Jak w temacie, obejrzałem podobał mi się. Nurtuje mnie czy ta para na końcu z dziećmi i psem faktycznie chciała dobrze. Czy ktoś może mnie oświecić? Może w książce jest konkretniej?
W książce osobnicy wykluczani karnie ze wspólnoty kanibali mieli dla rozpoznania obcinane wszystkie palce prawej ręki. Jest napisane czarno na białym, że Murzyn, który ukradł głównym bohaterom ich rzeczy taką oszpeconą do postaci kikuta prawicę ukrywał skrzętnie przed nimi za plecami. W filmie z niewiadomych przyczyn "wszystkie palce prawej dłoni" zmieniono na obcięcie jedynie kciuków obydwu dłoni, po cholerę? Nie mam pojęcia. (Takich bezpodstawnych zmian spłycających ostatecznie głęboką historię McCarthyego do poziomu banalnego survival horroru jest w filmie na pęczki zresztą.) I właśnie Guy Pearce spotykany przez chłopca w filmie tych kciuków podobnie jak murzyn też nie ma - w książce nie było o tym ani słowa.
I teraz nie wiadomo czy Hillcoat siląc się na tą zmianę (moim zdaniem zbędną) chciał zrobić w pytę tajemnicze zakończenie, czy może scenarzyście się detale pojebały bo pracy domowej nie odrobił i książki nie doczytał. W dodatku w filmie żona Pearce mówi chłopcu że obserwowali ich od dawna, że szli za nimi długi czas i trzymali za nich kciuki. Co za nonsens, no bo skoro śledzili mężczyznę i chłopca długi czas a są z natury dobrzy to dlaczego się i bezpieczniej do nich nie przyłączyli, w końcu w grupie raźniej.
Ideałów się nie poprawia - sknocona i strywializowana ekranizacja głębokiej i mrocznej powiesci.
Poprawka, miało być; Co za nonsens, no bo skoro śledzili mężczyznę i chłopca długi czas a są z natury dobrzy to dlaczego się do nich nie przyłączyli, w końcu w grupie raźniej i bezpieczniej.
film bardzo fajny,na pewno prawdziwszy niż Book of Eli choć sceneria taka sama.książki niestety nie czytałem i zaskoczyło mnie banalne zakończenie,ojciec chłopaka umiera i już od razu pojawiają się "dobrzy ludzie" którzy go przygarniają.banał totalny,nie mówię już o tym o czym pisaliście czyli w grupie raźniej.Mógł się chłopak trochę sam "poszwendać" ale to już działka autora książki.
1. Wytłumacz mi, bo nie rozumiem, jak zmiana brakujących palców u prawej ręki na brak kciuka u obu rąk "spłyca ostatecznie (...) historię do poziomu banalnego survival horroru"???
2. "W książce osobnicy wykluczani karnie ze wspólnoty kanibali mieli dla rozpoznania obcinane wszystkie palce prawej ręki"
otóż, w książce jest napisane: cytat: "Był wyrzutkiem z komuny; odcięto mu palce prawej dłoni". O jakiej komunie Cormac pisze, nie wiemy. Ale raczej możemy byc pewni, że kanibale odcięliby mu chyba coś więcej niż palce, hę?....;)
3. "W dodatku w filmie żona Pearce mówi chłopcu że obserwowali ich od dawna, że szli za nimi długi czas"
otóż, w książce, znowu cytat, mężczyzna ze strzelbą co prawda, a nie kobieta, mówi: "Był spór, czy w ogóle iść za wami", co świadczy o tym, że SZLI za nimi, hę?
a kobieta? cytat z książki:
"Kobieta, gdy tylko zobaczyła chłopca, objęła go i przytuliła. Och, powiedziała, tak się cieszę, że cię widzę", więc w filmie jest identycznie
I kto tu nie odrobił pracy domowej, hę?
