PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=419050}

Droga

The Road
2009
7,1 78 tys. ocen
7,1 10 1 77555
6,4 44 krytyków
Droga
powrót do forum filmu Droga

Nie ukrywam, że na ten film czekałem długo, tym bardziej, że polska premiera została mocno opóźniona w stosunku do tej za oceanem, w dodatku wszystkie znaki na niebie i ziemi, trailery i fotosy z planu przemawiały za tym, że będzie to ekranizacja doskonała. Doborowa obsada, solidne aktorstwo, realistyczna charakteryzacja i klimatyczne lokacje. Całości dopełniała piękna minimalistyczna muzyka duetu Cave/Ellis; to nie mogło nie wypalić. I faktycznie wszystko to w filmie jest, (pomimo iż nierówno) wszystko poza klimatem.

Po zobaczeniu drogi w reżyserii Hillcoata mogę stwierdzić jedynie, że ideałów się nie poprawia. Dlaczego? Z zasady, gdyż są skończone, kompletne i każda nawet najmniejsze ingerowanie w ich treść może tylko popsuć cały efekt.
Wiedział o tym Jim Uhls pisząc scenariusz do kultowego już „Fight Club” Finchera (dla mnie przykład ekranizacji idealnej) na podstawie jeszcze bardziej kultowej noweli Chucka Palahniuka pod tym samym tytułem. Wiedzieli o tym bracia Coehn pisząc scenariusz do swojego nagrodzonego 4 oscarami ( w tym za reżyserię i scenariusz) „To nie jest kraj dla starych ludzi” na podstawie poprzedniej powieści Cormaca McCarthiego. Ba!, konsultowali się z pisarzem podczas zdjęć do filmu - to się nazywa profesjonalizm.
Joe Penhall niestety o tym zapomniał i to widać na każdym kroku. „Droga” jest własne taką idealną i skończoną powieścią, w której ekranizację z niewiadomych powodów wspomniany scenarzysta postanowił mocno wsadzić swoje trzy grosze co zaowocowało zaburzeniem delikatnej równowagi pomiędzy poszczególnymi elementami i ulotnieniem się wszystkiego co złożyło się na ogromny sukces komercyjny pierwowzoru. Po cholerę się pytam poprawiać ideały? Czyżby Penhall uważał się za lepszego w kreowaniu fikcyjnej rzeczywistości od McCarthiego? Jeśli tak to mocno się przeliczył. No bo umówmy się, jeśli robimy ekranizację powieści to róbmy ekranizacje powieści a nie piszemy historię od nowa.

Tak w ogóle to wypada przypomnieć czym jest podróż ojca i syna przemierzających dotknięte apokalipsą stany ameryki w historii opisanej przez McCarthiego - to niewyobrażalna katorga, nieustanna droga przez piekło w poszukiwaniu schronienia, ciepła i żywności. Nie dość że autor nie pozostawiając czytelnikowi jakichkolwiek złudzeń na lepsze jutro osadza wydarzenia w świecie bez jakiejkolwiek przyszłości, upadla dwójkę bohaterów do granic możliwości każąc im funkcjonować na skraju wyczerpania przeraźliwie marznąć, moknąc i głodując całymi nocami i dniami, jeść śmieci i kryć się na czworakach po krzakach, w wszechobecnym popiele i błocie niczym łowna zwierzyna przed chcącymi ich pożreć pomiotami ludzkości; to w dodatku od razu na pierwszych stronach informuje czytelnika o krańcowym stadium gruźlicy ojca, od początku plującego krwią (nie tak jak w filmie w drugiej połowie) co nadaje całej sytuacji jeszcze większej beznadziei.

McCarthy do tego stopnia grał na moich uczuciach, że w momencie gdy ojciec wraz z synem po kilkudniowej głodówce poprzedzonej ucieczką znaleźli w slumsach miejskiego pogorzeliska, w jakiejś beczce zatęchłą mąkę kukurydzianą pełną szczurzych gówien i upiekli z niej na zardzewiałej blasze placki na wodzie, byłem autentycznie szczęśliwy, że ta dwójka ma w końcu co do gardła włożyć. W książce bowiem każdy byle skarlały dziki grzyb, byle wyschnięte na wiór jabłko, byle ochłap jest pożywnym na wagę złota rarytasem, obok którego nie można przejść obojętnie, a dobytek w pchanym przez całą drogę hipermarketowym wózku przykrytym plandeką jest całym światem.
Głód wypaczył ostatnich ocalałych mieszkańców Ziemi do tego stopnia, że zezwierzęcona ciężarna matka na współ ze swoimi wychudzonymi towarzyszami piecze na ognisku i konsumuje niczym szaszłyk swoje przed momentem narodzone niemowlę.
Doszło do tego, że gdy mniej więcej w ¾ historii bohaterzy odnaleźli azyl w postaci schronu pełnego weków i konserw autentycznie miałem łzy w oczach i myślałem że to jakaś fatamorgana. Nie wiem, być może trzeba to zrzucić na karb mojej bujnej wyobraźni, ale w
filmie coś takiego mi się nie przytrafiło ani razu. W obrazie Hillcoata bowiem kompletnie nie czuć, nie widać nie tylko nieustannego głodu bohaterów i ogromnej wagi pożywienia w tamtejszym świecie ale też wszechobecnego klimatu zaszczucia, strachu i walki o przetrwanie dzień po dniu.

