... ze go potem zjedli.
Przykro mi to mówić, ale film jest niedopracowany. Z reguły ubóstwiam filmy z tematyką post-apokaliptycznego świata, lecz ten był chyba najgorszym jaki do tej pory widziałem. Pomimo paru momentów napięcia które można było w tym całym rozgardiaszu uszczknąć, wynudziłem się niemiłosiernie. Film jest w zasadzie o wszystkim i o niczym. Błąkają się to tu, to tam, a i końcówka nie pokazuje żadnego przełomu. Doszukałem się też paru błędów logicznych, na które w świecie post-apo nie powinno być miejsca. Nie mówiąc już o samym początku gdzie nie ma żadnej wzmianki o tym, co wywołało wojnę (?) nuklearną.
Na początku chciałem dać 6, ale po namyśle i nasuwających się raz po raz przykładach bezsensowności tego filmu, stanęło na 3. Film słaby, nic nie wnosi ani nie wynosi. Ot, film o błąkających się ludziach. Równie dobrze mogę oglądać film o tym, jak rośnie trawa.
Osobiście wolę dramat psychologiczny niż kolejny film z wielką pustynią i wojną wywołaną atomówką ...
zgadzam się. film był denny, bez zakończenia. Gdy już się wynudziłam, miałam nadzieję że coś się wydarzy, coś co albo zakończy życie bohaterów (okrutne zakończenie) czy coś w rodzaju "Jestem legendą" gdzie żyjący ludzie doszli do zielonego miejsca (happy end) a tu co? Nic. Okazało się że mały ma iść dalej (gdzie? po co?) z obcymi ludźmi, którzy nie są z nim związani emocjonalnie, więc też uważam że później go pewnie zjedli albo pozwolili zjeść innym (w końcu było mało jedzenia, a tu cała rodzinka do wyżywienia i ktoś obcy?)
I strasznie, strasznie mnie denerwowała niewiedza i żadnego konkretnego dialogu o tym co się stało że nagle nic nie ma.
Irytujący był ten film.
Film jest wierną ekranizacją powieści.Moja rada:przeczytajcie najpierw książkę,a potem zobaczcie film.Przyczyny są nieistotne,bo zapewne zupełnie normalne,jak to przy końcu świata.Nie o to w tym filmie chodzi.
Właściwie to nie słyszałam o takiej powieści, a chętnie bym przeczytała książkę, bo z reguły adaptacje są dużo gorsze niż książka.
Nie widziałem filmu (choć chciałbym; czy to w ogóle było w normalnej kinowej dystrybucji w Polsce?), ale czytałem książkę - i jeśli ktoś liczy, że ona cokolwiek mu rozjaśni, to niech ją zostawi w świętym spokoju. Z tego, co tu widzę, wiele osób irytuje się, że w filmie bohaterowie "tylko idą", że nie wiadomo, co spowodowało apokalipsę, no i że nie ma jakiegoś spektakularnego zwrotu akcji, który wszystko by rozstrzygnął. Czyli - jak widzę - jest dokładnie tak, jak w powieści McCarthy'ego. I tak ma być! Przecież to nie są kolejne pierdoły o walce z UFO, którą nasz gatunek (jak zawsze) wygra i stanie się mocniejszy, lepszy, Ruski lecący migiem przybije piątkę z amerykańskim koleżką mijającym go w F-16, Żyd w okopie spełni brudzia kobylim mlekiem z Arabem w arafatce, James Bond bzyknie podwójną agentkę z Marsa i generalnie duża buźka! Jeśli "Droga" (a cały czas, powtarzam, myślę o książce) czymś się odróżnia od całego tego (uroczego skądinąd) opowiadania budujących bajeczek spod znaku "Wojny światów, to właśnie tym, że nie dzieje się tam nic, co odrywałoby naszą uwagę od dramatu dwójki głównych bohaterów. McCarthy świadomie prowokuje, wykorzystując pewną do rzygu oklepaną konwencję i odwracając jej logikę: wątek militarno-katastroficzny został zepchnięty na kompletnie nieistotny dalszy plan, a na wierch wyszło to, co najbardziej ludzkie - a więc najbardziej uniwersalne. I to właśnie przez to niedopowiedzenie powieść jest tak mroczna i niepokojąca: podanie wszystkiego na tacy sprowadziłoby ją do rzędu produktów dla odbiorcy lubiącego się pocieszać za wszelką cenę.
