PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=751495}

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor

Dungeons & Dragons: Honor Among Thieves
7,1 29 208
ocen
7,1 10 1 29208
6,1 18
ocen krytyków
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
powrót do forum filmu Dungeons & Dragons: Złodziejski honor

Bez wykwintnych ozdobników i subtelnych przypraw. To estetyka tosta z szynką i serem, ale taka najulubieńsza. Co z tego, że składniki z dyskontów, przetworzone i znane na pamięć, skoro wciąż smakuje. Wcinasz z dobrymi kumplami i przypomina Ci się mamusiowa kuchnia sprzed lat, sycisz swą nostalgię i przyzwyczajenia. Nie musisz, niczym Emil w "Ratatuj", udawać że wyczuwasz tutaj coś więcej, “chyba bukiet”, bo jakiś górnolotny buc każe Ci się zachwycać. Najnowszy D&D to rzecz absolutnie lekkostrawna i pozbawiona pretensji. Po paraboli ostatnich dań bez wyrazu („Kenobi”) oraz maestrii kulinarnych kontrastów, wysublimowanych i przemyślanych niczym śledzie w karmelu („Willow”), przyjąłem pozycję duetu Goldstein-Daley z lekkim wahaniem, jednak w połowie posiłku już miałem ochotę na repetę.
O fabule nie ma co pisać. Jest konwencja high fantasy, są bohaterowie inkarnowani z kart postaci papierowego erpega, jest wyprawa. Najeżona magią, niebezpieczeństwami, pojedynkami, tałatajstwem do ubicia. Oręż płonie mistycznym ogniem, nieumarli mają blade lica i ciemną odzież, magowie wypluwają z paluchów kule ognia, bard śmieszkuje, paladyn wojuje. Wszystko na swoim miejscu. Abstrahując od gówniakowych (i nigdy nieprzebrzmiałych!) fascynacji pecetowymi Baldurami i powieściami R.A. Salvatore, z radością powitałem fakt, że oto mam przed sobą uniwersum koherentne, które opisywaną rzeczywistość traktuje niczym status quo. Faktem jest, że w „Złodziejskim honorze” dużo jest gagów, absurdalnego humoru i slapstickowych wygibasów, jednak reżyserski duet mruga do widzów W RAMACH świata przedstawionego, a nie SPOZA niego. Niesłychanie odżywcza rzecz, obejrzeć tak spójne dzieło, zwłaszcza po tylu latach mordęgi ze znienawidzonym przeze mnie hybrydowym kinem spod znaku Marvela, albo okropnymi potworkami w stylu serialowego „Willowa” – łączącego teen drama ze światopoglądową papką, brak światotwórczej ambicji nieudolnie maskującym bezstylowymi pogoniami, dokonywanymi w rytm gitarowych riffów (!).
Lekkość dramaturgiczna najnowszego D&D wynika z kampowego charakteru opowieści. Goldstein-Daley zdają się bezbłędnie rozumieć, że w alegorycznym przedstawianiu współczesności, filmowe fantasy zatraciło swą podstawową funkcję, jaką winno być obcowanie z nierealnym. Akcentując kwestie rasizmu, feminizmu, seksualnej orientacji, tożsamości płciowej oraz etnicznej inkluzyjności, nierealne staje się realnym – w tym najgorszym, niedopuszczalnym dla fantasy sensie. Ważkość problematyki społecznej, indywidualnej, płciowej (…) nie jest dla fantasy obca, jednak powinna wynikać ona z ram przedstawionego świata oraz zarysowywać się w ramach opowiadanej historii. Kamp nie jest już tutaj kontrkulturowy, nie stanowi oręża wymierzonego w mainstream. Filmowe fantasy głównego nurtu samo stało się kampowe, ironicznie podchodząc do nierealnego, rozumianego jako niedojrzałe, błahe, fasadowe i dziecinne. Radość wyobraźni zastąpił wątpliwej jakości subiektywny dyskurs nt. osobistej wolności, przeniesiony żywcem z ulicznych manifestacji, tak samo krzykliwy i równie zbędny. I to chyba największa zasługa duetu scenarzystów-reżyserów „Złodziejskiego honoru”: twórcy nie wstydzą się materiału źródłowego. W tym świecie zmiennokształtni przybierają najrozmaitsze formy, oręż szczęka w zwarciu, „Wysysacze mózgów” wysysają mózgi, zaś moc posiada się po to, by nią wymachiwać.
A jakież to wymachiwanie jest zgrabne, jakież pełne gracji! Choreografia potyczek jest starannie przygotowana, solidny montaż umożliwia bezproblemowe nadążanie za każdym ciosem oraz inkantacją. Zadziwiająco dobre CGI spełnia swoją rolę zarówno w scenach masowych, jak i tych, gdzie rolę odgrywa detal. Niezmiernie cieszy fakt, że kompetencja grafików nie przeszkodziła ekipie filmowej w zastosowaniu bardziej praktycznych efektów specjalnych. Urocza animatronika nekromantycznie wskrzeszonych wojów w jednej ze scen filmu, jak żywo nasunęła mi skojarzenia z kultowym „Powrotem żywych trupów” (1985) O’Bannona. Aż żałość bierze, że nie zastosowano tak popularnego w latach 80-tych efektu maski, by złudzenie szczegółowości horyzontu osiągnąć za sprawą malowanego tła, bo właściwie tylko w takich scenach grafika komputerowa zawodzi: płaskość i mglistość krajobrazów daje znać o sobie zarówno w lesie elfów, jak i w scenach ukazujących majestat miasta Neverwinter.
To jednak tylko szczegóły, zważywszy na to, jak szerokie pasmo geograficzne upchnięto do filmu. Akcja przenosi się z Doliny Lodowego Wichru do Neverwinter, jednak zajrzymy także do Podmroku oraz licznych siół i wiosek Wybrzeża Mieczy, z których każde zobrazowano z należytą pieczołowitością, z równym oddaniem kostiumologów oraz scenografów. Przy okazji, wspominając o kalejdoskopowości miejscówek, spotkałem się z licznymi opiniami zarzucającymi filmowi brak spójności dramaturgicznej, bezczelnie wykorzystującemu kanwę papierowej sesji do zabawy kolażem atrakcji. Zupełnie się z tym nie zgadzam. O ile można taką interpretację przyjąć w pierwszej połowie filmu, gdzie werbowanie członków drużyny to niemal adaptacja przykładowego „rolpleja”, o tyle w drugiej większość wątków ładnie się zazębia, a ostatnie pół godziny seansu to istny rollercoaster, pełen emocji heist movie, w którym cały wcześniejszy sztafaż charakterologiczno-atrybutowy znajduje swe zastosowanie i odpowiednie ujście.
A propos bohaterów: nie wierzcie w zarzuty nt. choroby „woke culture” i tym podobne bzdury. Prezentowane w filmie ziemie kontynentu, wg podręcznika Forgotten Realms również stanowiły istny tygiel etniczno-kulturowy, a obsadzenie ziem filmowego Faerunu ludźmi i nie-ludźmi o różnej proweniencji, morfologii i kolorze skóry jest równie naturalne, jak poobiednia drzemka. Tym bardziej, że każda z wprowadzonych na ekran postaci posiada wiarygodne zaplecze fabularne, realne rozterki i należyty czas ekranowy, by ich grubo ciosane charakterystyki odpowiednio wybrzmiały. Chris Pine ma szelmowski błysk w oku i wachlarz ironii, którą przykrywa bruzdy z przeszłości, Justice Smith jest nośnikiem większości wizualnych gagów, jednak w swojej nieporadności i szczerej trosce bliżej mu do ekranowego everymana aniżeli wnerwiającego, czarnoskórego sidekicka z pierwszego kinowego D&D. Rege-Jean Page jako posągowy paladyn i Michelle Rodriguez w roli walecznej Holgi wypadają nieco mniej ciekawie, jednak wciąż wiarygodnie i konsekwentnie. Najwięcej problemu mam z postacią Doric (Sophia Lillis), na którą zwyczajnie zabrakło pomysłu. Wisienką na torcie jest jednak Hugh Grant, starzejący się niczym wino, którego wachlarz ekspresji i zdolności mimiczne przekonać mogą do aktora nawet jego najzajadlejszych krytyków, bo jako Forge zawiera cechy najbardziej śliskiego polityka-oportunisty, którego wciąż chce się słuchać.
Na zakończenie wypada docenić finałową rozpierduchę filmu. Wszystko jest zwarte, ładne, przejrzyste. Każdy z bohaterów działa niczym trybik w machinie z duszą, starania bohaterów w walce ze szwarccharakterem przeżywa się i docenia, a że pozbawione są zbędnych dłużyzn i nieprzegadane, to tylko dodatkowy atut.
Mam ochotę na więcej, w tym samym stylu. Film nie zarabia dobrze, jednak może wyniki box office’u okażą się wystarczające, by grupa wizjonerów (lub przynajmniej zdolnych rzemieślników) dostała od Paramount zielone światło i budżet na ciąg dalszy, bądź przynajmniej porządny spin-off. Obym nie musiał czekać kolejnych dwudziestu lat.