Filmowa Droga w zestawieniu z książką jawi mi się niczym wycieczka dwójki kocmołuchów – małego i dużego - podróżujących sobie raźno przez jesienną krainę, robiących sobie co jakiś czas, jak gdyby nigdy nic przystanek na piknik lub kąpiel.

A wystarczyło zamiast kombinować i udziwniać trzymać się twardo wydarzeń z książki, nie tak długiej przecież bo raptem 260, w której jak by nie patrzeć przeważającą większość powieści stanowią minimalistyczne, chłodne opisy bezpowrotnie umierającego świata dopełnione apatycznymi pozbawionymi uczuć dialogami, a raczej pytaniami i odpowiedziami pomiędzy ojcem a synem
Wystarczyło to wszystko przenieść na ekran w takich proporcjach i kolejności jak w oryginale i mielibyśmy murowany hit, a tak mamy solidną rzemieślniczą produkcję, z której całkowicie wyparował klimat, dzięki któremu nie oszukujmy się McCarthy zgarnął Pulitzera.

Jak dla mnie wielka szkoda i duże rozczarowanie.

Pisane na szybko, więc ominąłem kilka kwestii. Sorry za interpunkcję.

Titus_

Niestety muszę się zgodzić.
Historię na podstawie prozy McCarty'ego, nie da się podłożyć pod schemat hollywoodzkiej produkcji. O czym przekonujemy się choćby na podstawie tego filmu.
Co nie znaczy,że nie da się na ich podstawie nakręcić dobrej hollywoodzkiej produkcji. Że się da przykłady także już były.
Te historię to idealne scenariusze, wystarczy dać płynąć historii. Gdyby chociaż próby zmian mały na celu nadania reżyserskiej wizji filmowi był by to uzasadniony i ciekawy zabieg. Tutaj mamy do czynienia z uproszczeniem, próbą wyprostowania historii pod schemat. Nie z tej klasy twórczością takie numery.
Brak klimatu zabija ten film. Poprawna adaptacja i tylko tyle. Wiele przykładów podobnych błędów znamy z prób przełożenia polskich perełek literackich an ekran. Recepta na sukces w postaci dobrego tekstu nie zawsze ten sukces gwarantuję, trzeba jeszcze umieć ją zrealizować.

ocenił(a) film na 7
kapelusznik_v

Będę polemizować, nie z tym, że film dorównuje fenomenalnej książce, bo tak rzeczywiście nie jest. Ale dla tych, którzy po książkę nie sięgnęli, jest wstrząsającym przeżyciem, o czym świadczą choćby komentarze na tym forum. Ergo - klimat jest, choć dla tych, którzy czytali książkę film na pewno jest złagodzonym cieniem powieści McCarthy'ego.
Myślę, że twórcy poszli drogą kompromisu (ponoć wycięto niektóre sceny - między innymi tę z niemowlęciem).
Ale fakt faktem - szkoda, że nie potraktowano "Drogi" jako gotowego scenariusza.

ocenił(a) film na 10
Titus_

Co tu dużo pisać, książka nieporównywalnie lepsza i wstrząsająca z kartek której aż wydziera się ten niesamowity klimat Postapokaliptycznego Świata dzięki czemu możemy bardziej utożsamić się z głównymi bohaterami i niemal fizycznie czujemy ich cierpienie oraz dojmujący głód!

Jednak z drugiej strony jak na Hollywood i papki które często nam serwuje i tak nie jest źle:) Ludziom lubiącym dobre, ambitne kino film na pewno będzie się podobał, tym którzy dodatkowo czytali książkę również choć na pewno będą czuli spory "niedosyt"...

ocenił(a) film na 8
david140684

Książka rewelacja! W filmie zabrakło czegoś czego nie da się łatwo zdefiniować. Wydaje mi się ,że mimo wszystko nie odczuwam niedosytu (świeżo po filmie 6 minut) jak na Hollywood duże zaskoczenie. Bałem się że film zaskoczy mnie tak jak ekranizacja "Pianistki" Jelinek ,gdzie książka - film wypada 8-4, w wypadku Drogi jest to 10(uważam że jest to arcydzieło współczesnej beletrystyki) - 7+ nawet 8. Nie mam zbyt dużego porównania jeżeli chodzi o filmy prosto z Hollywood ale jeżeli komuś zależy na ciekawym klimacie ,polecam szukać dalej.