A tak już zupełnie na marginesie: jak komuś wydaje się, że "Droga" jest dołująca, to niech sięgnie po świeżo wydaną, kolejną powieść autora: "Krwawy południk" - w porównaniu z nią ta, o której tu mowa, jest pogodna jak jesienny poranek po udanym seksie. W "Krwawym południku" na warsztat poszedł western: i pewnie znowu będą marudzenia, że nie ma dzielnego szeryfa, że jakieś to takie pogmatwane... A tymczasem książka poniewiera jak mało która: to jakaś podróż przez koszmarny sen po meskalinie, rodem z meksykańskiego święta zmarłych. Polecam - ale nie tym, którzy zżymają się na brak pocieszeń dla niedorozwojów w "Drodze".
Cholera, jedna z najlepszych wypowiedzi, jakie tu czytałem. I bardzo dobrze, że zwracasz uwagę na to, co tak często umyka osobom, która poprzestają na filmie - istnieje powieść pisarza, który jest uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców amerykańskich II poł. XX wieku, czyli Cormaca McCarthy'ego. Notabene - u nas wydano już ponoć jego najważniejsze dzieło pt. "Dziecię boże" (jeszcze nie czytałem).
I nie dziwię się, iż spodobał Ci się fragment o "Starej szafie" - masz, chłopie, inwencję!
Tak trzymaj.
"Dziecię boże" już jest (też jeszcze nie czytałem), MacCarthy'ego chwyciło krakowskie Wydawnictwo Literackie, a oni raczej nie zabijają kur złotonośnych... Najlepszym dowodem jest to, że już się szykują do kolejnej jego książki, "Strażnika sadu". Ale ten "Krwawy południk" serdecznie Ci polecam - historia z tych, które (jak to był łaskaw barwnie ująć jeden mój student) miażdżą cyce... No i tłumaczenie Roberta Sudoła: nie wiem, jak to wchodzi w oryginale, ale translacja zwala z nóg!
szymus66: film nie jest wierną ekranizacją powieści. To adaptacja. I tym wszystkim, którym piana wychodzi, że nie ma 'tego a tego' radzę wziąć na luz.
film i powieść to dwa odrębne światy - odrębne logiki.
książka okrojona z treści, ok, ale w zamian dostaliśmy niesamowite zdjęcia+muzykę+kolorystykę (= klimat). mało?
wg mnie film jest zrobiony bardzo dobrze. Ojciec jest pewnie bardziej anonimowy niż w powieści (wnioskuję z wypowiedzi, bo nie czytałem książki), ale tutaj to jest na plus, np. dzięki temu scena w bunkrze ("myślisz, że jestem z innego świata, prawda?") wypada przekonująco i ma swój ciężar.
w tej scenie wyraźnie już widać, że widz ma przyjąć postawę dzieciaka (obce przedmioty - whisky, fajka), a dalej wysilić się na (pozorną) regresję - etyczne szaleństwo w chorym świecie.
film ma pewnie skromną ambicję na przypowieść (czy się uda, w to raczej wątpię. raczej solidny film, nie arcydzieło). to nie jest kino z x-em warstw jak u Tarkowskiego, rozmowa ze starcem o Bogu raczej nie przekonuje, jedyna ciekawa sprawa to Leibnizowy komentarz z offu, o którym wspominałem gdzieś tam.
w sumie, to 'Droga' kojarzy mi się coraz bardziej z "Prostą Historią" Lyncha.