Dobra, przyznaje się, masz mnie, wszystko fajnie tylko że ja pracy domowej odrabiać nie musiałem bo nikt mi za to nie płacił – scenarzyście i osobie odpowiedzialnej za zatwierdzenie scenariusza już jednak tak, i pewnie dużo. Mimo to dali dupy. Oglądając ten film miałem nieustanne wrażenie, że scenarzysta gdzieś kiedyś przeczytał książkę i z tego co zapamiętał, a zapamiętał niezbyt wiele postanowił napisać scenariusz . To ponoć obraz na podstawie – dla mnie co najwyżej na motywach, a i tak wypada mizernie. Ekranizacje takich książek robi się z oryginałem w ręku – Fischer o tym wiedział zabierając się za Fight Club i dzięki temu ma kultowy film w swoim dorobku, Hillcoat niestety mieć nie będzie. Tyle że ten pierwszy perfekcyjnie wyczuł klimat noweli Palahniuka, drugi dał ciała i poprzestał na charakteryzacji.
Wspomnianych palców się czepiam, bo nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem po cholerę zmienia się takie pierdołowate detale skoro to je właśnie najłatwiej w ekranizacji odtworzyć. Takie na przykład motocyklowe(?) lusterko przymocowane w książce do wózka pchanego przez ojca i syna, dzięki któremu mogli obserwować co się dzieje za nimi aby w każdym momencie móc ukryć się na poboczu lub w lesie podkreślało tylko jak śmiertelnie niebezpieczna jest kraina, którą we dwójkę przemierzają. Ojciec później żałował, że go nie zabrał ze sobą aby przymocować przy innym wózku. Dlaczego tego nie było w filmie? Dlaczego nie było sceny z noworodkiem? Co - zbyt mocna dla zjadaczy popcornu czy dzieciarni? Moja matka czytając to była zszokowana – ona jako kobieta, która dała życie odebrała ten okrutny akt w zupełnie innym wymiarze niż ja.
Dlaczego w ogóle nie pokazano skrajnego głodu i okrutnych warunków, z którymi główni bohaterzy musieli się zmagać? Przecież oni głodowali nie jedząc nic lub marzli całymi dniami, czasem po 3, czasem po 5 dni. Owszem, ojciec w filmie wspomina na początku, że szukanie pożywienia jest najważniejsze, ale te słowa w zupełności się nie przekładają na to co dzieje się na ekranie. Filmowa podróż przychodzi ojcu i synowi jakoś tak lekko, bez goryczy, bardziej z górki niż pod górę.
W pewnym momencie w książce jest napisane, iż chłopiec był tak chudy, że ojcu aż serce stanęło gdy to zobaczył. Gdzie się w tym momencie pytam podziali spece od efektów specjalnych bo filmowy chłopiec wcale nie sprawia wrażenia zagłodzonego; a może wychowani na fastfoodach jankesi powinni byli pooglądać zdjęcia małych ofiar z obozu w Oświęcimiu aby zrozumieć do jakiego stopnia wychudzone dziecko może być aby jeszcze żyć i w dodatku funkcjonować.
Innym znowuż razem stary, zanim odkrył schron zostawił synka w lesie a sam z oczyma dookoła głowy poszedł zbierać leżące u stóp pobliskiej jabłoni skarlałe jabłka. Ja czytając to trzymałem za niego kciuki aby nazbierał ich jak najwięcej, bo w tamtym świecie skarlałe wysuszone jabłka lub dzikie grzyby to uczta po królewsku. A co tu dopiero marzyć o schronie pełnym zapasów, który mieli niebawem odkryć, Jezu przenajświętszy.
W innej scenie ojciec piecze ciastka z mąki, którą uprzednio oczyścił ze szczurzych odchodów - mocne. Naprawdę tak trudno było to wszystko twórcom pokazać w filmie? Raptem 5-10 minut taśmy a efekt piorunujący. W zamian mamy jakieś ckliwe wspomnienia o durnym fortepianie rozmiękczające jedynie całość.
Dalej - z książki można wywnioskować, że ojciec przed zagładą był lekarzem, najpierw na podstawie małego wykładu z anatomii jaki wygłosił kanibalowi w scenie z ciężarówką zanim go rozwalił, i pod koniec książki gdy zszywa igłą ranę po strzale. I znów twórcy filmu tego najwidoczniej nie zajarzyli bo zamienili igłę na zszywacz do papieru - nie wiem po co, chyba tylko po to żeby było bardziej w pytę goreowo. Zupełnie bez sensu.