Titus_

Ksiazke przeczytalem po obejrzeniu filmu, owszem, jest niewyobrazalnie smutna i dramatyczna i stanowi pozycje obowiazkowa dla kazdego, kto zamiast kamienia...ma serce, to film rowniez wywolal u mnie rownie wielkie emocje, co proza McCarthego, zarzucasz mu brak klimatu, coz zawsze mozna powiedziec, ze mogloby byc lepiej, ja ciesze sie z tego co jest, zwarzywszy, ze dziel rownie ambitnych jest na lekarstwo. "The road" jest piekny i mimo, ze rezyser zrezygnowal z co bardziej drastycznych scen-vide pieczony niemowlak, to i tak jego obraz mocno, a czasem az za mocno przemawia do ludzkiego serca, choc pelny naturalizm powinien byc zachowany, bo o to tu chodzi, aby czytelnika/widza ogluszyc skondensowana dawka grozy, Cormack nie bawi sie w sentymenty, pokazuje bardzo mozliwy scenariusz tego, co moze stac sie z czlowiekiem gdy zostaje zmuszony zyc jak zwierze. Czy adaptacja filmowa utracila te unikatowe cechy powiesci-NIE, film zaczyna sie bezprecedensowo nie pozostawiajac zludzen na happy-end i wlasciwie juz sama forma wystarczajaco mocno przemawia do odbiorcy w polaczeniu z oprawa dzwiekowa, Vigo jak i Kody zagrali wspaniale, nie wiem czy ktos nie uronil choc na chwile nawet jednej lzy, choc zapewne tacy "twardziele" sa, a jak dobrze odegrali swe glowne role ojca i syna swiadczy fakt, ze czytajac potem powiesc, caly czas mialem przed oczami jej filmowe odpowiedniki-Vigo to byl caly...ojciec w prozie McCormacka, nie wiem Titus...moze jestem bardziej wrazliwy, ale naprawde sie ciesze, ze moglem obejrzec ekranizacje "drogi", ktora stanowi jej doskonale uzupelnienie w formie wizualnej, smiem twierdzic wrecz, ze film jeszcze bardziej podkresla niezwykle mroczny charakter samej powiesci przez swoja wymowna forme oraz tresc, ktora to z kolei jest zasluga samego Cormacka, niemniej film jak najbardziej moze uchodzic za w pelni autonomiczny obraz i napewno nie zostanie wyparty przez

Buzzthesut

(C.D.N)
...jego ksiazkowy perwowzor, aczkolwiek obie pozycje sa obowiazkowo do "zaliczenia" bo ten tandem poruszy nawet najtwardsze serce...

ocenił(a) film na 8
Titus_

Wstrząsający, smutny film i taki miał być. Mam to szczęście, że wcześniej przeczytałem książkę i mam teraz po obejrzeniu filmu możliwość porównania. Książka wstrząsająca, wręcz piorunująca swoją bezpośredniością w prostym przekazie. Byłem ciekaw czy zostanie to wszystko z niej tak dosłownie przeniesione na ekran bez łagodzenia. Okazuje się, że jednak film jest dużo okrojony z emocji, bez tych okrutnych doznań, bez ciągłego, gęstego strachu o życie w każdej sekundzie jakie przeżywał ojciec, bo syn nie rozumiał jeszcze tych uczuć, które im towarzyszyły. Książka jest bezkompromisowa natomiast film jako całość jest niezły ale brakuje mu trochę klimatu, poczucia wszechogarniającego strachu i przerażenia jaki niewątpliwie towarzyszyły chyba nam wszystkim, którzy czytali rewelacyjną powieść. Liczyłem na to, że ten film będzie jak młot w głowę i serce, że pokaże wszystko dosłownie jak z książki dla ludzi co najmniej od 18roku życia ale jednak twórcy nie zdecydowali się na to i poszli drogą kompromisu i złagodzenia fabuły. Czegoś zabrakło i o tym już napisałem. Mogło być lepiej ale nie jest tak całkiem źle. Jak będzie w kinie grany to się wybiorę

Titus_

Przyznaję się już na początku, że filmu nie widziałem, za to książkę skończyłem niedawno. Jest rewelacyjna, choć wpędza czytelnika w niezłą depresję.
Opowieść o ludziach, którzy ''niosą światło''.

PS. Nie wiem czy dałoby się przenieść zawartość książki 1:1 na ekran. Bardzo w to wątpię.