a propos komentarza gww15 - właśnie, może paradoksalnie lepiej zacząć od filmu, żeby dostać jeszcze mocniejszego kopa od książki...
wg was film jest slaby poniewaz pokazuje w miare ... realny obraz tego co po "apokalipsie" z czlowiekiem i swiatem moglo by sie stac. Nie ma tu walki z wirusem, zombie czy wampirami tylko z brakiem jedzenia i wlasnymi slabosciami.
a jesli chodzi o to ze zakonczenie bylo malo "zaakcentowane" to na poczatku tez czulem niedosyt jednak po namysle stwierdzilem ze:
1. nie to bylo najwazniejsze
2. moze wlasnie tak ma byc - nie ma wielkiego zakonczenia filmu poniewaz nic wielkiego sie nie wydarza. Ostatni ludzie dogorywaja na wymierajacej ziemi walczac o resztki pozywienia - umieraja z powodu glodu, chorob, starosci czy z reki innego czlowieka ... i takie wlasnie malo spektakularne zakonczenie chciano pokazac?
Zakończenie jest właśnie mistrzowskie. Już wtedy wiadomo jaki los czeka tych ludzi. Nie ma dla nich nadzieji. Jednak trzymając się razem są w stanie dotrzeć dalej, łatwiej im funkcjonować w tych trudnych czasach.
Nie chcę Cię nawracać, ale muszę powiedzieć, że ja pod wpływem tego filmu sięgnąłem po książkę. (Można kupić na allegro:
http://allegro.pl/listing.php/search?sg=0&string=DROGA+CORMAC+McCARTHY )
Gdybym powiedział Ci o co chodzi w tym filmie (a właściwie w książce) nie zrozumiałbyś, tzn umysłem owszem tak, ale uczuciowo nie. Dlatego zachęcam do przeczytania książki. A przesłanie jej jest wręcz niesamowite - jeśli się już je odkryje - po przeczytaniu jej chodziłem z 2-3 dni zakręcony. W filmie nie ma kilku scen, które pojawiają się w książce i to może stanowić barierę w zrozumieniu przesłania "Drogi". Chociaż jak się dobrze zastanowić to niekoniecznie.
Dodam jeszcze, że książka jest naprawdę bardzo dobrze napisana.
Co do filmu, jest dość wierną adaptacją książki. Zaletą filmu - czego nie można oczywiście powiedzieć o książce, jest świetna ścieżka dźwiękowa, nadająca niepowtarzalny klimat.
======== UWAGA SPOILER ========
Co do wątku kulinarnego, który poruszyłeś w swym komentarzu.
Sądzę, że mały jednak nie został zjedzony. Ponieważ ludzie, których spotkał byli po tej samej stronie co on i jego ojciec - po stronie tych którzy "niosą światło". Tych którzy walczą o zachowanie człowieczeństwa w nieludzkim świecie. Dowodem tego jest pies, który im towarzyszy. On ostatecznie przekonuje młodego, by zaufać nowej "rodzinie". Gdyby mieli go zjeść, czemu nie zjedli jeszcze psa?
:D
To nie jest żaden dowód, bo inaczej musielibyśmy rehabilitować moralność wszystkich esesmanów, którzy mieli u nogi owczarka ;p
Niesienia światła nie zauważyłam - widoczne natomiast był brak kciuków, który oznaczał wyrzuconych z komun (z tego co pamiętam, za kanibalizm).
Psa nie zeżarli bo pies to takie stworzenie, które doskonale nadaje się do tropienia innego żarcia.
Jeśli ktoś ma dobre zamiary to nie tropi słabego osobnika z dzieckiem. Ci co mają zamiary złe, czekają tak długo aż słaby osobnik padnie. W takim świecie, warto połazić za taką ilością mięsa.
