś wyrostka który im pyskował ale o ludziach którzy wezmą zdejmą odciski palców (czego nie umiesz robić i nie masz odpowiednich środków i aparatury), którzy zasięgną opinii patologa i pobiorą próbki z miejsca zbrodni (czego również nie umiesz robić i nie masz odpowiednich środków i aparatury) i zbiorą to wszystko do kupy oraz wyślą zawiadomienie do jednostek w całym kraju oraz poza jego granicę - co zrobisz sam ? nie bredź człowieku.
To tak jak ze służba zdrowia wszyscy na nią psioczą bo muszą na jesieni stać w kolejce do lekarza i ku-wica ich chwyta, a nie biorą pod uwagę że jak dostana raka to mimo wszystko ktoś im będzie się starał pomóc przynajmniej trochę puki co a większość mieszkańców naszego globu może o tym jedynie pomarzyć i nie mówię tu o typowych mieszkańcach Azji czy Afryki ale o USA również jak se ubezpieczenia nie wykupili a zapewniam cię że sporo ludzi tam na takie ubezpieczenie nie stać choć uczciwie i ciężko pracują - zastanów się man.
Zadałem ci bardzo proste i konkretne pytanie w kwestii policji - najpierw próbowałeś się wymigać a potem zacząłeś ściemniać, jak będziesz każdego kto w dyskusji ma więcej argumentów od ciebie nazywał mentorem i uważał to za dobre usprawiedliwienie jej zakończenia to może się okazać że będziesz otwierał buzię tylko tam gdzie wszyscy się z tobą będą zgadzać ani to ciekawe ani rozwijające trochę dziecinne i niedojrzałe. Gdybym nie chciał traktować cię poważnie zapewniam że ta rozmowa skończyłaby się zanim się zaczęła.
Nie da się dyskutować z kimś kto ma odpowiedź na wszystko i mówiąc prosto mądrzy się w co drugim zdaniu. Masz jakieś policyjne przekonanie, że wiesz lepiej niż inni jak należy postępować. Odpowiedziałem Ci na pytanie, tyle że w przeciwieństwie do takich osób jak ty ja mam w sobie jeszcze miejsce na wątpliwości. Ty ich nie masz, sądząc po wypowiedziach, bo zachowujesz się tak, jakby wszystko miało swoje ostateczne rozwiązanie i było całkowicie rozwiązywalne i poukładane. Ja uważam, że to bzdura. Ale z tak ograniczonym światopoglądem nie jesteś w stanie tego pojąć dopóki nie zechcesz. Ja staram się postępować tak jak ja tego chcę, choć mam wątpliwości. Nie obchodzi mnie policja wracając do pytania. Jeżeli będę musiał to zabiję mordercę swoich bliskich. Nawet jeśli będę musiał iść za to do więzienia. To będzie mój wybór a nie odgórnych praw, które są dla niewolników z myśleniem takim jak twoje. Koniec dyskusji her polizei.
Ale to ty napisałeś: "Ja nie wierzę w państwo narodowe, w system ani w policję." ja nie napisałem nic o tym w co wierzę tylko starałem się zasiać twoje wątpliwości w kwestii oceny policji jako instytucji niepotrzebnej bo z wypowiedzi jak zacytowana powyżej wnoszę jest ona jednostronna i jednoznacznie negatywna . Co do wątpliwości, mam ich bardzo wiele, bardzo mi przykro że nie pokrywają się one akurat w tej kwestii z twoimi. A co w tym złego że mam wyrobione poglądy w pewnych sprawach? Przedstawiam argumenty i przykłady aby je poprzeć. To nie jest kwestia wierzenia czy też niewierzenia w policję czy też w co cokolwiek innego ale kwestia argumentów których tobie brakuje w dyskusji - w związku z czym kiedy wprost pytam o to czy "zadzwonisz na policję" to przeskakujesz o całe lata świetlne w kompletną abstrakcję i mówisz że pomścisz , że zabijesz że nie będziesz się wahał iść potem do więzienia, a mnie to nie interesuje, ja się pytam jak złapiesz sprawców? Co myślisz że będą na ciebie czekać w fotelu aż : pomścisz, zabijesz , i nie będziesz się wahał? Może się jeszcze sami zwiążą żeby ci pomóc? Co? nie rozumiesz że bandyci nie są zainteresowani w konfrontacji ze szlachetnymi mścicielami tylko w tym żeby ofiara była najlepiej słaba, bezbronna i żeby się jak najdalej ulotnić a przynajmniej na tyle daleko żeby się z bezpiecznej odległości naśmiewać z takich rycerzyków i mścicieli?
Jeżeli uważasz, że zabicie człowieka w takich okolicznościach nie może być przemyślanym i zdeterminowanym czynem tylko jakimś rycerstwem to już nie mój problem. Ludzie są zdolni do różnych czynów nie patrząc zupełnie na prawo. Może sam znajdziesz się w takiej sytuacji i zobaczysz na ile wystarczy ci działanie policji i wyrok sądu. Może będą satysfakcjonujące a może poznasz siebie od zupełnie innej strony.
