Film jest bardzo dobry, ale czy nie uważacie, że w obliczu takiej katastrofy ludzie lepiej by się zorganizowali? Mamy wprawdzie pokazane w filmie zorganizowane bandy kanibali, ale Ci porządni są totalnie nie zorganizowani. Co oni robili przez te kilka lat jak dziecko się urodziło, chowali się w domu? Jak to możliwe, że tamci stworzyli takie zwarte drużyny a facet z dzieckiem się samemu błąka. Ogólnie kształtuje to pesymistyczną wizję i pewnie o to chodziło, żeby podkreślić brak człowieczeństwa w takich okolicznościach. Ale jednak nie jest to całkiem przekonujące. Wydaje mi się, że w obliczu takiej zagłady dochodziłoby do bardziej bestialskich czynów niż te ukazane w filmie, ale też do bardziej zdecydowanego oporu ze strony tych "lepszych" ludzi.
W każdym razie film jest poruszający i daje do myślenia.
Dokładnie, ci dobrzy zorganizowaliby się w jakieś zwarte grupy, opanowali najbardziej zdatny do zamieszkania obszar, wybrali przywódcę i za wszelką cenę pragnęli przetrwać. A w filmie zachowują się tak jak gdyby ktoś odebrał im rozum. Szkoda, bo film jest poruszający i ambitny ale mało wiarygodny.
No to chłopaki pomyślcie troszkę... Po pierwsze dobrych ludzi jest po prostu za mało żeby się zorganizowali. Po drugie żywność się skończyła, gdzieniegdzie jeszcze jakieś resztki można znaleźć, ale generalnie nastał głód i kanibalizm. Kanibale trzymają się razem bo łatwiej im polować na ludzi. A "dobrzy ludzie" po co mieliby trzymać się razem? Żeby jak coś do żarcia znajdą było więcej gęb do wykarmienia?
Poza tym film ten nie ma być "realny" i wiarygodny. On ma coś do przekazania. I moim zdaniem zostaje po nim coś w głowie, coś co nie daje spokoju...
Jak dla mnie 9/10 + jest to moi mskromnym zdaniem najlepsza ekranizacja książki ever.
Wydaje mi się, że powinni trzymać się razem właśnie po to, żeby móc się obronić. Weź pod uwagę, że żywność nie skończyła się zaraz po katastrofie, więc dlaczego przez te kilka lat ludzie nie połączyli sił żeby coś wykombinować? Dlaczego zaraz po katastrofie nie udali się w poszukiwaniu pomocy tylko siedzieli przez kilka lat w domu? Czy po takim wydarzeniu każdy egoistycznie myślał o sobie? Film przedstawia pesymistyczną wizję, która mówi, że dobrych ludzi praktycznie nie ma, że ludzie nie mają do siebie zaufania itd. Jednak na końcu rodzina przygarnia chłopca więc nie kierują się zasadą, że będzie więcej gęb do wyżywienia. Mają nawet psa, który też musi coś jeść.
Film daje do myślenia, ale mogłoby to być lepiej przemyślane.
Coś wykombinować? znaczy co na przykład? I jakiej pomocy mieli szukać, u kogo, gdzie?? Cały świat spłonął...
I pamiętaj że nie ma wyraźnej granicy dobrzy ludzie / źle ludzie... po prostu po latach, kiedy głód zagląda poważnie w oczy ludzie się zmieniają, większość nie ma na tyle silnej woli żeby nie stać się kanibalami. Ojcu czy rodzince na koncu udało się wytrwać w człowieczeństwie, ale zapewne jest bardzo niewielu takich ludzi...
W książce Kinga "Bastion" potrafili się zorganizować, w grze Fallout też były miasta, różne bandy, enklawa, w Mad Maxie też zorganizowani bandyci atakowali tych dobrych. Po globalnej katastrofie nikt zdrowy na umyśle nie zamyka się w swoim domu albo piwnicy tylko szuka pomocy, żywności, lekarstw i kontaktu z innymi a główni bohaterowie tak się zachowują jak gdyby dopiero co obudzili się ze snu zimowego. Nikt od razu nie staje się kanibalem, to dłuższy proces i do tego czasu mogą tworzyć się zorganizowane grupy normalnych ludzi szukających pomocy.
Nawiązując do ostatniego zdania - nie wiemy ile czasu dokładnie minęło od tej katastrofy.
Być może bandy kanibali to owi dobrzy ludzie, którzy dawnej zorganizowali się celem wspólnej walki o przetrwanie. Wizja świata przedstawiona przez C. McCarthy/J. Hillcoat'a tym się rózni od tej z gry Fallout czy Mad Maxa, że jedynym źródłem pożywienia są pozostałości dawnej cywilizacji - ziemia nic nie rodzi, nie ma na co polować (z wyjątkiem ludzi...) - tak więc każda grupa musi wędrować i szukać pożywienia, a w końcu rozpaść się lub przeistoczyć w kanibali.
Dlaczego jednak ojciec nie przyłaczył się z synem i żoną do jednej z takich grup? Uważam, że nie chciał ryzykować podróży z cieżarną żoną/nowonarodzonym dzieckiem - zwłaszcza, kiedy miał jakieś zapasy w domu - oraz zdawał sobie sprawę, że próba przyłaczenia się do jakiejś grupy może być niebezpieczna. Poza grupami ludzi "dobrych" z pewnością od początku grasowały bandy "zwyrodnialców" gotowych zatłuc za puszkę konserwy. Nie mógł mieć pewności na kogo trafi.