ocenił(a) film na 8
Bolczyslaw

Dokładnie moje odczucia. Bardzo sprawnie zrobiona, bezpretensjonalna przygoda. Na dwie godziny przeniosłem się do tego świata.
Przy okazji - świetnie napisane, mogłeś to dać jako recenzję.

ocenił(a) film na 8
zla_mysz

Aha, i nie rozumiem występujących w niektórych recenzjach zarzutów o przegadanie - przecież każdej z pojawiających się narracji towarzyszy opowieść wizualna, często bardzo fajna plastycznie (czerwoni magowie).

ocenił(a) film na 8
zla_mysz

Wolałem dać jako komentarz - zazwyczaj więcej osób to czyta i z automatu rodzi się szansa na jakąś dyskusję;)
A co do przegadania: tutaj i tak wybrnięto nad wyraz zręcznie z impasu, jakim było niebezpieczeństwo wprowadzenia wybijającego z trzonu opowieści wątku fabularnego (vide prolog "Łowcy i Królowej Lodu [2016], który zdominował resztę wątków i trwał chyba 20 minut). Nie dość, że prolog zarysowany został bardzo plastycznie, to dodatkowo wprowadził faktycznie ważne dramaturgicznie wątki, które swoje rozwiązanie znalazły w późniejszych partiach filmu: nieudolność magiczna Simona, opiekuńczość i lojalność Holgi, "sztandarowy" czar Sofiny, itp. W dodatku, scenarzystom ta sztuka udała się bez konieczności tworzenia kolejnego "origin story", a jednocześnie uczynili opowieść strawną i zrozumiałą dla widza nieobeznanego z Forgotten Realms i D&D, a to wcale nie było łatwym zadaniem.

ocenił(a) film na 7
Bolczyslaw

Jakby czytać recenzję z CD-Action sprzed 20 lat

ocenił(a) film na 8
Bolczyslaw

film dobry w przeciwieństwie do mięsa z plugawej świni

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones