Znakomite efekty to wielki atut tego filmu, jednak coś, co popsuło mi jego odbiór to masowe przeginanie z efektami. Tornado w pokoju, supernowa w salonie, wciągnięcie w tv?? To chyba nie duch tylko armia demonów na amfetaminie. Z tego powodu mnie nie przestraszył tylko znudził. W zasadzie wątki komediowe wyszły lepiej niż horrorowe. Też mieliście takie odczucia?
W chwili premiery te efekty musiały robić wrażenie, ale teraz ten film to ciężkostrawny kicz, który średnio bawi, a już na pewno nie straszy. W tym filmie nie ma za grosz klimatu, jedynie popisywanie się coraz bardziej widowiskowymi efektami specjalnymi. Niektóre starsze horrory o nawiedzonych domach - jak choćby The Haunting czy Legend of Hell House - znacznie lepiej zniosły próbę czasu i dalej potrafią urzekać swoją gęstą atmosferą. No ale to filmy zbudowane na klimacie, a nie jarmarcznych sztuczkach Szpilberga.
"W zasadzie wątki komediowe wyszły lepiej niż horrorowe", bo to jest bardziej pastisz, kpina z konwencji horroru, niż bona fide horror. Zauważ zresztą liczne cytaty i nawiązania do klasyki gatunku, choćby do "Lśnienia", "Egzorcysty", "Dnia Tryfidów", może nawet "Dziecka Rosemary" (demony we współczesnym mieszkaniu i ta kołysanka na końcu). "Duch" jest parodią i kto próbuje brać go poważnie, robi podstawowy błąd, skutkujący niewłaściwymi oczekiwaniami. Film jest "przegięty", bo taki właśnie ma być. Pewną kiczowatość efektów (te groteskowe "potwory", "rozciągnięcie" korytarza przywodzące na myśl wizje pod LSD) zastosowano tu celowo. Hooper i Spielberg przywołują klasykę horroru, ale po to, żeby robić sobie z niej "jaja". Malutka i grubiutka Zelda Rubinstein zamiast tajemniczego, nieco mrocznego Maxa Von Sydova - już to dużo mówi. :-)