Dziwnym jest jednak fakt, że zdołali przesiedzieć w domu te kilka lat - możliwe zatem, że ich dom stał na uboczu - to tłumaczyłoby brak zaufania do innych ludzi oraz to, że miał zgromadzone pewne zapasy. Co innego gdyby mieszkał w bloku :) wtedy naturalnym by było, że należałby do zorganizowanej grupy lub zginął z ręki sąsiadów.
Śmieszą mnie teksty w stylu "No przecież w falałcie..." albo "jak to? W mad maxie przecież..."
Po pierwsze: co z tego, że gdzieś tam coś przedstwiono inaczej???
Po drugie: to co wymieniłeś to fantastyka. I to w dodatku w przypadku Fallouta fantastyka z gry komputerowej, która jest bardzo ale to bardzo mało realistyczna
Po trzecie: Świat tu przedstawiony różni się od wymienionych przez Ciebie tym że jesrt ZIMNO, nie gorąco. Bez słońca nie rośnie nic, zwierzęta wybito, etc. W przypadku tych postnuklearnych "klimatów" jest gorąco jest słońce, coś tam rośnie, zwierzęta żyją, mutują, przystosowują się i można na nie polować i jeść.
Analizując wszystkie fakty przedstawione w filmie, wynika jasno, że ostatecznie - i tak każdy będzie musiał zostać kanibalem, aby przeżyć. Zwyczajnie, żywności nie będzie przybywać, tak więc jedynym wyjściem zostanie zjadanie innych. Według mnie najstraszniejszym jest to, że wizja przedstawiona w filmie nie jest jeszcze ostatnim stadium degeneracji. To przysłowiowy początek końca, gdyż czy trudno sobie wyobrazić chłopca jako dorosłego mężczyznę? Można zakładać, że udało mu się przeżyć i dotrzeć do tego wieku, ale co dalej? Będzie jadł żuki? Przybędzie pomoc z Europy? Wymyśli nową odmianę super odpornej kukurydzy, która nie potrzebuje światła do fotosyntezy? Poza tym końcowy motyw z rodziną wydaje mi się okropnie głupi. Jakim cudem czwórka ludzi + pies dała radę przeżyć tak długo i trzymać się razem, jeśli główni bohaterzy mieli problemy z wyżywieniem? Przedstawione jest dokładnie, że gdyby nie schron z jedzeniem, najpewniej umarliby z głodu.
Co do scenariuszy z przebiegiem działalności dobrych ludzi, sądzę, że przez pierwsze trzy/cztery lata istniały dobrze zorganizowane grupy, ale rozpadły się. Brak jedzenia, widmo kanibalizmu, znikąd pomocy i nadziei. Ludzie sami doszli do wniosków, że jedynym wyjściem jest troszczenie się o siebie, a łatwiej zdobyć pożywienie dla jednej osoby, niż np. dla dwudziestu ludzi. Potem zaczęły wiązać się grupy kanibali, bo wiadomo, że polowanie w pojedynkę jest raczej głupim i niebezpiecznym zajęciem, a sporo wędrowców wpadło na pomysł, żeby brać ze sobą broń.
Poza tym gdzie jest przedstawione, że postanowili zupełnie odizolować się od innych ludzi? (książki nie czytałem, może tam jest to inaczej przedstawione). Moim naturalnym odruchem byłoby wskoczenie do auta i pojechanie w kierunku jakiegokolwiek miasta, by sprawdzić co się właściwie dzieje. Poza tym nasz bohater musiał mieć jakiś przyjaciół/rodzinę itp. czyli przez jakieś pierwsze trzy lata, coś tam próbowali zrobić. Potem jednak szybko zdali sobie sprawę z tego, co się szykuje i postanowili po prostu uciec do domu.
No dobra może te porównania nie były zbyt trafne ale żadnej współpracy, same dzikusy i psychole? Pies na końcu nie miał zaszczytu bycia zjedzonym więc chyba aż takiego głodu to oni tam nie mieli. Film mi się podoba ale nie daje pełnego obrazu świata, powinni nakręcić dwójkę.
no toś mnie rozbawił przednio...
"Nakręcić dwójkę"? A przepraszam.. o czym, niby?
Naprawde nie dostrzegasz, że tu nie chodziło o pokazanie świata po zagładzie tylko ludzi po zagładzie? Relacji ojciec syn? Rozpaczliwych prób zachowania resztek człowieczeństwa?
PS poza tym. To jest ekranizacja książki. Bardzo wierna dodam przy tym. Nakręcenie dwójki byłoby czymś... chorym.
A czemu nie? Nie takie rzeczy się teraz robi dla kasy. Mogliby napisać dobry scenariusz i przedstawić dalsze losy syna w zniszczonym świecie, może by wreszcie pokazali zniszczone miasta i walkę o przetrwanie tych dobrych. Na pewno to lepszy pomysł niż kolejny bzdurny Transformers albo nudny Robin Hood. Nie musiałoby się to nazywać "Droga 2" a np "Próba".
jak koniecznie chcesz sobie pooglądać zniszczone miasta, walkę zbiorowisk ludzkich o przetrwanie to sobie pograj w Fallouta albo zobacz znowu wszystkie cześci Mad Max. "Droga" to widocznie nie jest film dla Ciebie (bez urazy)