Znając opinie o nim obejrzałem, nastawiając sie na straszną kaszanę, ale w sumie nawet mi się spodobał mimo kilku wad - za dużo patosu, typowych zagrywek - cel kosmitów to znów Nowy Jork, przemądrzali ludzie z rządu itp, za mało Cleese na ekranie, niektóre wątki niewykorzystane i uogólnione.
Ludzie piszą, że Keanu był drewniany - bo miał rolę kosmity, który jest w tymczasowej ludzkiej powłoce i musi używać mowy do porozumiewania się z ludźmi. Jest na planecie kimś w rodzaju inspektora sanepidu/rzeczoznawcy, który przychodzi do mieszkania dłużnika, więc nie będzie sypał żartami i się uśmiechał do ludzi, żałosnej cywilizacji niższego rzędu.
Podobały mi się dwa niedopowiedzenia. Kim było ciało Klaatu wcześniej - akcja na początku filmu, oraz scena pod koniec *
Film mimowolnie trochę mi się kojarzy z "K-Pax'em", który jest lepszym filmem.
Podsumowując to film dla niezbyt wymagających widzów, którzy chcą czymś zająć czas na 100 minut i może pomysleć nad morałem jaki ten film mimo wszystko niesie.
*SPOILER - gdy wyłączyły się wszystkie zdobycze techniki, od satelitów po zegarki naręczne. Czy ziemia od tej pory miała zaczac sobie radzić bez tego? Ludzie mieli zastapić ta kupę złomu i elektroniki na przyjazne dla środowiska domy i urządzenia? SPOILER