Uczepiłeś się tego rycerstwa bo, po raz kolejny, nie chcesz usłyszeć o czym mówię a nie chcesz usłyszeć ponieważ jest to dla ciebie nie wygodne i nie pasuje do z góry przyjętej tezy że "policja jest beeee" wolisz przeskakiwać nad doraźnymi problemami wiązanymi z wykryciem sprawców do swojej ukochanej zemsty - pozwól że powtórzę: nie wykryjesz sprawców, im na twojej zemście nie będzie zależeć a ty nie masz odpowiednich środków wiedzy ani aparatury.
Ogromny temat - czytam go ponad godzinę. W zasadzie wszystko już powiedzieliście i trochę mnie skręca, że nie mogłem się trochę powymądrzać.
Chciałem tylko napisać parę zdań o naszym "nieudaczniku". Myślę, że głównym - jeśli nie jedynym powodem tak długiej stagnacji mógł być dla niego stan żony i wiara w jego poprawę. To było jego stado i nie chciał go rozbijać. I ta nagłą decyzja o opuszczeniu domu po jej śmierci nie była spowodowana faktem, że została ich tylko dwójka i nie mają się jak bronić. Chyba jasne jest, że "Charlize" była bardziej ciężarem, niż kompanem w tej sytuacji. Nasz bohater wierzył, że pewnego dnia jego żona odzyska zmysły. Kto z nas bez wyrzutów sumienia postawiłby na szali życie ukochanej osoby i kierując się instynktem przetrwania zostawił ją samej sobie, "bo przecież jej już się nie odmieni"? Nawet żonom agresywnych alkoholików nieczęsto się to udaje.
Jak w tym kontekście wygląda jej zdolność przystosowania się do jakiejkolwiek grupy? Czy postapokaliptyczne społeczności, nękane przemocą, głodem i kanibalizmem potrzebują niezrównoważonej kobiety, która właściwie wszystkim życzy śmierci? Podejrzewam, że komun hippisowskich (niezależnie od tego, czy ich istnienie nie zostało po prostu przez autora pominięte) raczej już w tym czasie na świecie być nie powinno. Jaki wachlarz możliwych do podjęcia decyzji ma przed sobą człowiek, który czuje się odpowiedzialny za takie stado?
Dość często mam do czynienia ze zwierzętami w ich wczesnym okresie życia. I wciąż obserwuję, jak wraz z poszerzaniem świadomości i wiedzy rosną potrzeby, nawet najprostszych istot. Porównajmy nasze pojęcie komfortu z pojęciem, powiedzmy, Bolesława Chrobrego. Szczerze mówiąc - moje, dość średniej klasy, wynajmowane mieszkanie ma o wiele wyższy komfort niż całe jego królestwo. Porównywanie grup, które wspólnie pracowały w celu polepszenia komfortu do tych, które po wielkim upadku cywilizacji starają się po prostu jakoś przetrwać - nie bardzo mnie przekonuje. Nie jesteśmy już tym samym gatunkiem. Jako ludzkość ewoluowaliśmy monstrualnie, choć tylko w jednym kierunku - kreowania i zaspokajania coraz to nowych potrzeb.
Niełatwo zebrać grupę naukowców w postapokaliptycznym świecie. A już na pewno, jeśli się naukowcem nie jest. I wątpię, by taka grupa prowadziła rekrutację pierwszego dnia każdego miesiąca. W moim mniemaniu byłaby raczej hermetyczną kastą, otoczoną zastępami wojska razem z resztą tej "lepszej inteligencji" - bardzo podobnie,, jak to obserwujemy dziś. Dlaczego cokolwiek miałoby się w tej materii zmienić w obliczu głodu, przemocy i kanibalizmu - nie mam pojęcia.
Ale zawsze można liczyć, że wyjdzie sie z żoną na ten piękny świat i napotka grupę wędrownych poetów, którzy chętnie podzielą się ostatnią torbą kiełży zdrojowych, skrojoną w akwarystycznym.
PS: W żadnym wypadku nie chciałem nikogo obrazić. Właściwie to chętnie napiłbym się z Wami piwa kiedyś. Pozdrawiam!
Miałem napisać trzy zdania i tak się rozpisałem, że zapomniałem nawiązać do pewnego, skądindąd niedorzecznego a zarazem jednego z moich ulubionych filmów - "Blindness" ( http://www.filmweb.pl/film/Miasto+%C5%9Blepc%C3%B3w-2008-385852 ). Moim zdaniem ciekawe spojrzenie na zachowania grup oraz ich przywódców przepełnionych świadomością, że oto znaleźli się na szczycie łańcucha pokarmowego. I na koniec - SPOIL SPOIL SPOIL - minutowe spojrzenie na zachowania członków grupy, którzy nieoczekiwanie odzyskali utracone standardy.
z Miastem Ślepców mam ten sam problem co z Drogą- czegoś mi brakuje niestety. Pomysł świetny, gorzej z wykonaniem. Może to kwestia materiału wyjściowego-tego, że obaj pisarze są innego formatu niż twórcy filmowi, którzy biorą się za obróbkę ich dzieł. Ale oczywiście ogromne plusy za temat(y).
Sprawdziłam jak wygląda kiełż zdrojowy. Ohyda.
Dla wyjaśnienia- nie chodzi o komuny hippisowskie, nie wiem jakiego słowa użyto w oryginale, ale w polskim przekładzie pojawia się 'komuna' ,raczej w sensie zorganizowanej społeczności(hippisi nie odcinaliby palców ludziom, którzy od nich odchodzą...).