Polański kręcąc Rosemary's Baby potrafił zadzwonić do autorki książki z zapytaniem w jakie wzorki była tapeta w danym pokoju i który numer jakiegoś magazynu leżał na stoliku, a ludzie odpowiedzialni za Drogę zapominają o cholernym lusterku lub obwiązywaniu zmarzniętych nóg plandeką; elementach, które w tym przypadku miały jednak jakiś wpływ na dołujący wydźwięk całości.
Przy okazji Polańskiego i ewentualnej krytyki tego co dotychczas napisałem, zobaczcie sobie Pianistę i to jak Adrian Brody zagrał w nim młodego Szpilmana, człowieka cierpiącego podobnie jak postacie z książki McCarthiego ciągłą niedolę, zaszczucie i głód. Zobaczcie w jaki sposób ten człowiek je gdy udaje mu się zdobyć jedzenie, zobaczcie jak tego jedzenia szuka gdy go nie ma. Ja to wszystko kupuję bez mrugnięcia okiem. W Pianiście Polańskiego tą niedolę, ten zwierzęcy głód i strach czuć, w Drodze Hillcoata ni huhu.
Ktoś pomyśli że dziwny jestem i się pierdoł czepiam, ale to właśnie te pierdoły a także kolejność wydarzeń zupełnie w filmie poplątanych lub pousuwanych złożyły się w przypadku oszczędnej jak by nie patrzeć w formie książki na jej wyjątkowy klimat i nagrodę Pulitzera dla McCarthiego.
Dla mnie ten film to rozczarowanie, taka wersja dietetyczna, super-hiper light, i nie ratuje jej wcale ani solidna muzyka (uwielbiam Cave’a), ani świetna charakteryzacja, ani klimatyczne aczkolwiek pozbawione książkowego rozmachu – bo jakieś takie prowincjonalno-peryferyjne – lokacje. W książce chociażby wysuszone trupy pozbawione obuwia walają się na każdym kroku. Dialogi pokazujące specyficzna więź pomiędzy ojcem a synem też można było żywcem jechać takie były proste i oszczędne w formie, mimo to je też pozmieniano na mniej udane… Ten filmowy dzieciak to jakiś taki roztrzepany wiecznie dąsający się bachor.
Sorry, mnie „mogło być gorzej” lub „nie jest źle” nie zadowala. Ta książka zasłużyła na ekranizację zupełnie innego kalibru stworzoną przez ludzi, którym nie brak zarówno ikry jak i wyobraźni.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie chcą oglądać tak chore sceny jak opisane w wyzej wymnienionej ksiażce. Może się Titus masturbujesz przy takich scenach, co?? A może pora odwiedzić psychiatrę? Chwała reżyserowi i scenarzyście, że tego chorego g...a nie pokazali!
Dramo tu nie chodzio o pokazywanie jak to ujales "chorych scen", ten fim jest na podstawie wstrzasajacej prozy McCarthego i takowy powinien byc, bez ugladzania, szorstki i brutalny, atomowa apokalipsa to nie bajka, ale cos bardzo realnego i zeby moc sobie wyobrazic cos w zasadzie tak niewyobrazalnie koszmarnego, trzeba to pokazac tak, jak to naprawde wyglada, bo inaczej w postatomowym swiecie nie bedzie, jestem calkowitym zwolennikiem pelnego naturalizmu, bo tylko tak mozna oddac pelnie rzeczywistosci, a Titus ma jak najbardziej racje, punktujac hanbiace niescislosci filmowej adaptacji "The road", ten film musi szokowac, bo opisuje rzeczywistosc, w ktorej mozemy sie znalezc nastepnego dnia i nie pisze tego, bo jestem przewrazliwiony, ale dlatego, ze zdaje sobie sprawe z jadrowej apokalipsy, po ktorej nie bedzie juz doslownie nic, a film "The road" powinien nam to w pelni pokazac, nawet ze wszystkimi jej okropnosciami, aby tytulowa "droga" nie musialbys isc pewnego dnia ani Ty ani Ja...
Hej, na wstępie sorki za ton mojej pierwszej odpowiedzi... miałem wrażenie, że jesteś jednym z tych "czepialskich" trolli;)
Ale później przeczytałem odpowiedź, jeszcze później Twoją recenzję...