Mają broń, mają psa i dzięki temu żyją. To dlatego są najedzeni. Zbierają po drodze głodne i przerażone dzieci, kusząc je wizją rodziny - chodząca spiżarnia. Polecam bajkę o Jasiu i Malgosi.
wg. mnie Ojciec zginął przez Weterana. Myślę tak ponieważ jak Ojciec z Synem byli juz w schronie gdzie było dużo jedzenia, musieli uciekać z tego powodu że usłyszeli psa i nie byli bezpieczni, a gdyby jego nie usłyszeli to by nie musieli uciekać i śmierć Ojca by się nie zdarzyła. A na końcu filmu jest fragment z weteranem gdzie pokazuje swoją rodzinę i Psa, a matka mówi do Syna Ojca że widzieli Ojca z Synem więc wychodzi na to że Weteran z rodziną ich śledzili. Wiem ze trochę zagmatwane jest to co napisałem ale polonistą nie jestem
Gościu powiedział o tym, że ich śledzili przy spotkaniu z chłopcem na plaży ;)
Ojciec także mógł umrzeć w bunkrze, był chory już od dłuższego czasu (wg mnie była to gruźlica lub jakieś skażenie dróg oddechowych, bo kaszlał krwią, ale mogę się mylić).
Ale muszę powiedzieć jedno, bo wyobraźnię mam bogatą, ale autorem nie jestem i fabuły nie chcę zmieniać. Zauważyliście tendencję do tego ( i to nie tylko w tym filmie), że grupy "złych" są mocne duże i stabilne, natomiast ludzie "dobrzy" funkcjonują sami albo w minimalnym składzie. Czy zawsze muszą się kierować zasadą "polegamy tylko na sobie i nie ufamy innym"? Człowiek najlepiej funkcjonuje w "stadzie" więc dlaczego "dobrzy" się nie jednoczą i odbudowują tego "człowieczeństwa" skoro są "dobrzy" i tego właśnie pragną?
Taka mała filozofia po wyrażeniach z filmu.
"dlaczego "dobrzy" się nie jednoczą i odbudowują tego "człowieczeństwa" skoro są "dobrzy" i tego właśnie pragną? "
może dlatego, że w takich warunkach nikomu nie można ufać i nawet jeśli ktoś z pozoru wydaje się być dobry to może się okazać że nas uśmierci podczas snu i zje...
wielu chyba czekało na wystrzałowe efekty specjalne i ciągłą akcję, ale niestety to film z cyklu tych, po których jeszcze trzeba samemu pomyśleć. przecież tu nie chodzi o to że oni chodzili głodni i brudni i że nic się nie dzieje, albo dzieje bardzo rzadko. nie chodzi też o dokładność i dbałość o każdy detal świata post-apokaliptycznego, bo tak naprawdę nikt nie wie jak taki świat mógłby wyglądać. i to, że film oglądamy w ciągłej niewiedzy o tym co spowodowało taki stan rzeczy też nie ma znaczenia.
od 1 do ostatniej minuty reżyser chce aby widz odpowiedział sobie na pytania - jak ja zachowałbym się w takich warunkach? czy byłbym tym dobrym czy tym złym? czy wolałbym umrzeć jak człowiek, czy żyć jak zwierze? czy w takiej sytuacji możliwa jest miłość? i czym ona wtedy tak naprawdę jest.
pytań jest mnóstwo, dlatego jeśli ktoś pisze, że się wynudził na tym filmie, to znaczy że w ogóle na nim nie myślał, a może i nie myśli wcale.
Dokładnie się z Tobą zgadzam tyska_0
to właśnie filmy po których się nie zastanawiasz są nudnymi i bez przesłania tu musisz pomyśleć dopowiedzieć sobie parę kwestii i dlatego jest dobry i mi się podobał daje 8/10 film naprawdę wart każdej minuty nie pokazuje beznadziejnej bijatyki między dobrymi i złymi a przypuszczalne życie na ziemi po jakiejkolwiek globalnej katastrofie szukacie błędów a naprawdę skąd możecie wiedzieć jak wyglądają błędy w świecie który istnieje tylko naszych domysłach
gramatyki w tym żadnej ale mam nadzieje że wiecie o co mi chodzi
Kolego, nie wiem czyją rękawice podnosisz, bo ja żadnej nie rzucałem.
