Pojedyncze sceny jak i większość scenografii rewelacyjne. Niestety jako całość jest gorzej. Bohaterowie idą, scena akcji, śpią, idą, scena akcji, śpią, idą scena akcji i tak cały czas. Postapokaliptyczny świat nie przekonuje. W ogóle ciężko się zaangażować emocjonalnie z powodu tej sztucznośći przez co film nudzi. To coś co przykuwa widza jest za słabe.
Tak jest skonstruowana ta wspaniała książka, którą film - według mnie, świetnie odtwarza. Dość mocno się trzyma fabuły książki. Jednak tutaj bardziej od wybuchów czy czego byś tam chciał kolorowego jest relacja - ojciec syn, gdzie ten pierwszy stara mu się wpoić wartości człowieczeństwa a ten je i tak już ma co czyni go bardziej moralnym od ojca, co po części wynika z jego niewinności, której jeszcze nie zniszczyły napotkane okrucieństwa i wpajane ideały "że niosą ogień". Dla mnie ten film to pierwsza klasa. Obok moon, district 9 najlepszy quasi-sf tego roku.
Właśnie ta relacja ojciec syn wydaje się najbardziej sztuczna z powodu syna ktory jest mieczakiem. W takich ciezkich warunkach powinien sie szybko zahartowac i dostosowac. Dzieci szybciej od doroslych sie dostosowywuja. To ojciec powinien powstrzymywac dziecko przed brutalnoscia a nie odwrotnie. No chyba ze przez te kilka lat dziecko bylo wychowywanie w jakims innym swiecie. Jest to mozliwe ale trudno w to uwierzyc.
No country for old men McCarthyemu wyszlo bo pisal o tym o czym mial pojecie. Niestety cale zycie spedzajac na sterylnym zachodzie w czasach dobrobytu nie dowiedzial sie jak zyje sie w trudnych warunkach. Widac ze literatura ze wschodu go rowniez nie pociagala.
Może w ksiazce jest jakies wytlumaczenie niewinnosci chlopca ale w filmie go nie widac przez co wydaje sie naciagane/sztuczne. Dlatego 7/10