Film zrobił na mnie duże wrażenie- nie czytałam książki-Viggo Mortensen i Kodi Smit-McPhee, naprawdę film dwóch aktorów.
Jeden z nielicznych filmów, które ostatnio oglądałam skłaniający do myślenia
co nas motywuje do przetrwania, gdy nie zostało już nic, niczego nie ma i nawet nadziei na coś... a jednak- jedyne co się liczy to miłość, wbrew przeciwnościom pozostać człowiekiem... człowiekiem i co to właściwie znaczy?
Na co dzień oglądam raczej kino typowo rozrywkowe...trochę się pośmiać, trochę powzruszać itp.
Ten film obejrzałam, bo lubię sf i Vigga.
Cieszę się, bo film wart jest obejrzenia i pomyślenia nad nim trochę...
Cieszę się z zakończenia, bo jednak jest ziarenko nadziei na koniec, jakieś odrodzenie, jakiś żuczek... no i inni ludzie...
Cieszę się po obejrzeniu tego filmu, że żyję w świecie, w którym niebo jest niebieskie, trawa zielona a na wiosnę na trawnikach nadal kwitną stokrotki... nie mogłabym żyć w świecie bez kolorów...
"Cieszę się po obejrzeniu tego filmu, że żyję w świecie, w którym niebo jest niebieskie, trawa zielona(...)"
Myślę, że o to właśnie chodziło twórcy tej powieści. W książce to było dla mnie jeszcze wyraźniej widoczne, że ma ona skłonić czytelnika do doceniania tego w jakim świecie przyszło nam żyć.
Witam, ja również jestem pod wrażeniem ale nie skończyłem bo okazał się chyba zbyt ciężki. Tak czy inaczej film jest bardzo przyzwoity i naprawdę wymaga od oglądającego mocnych przemyśleń, nie mniej jednak doszedłem do tego wniosku co aby doceniać co się ma "puszka coli" szkoda tylko matki, cóż widać tak miało być.
Film wzruszający i każdy powinien zerknąć nań okiem.
Najbardziej znaczący element - rewolwer z dwoma nabojami i ciągłe przypominanie co ma z nim zrobić w razie złapania przez ludożerców. Niesamowite. Świetny film.