Dość zabawne że film ma wyższą notę od idealnego pierwowzoru(nie patrząc na ilość głosów)
Kiedy pisze te slowa, na szczescie pierwowzor z 1957r ma wiecej glosow niz remake. Jestem swiezo po obejrzeniu tej wersji i musze przyznac, ze ustepuje znacznie dzielu w rezyseri Lumet'a. Gdyby nie Jack Lemmon i George C. Scott ( przysiegly numer 3) film nie zyskalby chyba w ogole barw. Byc moze bede malo obiektywny, gdyz wersje czarno-biala ocenilem wyzej niz ta, ale film ratuje tylko wyzej wymieniona gra aktorska oraz koncowka filmu w scenie przy windach, ktora podkresla podzialy miedzy bohaterami przedstawienia.
Poki co, nie stworzono lepszego remake'u - Henry Fonda i pozostali z 1957 roku pozostaja dla mnie "bunch of guys" 12 angry men
Mam podobne odczucia, o tym czy film tego typu będzie dobry decyduje przede wszystkim aktorstwo. Wydaje mi się że najlepiej dał sobie z tym radę James Gandolfini (przysięgły nr 6), inni w miarę sobie poradzili - nie licząc 2 gości którzy całkiem zawalili rolę. Mówię tu o Tony Danza (nr 7) i Mykelti Williamson (nr 10). Kompletnie nie podołali i nie potrafili się wczuć bo nie wiedzą jak grać kogoś o takim charakterze.
Ale i tak nie żałuję 2 godzin, dobrze było obejrzeć odświeżoną wersję. Ja daje 6/10. Dla porównania oryginałowi z '57 dałem maksa.