Rozumiem, że jesteś trochę rozczarowany... ja w sumie też, bo książka jest dużo lepsza niż film, ale ja nadal uważam, że ta adaptacja jest jedną z najlepszych dotąd nakręconych.
Czepiasz się o dialogi? Reżyser mógł pójść w stronę narracji, jak w książce, albo w dialogi - poszedł w dialogi i to moim zdaniem słuszna decyzja - narracja "spoza kadru" znudziłaby widza.
Pominięte sceny: można było zrobić scenę z jablkami, można było nakręcić "eksplorację" wraku, tylko, że w sumie nic te sceny nowego do filmu by nie wniosły, a film mógłby w ten sposób trwać ponad 2 godziny. Trochę za długo moim zdaniem. Nawiasem mówiąc, scena z noworodkiem została nakręcona, ale nie zdecydowano się jej umieścić w ostatecznej wersji filmu.
Moim zdaniem też słusznie - horror został już wystarczająco mocno pokazany na samym początku, kiedy znajdują pozostałości po zastrzelonym kanibalu, potem kiedy znajdują "spiżarnię" i kiedy widzą polowanie na matkę z dzieckiem - tu na szczęście nie widzimy zakonczenia - też słusznie.
Wychudzenie aktorów? No proszę cię, nie wymagaj od dziecka, żeby na potrzeby filmu zagłodziło się tak jak Bale do Mechanika...
Co do skrajnego głodu i skrajnych warunków - widzimy, że cały czas szukają pożywienia, wody, nowych okryć, ale kręcenie tego - znowu sie będę powtarzać - wydłużyłoby niepotrzebnie film i odwróciłoby uwagę od rzeczy najważniejszej w filmie - od pokazania nam strachu ojca o syna, od pokazania nam relacji miedzy nimi - na tym aspekcie reżyser skupił się najbardziej i moim zdaniem też słusznie.
Reasumując - naprawdę udana adaptacja i, co najważniejsze, najlepszy film postapokaliptyczny. Perła w tym gatunku filmowym.
Co do zakończenia to mam mieszane uczucia - tak naprawde nie wiemy kim byla rodzinka z psem. Nie wiemy nawet czy byli rodziną - moze starsi więzili chłopca i dziewczynkę, aby w ten sposób zdobywać sobie zaufanie innych dzieci, by te nie bały się do nich dołaczyć. Skąd słowa kobiety, że 'chlopiec jest taki podobny do ojca'? Znała go, czy może podczas śledzenia ich uważnie przyglądala sie jego poczynaniom. Dla mnie zakonczenie pozostaje zupełnie otwarte i pomimo, że chcialabym zabrać sie za książkę, obawiam się, że zdradzi mi prawdziwe zakończenie. A ja jakoś raduję się taka zupelnie swobodną interpretacją i tak napprawde nie chcę poznać prawdy.
nie masz się czego bać. przeczytaj książkę. jest niesamowita. ja połknąłem ją w jeden wieczór. kończy się tak, jak w kinie i zakończenie w sumie też jest otwarte
Nie wyczaiłem, żeby w filmie było wytłumaczone czemu, niektórzy nie mają kciuków. Sądziłem, że to jakiś rodzaj inicjacji dla kanibali. Przez to wydało mi się, że chłopak trafił na "chatkę baba jagi", a dwójka dzieci służy za żywą spiżarkę.
pomyślałam jak ich zobaczyłam, że nie mogą być źli (choć nieufność i ciągłe poczucie zagrożenia udzieliło mi się bardzo)- przez psa. jakieś takie miałam wrażenie że: 1. jak opiekujesz się zwierzęciem nie możesz być złym człowiekiem. 2. mam wrażenie, że nie jest się raczej kanibalem dla przyjemności i w tej historii (jak i w każdej innej w której pojawia się taka patologia) to okoliczności doprowadziły do takiej sytuacji między ludźmi - więc oczywistym dla mnie było, że skoro byliby w stanie zjeść człowieka, najpierw zjedliby psa.
(no chyba że, idąc tropem teorii spiskowych potrzebowali go do polowania na tych ludzi, albo do wzbudzania zaufania).
korci mnie przeczytać książkę (przyznaje bez bicia nie czytałam - wymądrzam się tylko na temat i na podstawie filmu). choć obawiam się, że stworzy tylko więcej zagadek.