Nie chce mi się powtarzać po raz kolejny tych samych tematów, o których była już mowa na forum.
http://www.filmweb.pl/film/Droga-2009-419050/discussion/Fajny+film.+Lecz+ma+par% C4%99+niedoci%C4%85gni%C4%99%C4%87,1390747
Bo co poniektórzy to by chcieli, żeby film się dobrze skończył, że musi być przyczyna i lekarstwo. śmiertelny wirus który zabił ludzkość i bohater na białym koniu który ratuje ludzkość. Albo świat po wojnie nuklearnej, (która rozpoczną oczywiście Rosjanie), a przez tłumy kanibali przedziera się Arnold Szwarceneger (z doktoratem ze wszystkich nauk ścisłych) i ustanawia nowe prawo karabinem z wiadrem naboi. Takie filmy zachwycą co najwyżej dzieci i nic nie wnoszą. Człowiek zje sobie na takim filmie popcorn, a po pół dnia zapomni że coś oglądał.
Ludzie, koniec świata nie będzie wyglądał tak jak w filmach. A ten film pokazuje coś zupełnie innego - pokazuje człowieka w obliczu nieuniknionej zagłady. Nie ma żadnej nadziei, ze będzie lepiej, i ludzie mogą co najwyżej starać się umrzeć w godny sposób. A to w jaki sposób świat się skończył - czy to ważne? czy ojcu robiło róznicę to czy kilka lat temu była wojna, w ziemię uderzyła kometa czy wybuchł superwulkan? Nie! Ważne, że Ziemia umiera, że ludzie jedzą siebie nawzajem i starają się przetrwać za wszelką cenę. I ważne, ze niektórzy starają się zachować resztki człowieczeństwa w sytuacji w której nie ma ku temu żadnych racjonalnych przesłanek. Błędy logiczne? Ci co tak piszą niech się logiki trochę poduczą.
Ja dałem 9/10
Ja film oceniłem 7/10 dlatego, że średnio trzyma w napięciu i ma mało zwrotów akcji. Zakończenie nie wyjaśnia czy chłopiec dotarł do celu podróży i co ewentualnie mógłby tam zastać. Pozostawia też lekki niedosyt u widza i rozczarowanie zbyt łatwym i optymistycznym zakończeniem, jak na tak ciężki gatunek filmu.
Niewiarygodne dla mnie było przepłynięcie w pław do statku na mieliźnie przez ojca chłopca. Po pierwsze był to wyczyn w taką pogodę jesienną zupełnie nadludzki, po drugie facet był u kresu sił, kaszlał i pluł krwią. Więc po co to zrobił, przecież więcej ryzykował niż mógł zyskać, a i nikt inny przy zdrowych zmysłach, tak by nie postąpił.
o do naszego bohatera i pływaniu :
wiedział że na statku morze znaleźć leki więc zaryzykował i tak nie maił nic do stracenia bo umarł chyba 2 dni później :(
a pływanie: widziałeś jak zastrzelił tego kolesia z łukiem trafił mu prosto w łep a przecież bandzior zasłaniał się jego synem,
a morze był jakimś komandosem albo coś takiego przecież i tak doskonale radził sobie w świecie
Doskonały dramat psychologiczny osadzony w realiach sci-fi. Po obejrzeniu "book of eli miałem" pewne obawy co do jakości tego filmu, na całe szczęście niesłusznie. Brak: uzasadnienia apokaliptycznych realiów, happy endu, efektów specjalnych i nieprzebranych hord przeciwników wchodzących wprost na strzał głównemu bohaterowi sprawia, że w kategorii filmów będących czymś więcej niż pustą rozrywką ląduje bardzo wysoko. Ciekawe co krytykujący "drogę" powiedzieli by o "stalkerze"...