Najbardziej pesymistyczny i schizoidalny film, jaki dane mi było oglądać. W każdym innym podejściu do tematu (może poza kiczowatym "Ostatnim brzegu" o epidemii biegunki) istnieje jakaś nadzieja na odratowanie ludzkości. Tutaj ludzie właśnie są przeszkodą do odbudowania cywilizacji. Każdy najmniejszy kontakt z drugim człowiekiem staje się zagrożeniem, a ludzie dzielą się na zwierzynę łowną i myśliwych, którzy sami mogą zostać zjedzeni przez silniejszą grupę. Jedynym tytułem, który mi się kojarzy jest gra Manhunt, tam jednak, choć główny bohater może z początku jedynie uciekać, zyskuje jednak możliwość przejęcia kontroli nad sytuacją.
Książka, na której bazuje film powstała w wyniku rozkminek autora po paru głębszych nad tym, jak za kilkadziesiąt/kilkaset lat będzie wyglądał hotel, w którym postanowił się ubzdryngolić, ale można ją traktować jako doskonałe odzwierciedlenie świata ludzi, którzy wpadli w sidła zaburzeń psychicznych (i po obejrzeniu ekranizacji, to ona będzie się im śniła po nocach, zamiast obozów koncentracyjnych) - którym uszkodzone mechanizmy obronne, zaprogramowane na "przetrwanie za wszelką cenę", nie pozwalają na realizację podstawowego instynktu człowieka - instynktu stadnego.
Daję 10/10, może dlatego, że z okazji świątecznego picia odłożyłem na bok antydepresanty.
aj ta moja sfatygowana pamięć - równie pesymistyczny, choć o innym charakterze (tu dopatrzyłem się jedynie typowych dla poddanych Jaruzelskiego nastrojów):
http://www.filmweb.pl/film/O-bi%2C+o-ba+Koniec+cywilizacji-1984-8239
Nie tylko Jaruzelskiego, a nawet nie tylko systemów totalitarnych ale także własnych przekonań, wierzeń i wyobrażeń. To coś co pęka może być przecież naszą głową a przedstawione sytuacje mogą być kontrastem tłoczących się myśli. Pan złota rączka nie musi być dosłownym specjalistą od spraw technicznych. Film powstał kiedy powstał dlatego generał narzuca się niejako z automatu.
nie chodzi o PRL, tylko o nastroje towarzyszące jego końcówce - kraj zdawał się upadać, natomiast nic nie zapowiadało jego końca - ani reformy Wilczka, ani Okrągłego Stołu. W 1985 (zdaje się) roku p. Brzeziński twierdził, że nic się w sytuacji geopolitycznej przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie zmieni, jeszcze kilka lat później premier Mazowiecki pytał się oficjalnie Moskwy, czy nie zrobią nam wjazdu na chatę. No i RAZ twierdzi, że dopiero w 1985 roku w Partii zaczęli znikać marksiści.