Obraz intrygujący, choć swój potencjał raczej zmarnował.
Hillcoat (twórca bardzo dobrej „Propozycji”) nie wiedzieć czemu postawił na w swej opowieści na minimalizm – zamiast mocno uwikłać widza w dyskusję na temat kondycji człowieczeństwa, bądź istnienia Boga, czy sensu przetrwania istoty ludzkiej, proponuje wybiórczy melanż apokaliptycznych klimatów. Jest zniszczony świat, jest osobnik, który próbuje zachować swe człowieczeństwo i zaszczepić wiarę innemu, są ci, którzy chcą przetrwać za wszelką ceną, przekraczając granicę – na dobrą sprawę nic, czego byśmy nie wiedzieli. Problem z „Drogą” jest nie w tym, że jest złym filmem, problemem jest, że niczym specjalnym się nie wyróżnia.
Oddać jednak Hillcoatowi należy to, że nie stworzył obrazu ku pokrzepieniu serc, a przy tym postarał się o bardzo smutny przekaz. W jednej ze scen Syn siedząc na gruzach zdewastowanego świata nieporadnie próbuje wygłosić modlitwę przed posiłkiem jakby chciał jeszcze pozostawić w sobie resztkę zwyczajów tożsamych dawnej cywilizacji. Przyszła mi wtedy do głowy straszna myśl – po co nam dziś Bóg, modlitwa, nakazy i cała tradycja, która narosła przez pokolenia, kiedy w obliczu końca nie będzie miała żadnego sensu. I w niczym nam nie pomoże..
PS. Znakomita muzyka Nicka Cave’a.
Moja ocena - 6/10
1. "zamiast mocno uwikłać widza w dyskusję na temat kondycji człowieczeństwa, bądź istnienia Boga, czy sensu przetrwania istoty ludzkiej, proponuje wybiórczy melanż apokaliptycznych klimatów" - to jest adaptacja książki. I dzięki bogu nie wikła nas reżyser w żaden filozoficzny bełkot. P.S. O jakim melanżu mówisz? Bo ja żadnego nie zauważyłem.
2. " na dobrą sprawę nic, czego byśmy nie wiedzieli" - podaj przykłady.
3. " Problem z „Drogą” jest nie w tym, że jest złym filmem, problemem jest, że niczym specjalnym się nie wyróżnia." - no właśnie się wyróżnia. Właśnie tym minimalizmem, o którym piszesz w akapicie pierwszym. I znowu dzięki bogu.
4. "Oddać jednak Hillcoatowi należy to, że nie stworzył obrazu ku pokrzepieniu serc, a przy tym postarał się o bardzo smutny przekaz. " - Hillcoat postarał się. Ale nie o smutny przekaz, tylko o jak najlępsza adaptację.
P.S. Fakt. Muzyka świetna.
Zauważyłem że wiekszość widzów gładko wpisuje ten film w nurt kina apokaliptycznego, zupełnie pomijając, że w pierwszej kolejności jest on (oczywiście, podobnie jak książka) przypowieścią, czy wręcz moralitetem i nie rozumiem w tej sytuacji zażaleń o brak oryginalności. McCarthy'ego (skupię się na autorze książki, bo to jednak jego koncept) najbardziej interesowała relacja ojca i syna postawionych w sytuacji ekstremalnej, którą równie dobrze mógłby być choćby obóz koncentracyjny - to że wybór padł na świat po zagładzie (której - co ważne - przyczyn nie poznajemy), podkreśla uniwersalność tematu i dramatyzm sytuacji bohaterów - w przypadku literatury czy kina obozowego bohaterowie zawsze mogli mieć nadzieję na lepsze jutro (w końcu wojna kiedyś się skończy i w przypadku przetrwania trzeba będzie żyć z ciężarem dokonanych wyborów) - bohaterów "Drogi" żadne jutro nie czeka, więc walka o zachowanie pewnych wartości, człowieczeństwa wydaje się być... hmm... irraconalna?
Zwróćmy także uwagę na tytuł, koncentrujący uwagę na podróży bohaterów, której celem jakoby miało być bliżej nieokreślone południe - w rzeczywistości jednak żadnego celu owej podróży nie było, czy też może inaczej - to właśnie podróż była celem samym w sobie. Pozostanie w jednym miejscu równało się zgodzie na śmierć, alternatywą był ciągły mróz, głód i strach przed kanibalami - w tak przedstawionym świecie nawet największy optymista musi się zgodzić, że szybkie i jak najmniej bolesne samobójstwo to naprawdę kusząca perspektywa .
Ja melanżu apokaliptycznych klimatów nie dostrzegłem, natomiast materiał do przemyśleń na temat kondycji człowieka, czy istnienia Boga/boga - jak najbardziej. Autor tematu chciałby zapewne bardziej statycznego kina na ten temat, ale na to już chyba za późno- Andriej Tarkowski nie żyje już od wielu lat.