Ludzie, to jest film. Dzieło artystyczne, przeznaczone dla konkretnego medium, zupełnie inne niż książka, którą się czyta kilka godzin, a wy chyba szukaliście realistycznej rekonstrukcji zdarzeń, gdzie w gatunku filmu macie napisane "DRAMAT, WOJENNY", a nie "DOKUMENT". Przestańcie pierd*lić, że film niewarty świeczki, czasu i bólu dupy od siedzenia na kanapie, bo ogląda się to po prostu świetnie. Nolan to mistrz, który z wiekiem robi się coraz lepszy. Jestem fanboyem? Nie, ale też nie zamierzam szerzyć tej gównianej opinii, że jest taki zajebisty, bo tak. Zimmer też wykonał kawał świetnej roboty, implikując w film wyjątkowo dobrze przemyślaną ścieżkę dźwiękową.. No, a nie? Zabieg z tykaniem zegarka sprawdzał się już w Drive, w Mrocznym Rycerzu, w wielu innych filmach i jakoś nikt nie narzekał.
To wszystko ze sobą współgra, jest po prostu całością, którą ogląda się równie przyjemnie, jak spija się śmietankę ze świeżo zaparzonej kawy. Zostawia leciutki niedosyt, co sprawia, że chcemy więcej. 106 minut mija jak przerwa w szkole.
A teraz prośba do ludzi, którym przeszkadza brak litery na oznaczeniach jakiegoś tam okrętu.
Idźcie stąd.