Zakończenie filmu zakrawa na infantylnie pensjonarską szczyptę monotonii złośliwie książkowo przewidywalnej, lecz mimo tego film broni się bagażem swoich wartości i wrażliwości ulotnych chwil wymuskanych z całości. (nie widziałam tego dodatkowego zakończenia)
Film z pewnością niesie pokrzepienie dla wielu serc dziewczęcych i nadzieję na to, że mają one szansę na odnalezienie swej prawdziwej miłości pomimo wszelkich życiowych przeszkód... Chyba, że te dziewczęta pomyślą sobie taka jak ja, w momencie gdy Elżbieta wychodziła o poranku na łąkę pod koniec filmu, że jeżeli spotka ona wówczas pośród mgieł pana Darcy'ego to uznam, że miłość istnieje tylko w książkach i filmach...
Tak naprawdę zakończenie zaskoczyło mnie swym nadejściem, gdyż najpewniej nadgryziona już lekko goryczą spodziewałam się łzawej tragedii kończącej film niemożnością połączenia się kochanków. Oczekiwałam dramatu, lecz ofiarowane mi zostało zaskoczenie, które jednocześnie niestety zachwiało dla mnie całą wiarygodnością filmowej historii... Lecz powtarzam, być może to jedynie wina goryczy w tymże wrażeniu.
Film otrzymał ode mnie ocenę najwyższą z możliwych.
Po pewnych przemyśleniach i ochłonięciu, nie podnosiłam emocji, które opadły, lecz postanowiłam dać jednak ciut niższą ocenę niż najwyższa. Aczkolwiek nie ukrywam, że film przyniósł mi zarówno emocje pozytywne jak i negatywne...